Forum www.ouzaru.fora.pl Strona Główna

 [WH-Freestyle] Łzy Arianki

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
Serge
Parias



Dołączył: 23 Sty 2011
Posty: 178
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Dunbar, Szkocja

PostWysłany: Pon 17:01, 05 Lis 2012    Temat postu: [WH-Freestyle] Łzy Arianki



ROZDZIAŁ I: PROPOZYCJA NIE DO ODRZUCENIA



Jesień powoli ustępowała zimie, co dało się odczuć od co najmniej tygodnia. Powiewy północnego wiatru wdzierającego się do celi trudno było wytrzymać, zwłaszcza wieczorami i nocami. Przez niewielkie okno wykute w suficie dwójkę więżniów dobiegał gwar rozmów, fetor zwięrzęcych fekaliów przemieszanych z zapachem towarów, które wystawiane były gdzieś na okolicznych straganach, a nocą szmer rozmów, gdy inni załatwiali swe interesy osłonięci peleryną zmroku. Od wolności dzieliły ich kajdany na przegubach dłoni i prawie metrowa ściana.

Nie łudzili się jednak, że kiedykolwiek będą się mogli cieszyć widokiem bezchmurnego nieba czy zapachem i smakiem ciepłej, dobrej strawy. Wyrok brzmiał dla nich bowiem jasno i klarownie - śmierć przez powieszenie. To jedyne, co ich łączyło. Micaela, dziewczyna o nieprzeciętnej, południowej urodzie, ubrana jak włamywaczka oraz Luc, mężczyzna, który swą posturą dawał jasno do zrozumienia, że w swoim życiu nieraz rozwalił komuś łeb, lub odebrał życie (jednocześnie wyglądał tak, jakby pokłócił się z balwierzem). Mijał właśnie drugi tydzień, jak siedzieli razem w lochu. Następnego dnia mieli zostać straceni, więc przynajmniej rozmowami umijali sobie czas, choć jak do tej pory ani jedno, ani drugie nie zapytało się o powód odsiadki współtowarzysza.

Po południu, w porze gdy zwykle podawano posiłek a raczej miskę czegoś, co tylko w oczach desperata mogło aspirować do tego miana, drzwi celi otworzyły się z hukiem i do środka wszedł młody, na oko trzydziestoletni mężczyzna odziany w dobrej jakości zbroję i barwy świadczące o tym, iż nie jest zwykłym żołnierzem. Na barku dzierżył dwuręczny młot bojowy i widać było, że raczej nie nosi go od parady, zaś w lewej ręce zaciskał złoty łańcuszek kończący się kometą z dwoma ogonami - znakiem Sigmara. Towarzyszyło mu dwóch strażników, a więźniom od razu rzuciło się w oczy, że sposób, w jaki mężczyzna się poruszał, przywodził na myśl kogoś z wojskowym przeszkoleniem. Obrzucił wzrokiem Micaelę i Luca. W jego szaroniebieskich oczach nie było cienia życzliwości.



- Zostawcie nas samych! – Zwrócił do strażników tonem nie znoszącym sprzeciwu a ci posłusznie wypełnili jego rozkaz. Mężczyzna poczekał, aż zamkną za nim drzwi i rzekł. – Nazywam się Arkadius Aderhold i jestem jednym z akolitów jaśnie nam panującego księcia Middenheim. Czas nagli, więc od razu przejdę do rzeczy. Siedzicie po uszy w gównie a ja reprezentuję ludzi, którzy mogą was z niego wyciągnąć. Oczywiście nie za darmo. - Uśmiechnął się równie ironicznie, co niebezpiecznie.
- To znaczy? - mruknął Luc, siedzący w kącie celi. Jego zimne, niebieskie spojrzenie świdrowało akolitę.
Ten odchrząknął, zaciskając lekko dłoń na drzewcu swej broni, co nie umknęło uwadze Micaeli.
- Moja propozycja jest prosta: pomożecie nam znaleźć pewien przedmiot, który książę pragnie mieć w swojej kolekcji, a odzyskacie wolność i być może zostaniecie wynagrodzeni. - Arkadius spojrzał na nich. - Najemnik, który zabił jednego ze strażników miejskich, a dwóch dotkliwie ranił, tak, że ich żony będą mieć problem z rozpoznaniem swych mężów, jeśli oczywiście się z tego wyliżą i złodziejka... - Tu przeniósł wzrok na dziewczynę - która skradła berło księcia, a potem sama się sprzedała, bo miała za długi jęzor chyba zrobią wszystko, by jeszcze trochę pożyć, czyż nie? Macie dziesięć minut na zastanowienie. Drugi raz nie dostaniecie takiej szansy.
Aderhold uderzył trzy razy pięścią w drzwi, po czym wyszedł z celi zostawiając więźniów samych.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ouzaru
Blind Guardian



Dołączył: 23 Sty 2011
Posty: 110
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 19:08, 05 Lis 2012    Temat postu:

Micaela

Za kratki trafiła pierwsza, Luc dołączył do niej następnego ranka. Właściwie nie byłoby jej tutaj, gdyby nie własna głupota i za długi język. Ale jak to mogło być, że nikt się nie dowie, że to była ONA? Kto potrafił zakraść się do zamku, ukraść berło i wyjść z nim w jednym kawałku? A kto przy okazji był na tyle odważny (bądź głupi), by przy okazji zakraść się do prywatnej komnaty i zostawić Księciu liścik o treści: ”Kiedy nie będziesz znowu wiedział, kto to i na kim psy wieszać, wiedz, że byłam to ja. Mika.” Oj, była z siebie dumna. Następnego ranka miała się odbyć jakaś ważna uroczystość, a Książę pojawił się na niej bez swojego symbolu władzy, co wywołało niemały skandal i zostało odebrane jako obraza. Delegacja z dworu Imperatora ponoć bardzo nieprzychylnie zaczęła się wyrażać o rządach mężczyzny, który pozwolił się okraść i bezpieczeństwo miasta stanęło pod znakiem zapytania. Ponoć nawet chcieli go odsunąć od władzy, bo skoro jakaś złodziejka zabrała mu berło i zakradła się do jego sypialni, mogła równie dobrze wykraść ważne dokumenty, traktaty handlowe czy pisma wagi państwowej. I co by się stało, gdyby sprzedała to wrogu?
Nim Mika się obejrzała, cały półświatek wiedział o nagrodzie za dostarczenie jej żywcem do zamku i w końcu ktoś się połasił na szkatułkę pełną złotych monet. Sprzedajne świnie! Cóż, z drugiej strony nie musiała się chwalić i mogła siedzieć cicho, nadal będąc tą dziwną złodziejką, która kradła dla przyjemności oddawania tego innym. Jeśli jakaś dama za bardzo się obnosiła ze swoimi nowymi klejnotami, pewnym było, iż następnego dnia znajdzie je na ołtarzu i nigdy nie odzyska. Rodzice nie pochwalali tego, co robiła i cała rodzina odwróciła się od niej, gdy tylko zaczęła kraść, jednak na wieść o tym, że ma zostać stracona, cały ród postawił się i pragnął swoimi wpływami “wymusić” na władcy zmianę kary. Na, na przykład, jakieś dożywocie w kamieniołomach lub gnicie w więzieniu, choć najchętniej wygnanie do kraju, w którym się urodziła. Nikt nie chciał, by córka Ilarii, której daleki kuzyn zasiadał na tronie Luccini, została stracona. Naciskali więc na Księcia Middenheim, jednak ten był niewzruszony. Miałby wypuścić kobietę, która upokorzyła go w oczach całego Imperium?

Tak, to było głupie. Nie było dnia, by o tym nie myślała i nie żałowała, że postąpiła tak lekkomyślnie. Bo co z tego, że berło następnego wieczora nagle - cudownym trafem! - się znalazło? Nie miała zamiaru go zatrzymywać, czy sprzedawać. Chciała tylko... się popisać. No i zrobiła to, jednocześnie samej wyznaczając sobie karę śmierci. Wątpiła, by ją oddał. Jakby to wyglądało w oczach Imperatora, że Książę dał się przekupić lub zastraszyć innemu miastu? Jeszcze jakby chodziło o Nuln, ale to przecież była Tilea, odrębne państwo, które rządziło się innymi prawami. Słyszała, że delegacje wciąż przybywały na dwór, by coś zdziałać w jej sprawie, ale niewiele to dawało.
Robiło się coraz zimniej, a ona musiała spać na kamiennej pryczy, którą przykrywał jedynie worek wypchany stęchłą słomą. Trzy dni temu zaczęła kaszleć, co zaowocowało drwiącymi uśmieszkami strażników. Była cała zdrętwiała z zimna i miała wrażenie, że nawet gdyby ktoś zostawił otwartą celę, nie miałaby siły, by z niej uciec. Kiedy ją pojmali, znajdowała się w karczmie i ubrana była w proste, czarne i niezbyt grube odzienie. Bo i po co ubierać się grubo, gdy ciepły płaszcz wisi w pokoju? Teraz tęskniła za nim i oddałaby wszystkie skarby świata, by móc się owinąć bawełnianym materiałem i choć odrobinę ogrzać. Najgorsze było to, że za kratą siedział wielki facet, który zapewne był również ciepły, a ona nie mogła nic z tym zrobić. Czasami, gdy temperatura w nocy spadała i z ich ust unosiła się para, kładli się przy kracie, by choć plecami się dotykać między lodowatymi prętami i jakoś wspólnie rozgrzać.

W głowie miała tylko jedną myśl - czy ją stracą, czy póki co zostawią - nie dożyje do wiosny. Od ciągłego zimna traciła czucie w koniuszkach palców, zaczęła chudnąć i jeszcze ten kaszel. Wiedziała, że nikt nie przyśle medyka. Będą woleli, żeby się wykończyła na zapalenie płuc, by później mogli zapakować jej ciało w worek i wysłać do Tilei. Jedyne, co pozostawało kobiecie, to modlitwy do Ranalda i wysłuchiwanie ciągłych drwin strażników.
- Jak jesteś taką świetną złodziejką, czemu nie wykradniesz siebie z więzienia? - Rechotali.
- Pfff, mogłabym to zrobić w każdej chwili - burczała na nich. - Wolę jednak, by wasz ukochany książę się jeszcze trochę pomęczył z moją rodziną. - Uśmiechała się złośliwie i zwykle po takiej odpowiedzi chodziła później z opuchniętym policzkiem i siniakami.
Nie wiedziała, kiedy się zamknąć, ale chociaż w końcu Ranald wysłuchał jej ciągłego gadania i zesłał szansę, o którą go tak żarliwie błagała. Była młoda i piękna, nie chciała jeszcze umierać, co chyba każdy rozumiał.
Po wyjściu Młota, jak go w myślach ochrzciła, zastanawiała się przez dłuższą chwilę. Co takiego pragnął zdobyć Książę? Jak mieli zamiar zmusić ją do tego, by współpracowała i nie uciekła? Taka okazja mogła się już drugi raz nie trafić, więc leniwie przeniosła spojrzenie na Luca, ciekawa, jak on zareaguje na tę propozycję. Miała nadzieję, że nie będzie się długo namyślał, bo cały czas marzła i nawet chuchanie w dłonie niewiele dawało.
- I co sądzisz? - Zapytała po dłuższej chwili, w czasie której mężczyzna się nie odezwał.
Polubiła go. Miał cierpkie poczucie humoru, potrafił być jak drzazga w dupie i zamęczał ją swoimi niedwuznacznymi propozycjami, ale nudno by jej było bez niego. Poza tym, czego się nie wybaczało przystojnemu mężczyźnie? Dużo rozmawiali, umilając sobie czas opowiastkami o swoich przygodach. Mika uwielbiała chwalić się, czego to nie ukradła i kogo to nie wkurzyła, a on chętnie słuchał. Sam nie zdradzał za wiele i chyba nie tylko jej, gdyż często go zabierali na przesłuchania, z których wracał poobijany i ledwo trzymający się na nogach. Zastanawiała się, co takiego zrobił i czego nie chciał powiedzieć, ale nie pytała o to. Każdy miał prawo prywatności, nawet w więzieniu.
- Jak to co sądzę... - mruknął, zerkając na nią. - Jeśli się nie zgodzimy, stracą nas. Jeśli się zgodzimy, możemy zdechnąć gdzieś po drodze, a poza tym nie powiedziane jest, że jeśli zrobimy, co nam każą, puszczą nas wolno. Nie ufam książętom i ich przydupasom. - Splunął ostentacyjnie, na co ona się nawet nie skrzywiła. - Tak, czy siak, nie mamy wyboru, a wolę cieszyć się świeżym powietrzem, niż towarzystwem szczurów i tym mrozem nad ranem...
- Możemy spróbować uciec. - Zasugerowała, rozcierając skostniałe i pozbawione czucia opuszki palców.
- Pomyślałem też o tym... - Skinął jej głową. - W czasie drogi może się dużo rzeczy wydarzyć. Nie sądzę, by nas puścili samych, ale na szlaku grasują orki, gobliny... wypadki chodzą po ludziach. - Wyszczerzył się w szerokim, o dziwo pełnych białych zębów, uśmiechu.
- Czytasz mi w myślach. - Zatarła dłonie, wciąż je rozcierając. - Ja nie zabijam, ale nikt nie powiedział, że nie mogą ich zabić trudy podróży.
Miała swoje zasady. Obiecała sobie i innym, że nie weźmie miecza do ręki i nigdy nikogo nie zabije, no chyba że jej lub kogoś życie będzie zagrożone. Póki co ładnie unikała takich sytuacji.
- A tak lubiłem to miasto... dobre żarcie, ponętne kobiety.... - Luc rozejrzał się po ścianach ociekających wilgocią. - Jeśli uciekniemy, więcej nasza noga nie będzie mogła tu stanąć... pewnie i w całym Middenlandzie będą nas ścigać. Cóż, zawsze lubiłem zwiedzać nowe światy... może pojadę do Tilei...
- Ja na pewno się tam wybiorę. - Westchnęła, niezbyt zachwycona tą perspektywą.

Oglądać znowu rodzinę i kuzynostwo. Wysłuchiwać tych samych pretensji i zażaleń, jakby to ona sama decydowała o tym, kim była. Cóż, tak właśnie było, ale lubiła twierdzić, że to sam Ranald ją nawiedził w śnie i pokazał drogę, którą powinna podążać.
- Mam rodzinę w Luccini. - Wyjaśniła po chwili. - Spodobałoby ci się w Tilei, Luc. Ciepło, słońce, wino, pyszne potrawy i zapewniam, że nigdzie nie znajdziesz bardziej ponętnych kobiet. - Uśmiechnęła się do niego.
- A więc mnie przekonałaś - odparł. - Ktokolwiek z nami pojedzie - w czapkę go i do granicy. Przez Bretonię będzie najbliżej z tego, co się orientuję.
- Możliwe. - Zamyśliła się. Nigdy nie orientowała się za dobrze w tym, gdzie co leży, a na mapach się nie znała. Ale skoro mężczyzna wiedział, gdzie należy iść, tym bardziej powinni się wybrać razem. A potem każde w swoją stronę. - Zatem umowa stoi? - Wyciągnęła dłoń między kratami.
- Stoi! - Luc uścisnął ją mocno. - Zatem poczekajmy na tego łysola i obwieśćmy mu “wesołą nowinę”.
Skinęła mu głową i cofnęła się, po czym usiadła na pryczy.
Miała już dosyć tego miejsca, zimna, pcheł, wszy, paskudnego żarcia i faktu, że powoli chudła i musiała się coraz częściej zapinać na wcześniejsze oczko, bo spodnie zrobiły się za luźne. Pragnęła wyjść, rozgrzać się, najeść, wykąpać i porządnie wyszorować, a potem wyspać w miękkim łóżku. Od dwóch tygodni nie widziała choćby miski z wodą, przy czym jej “współlokator” zapewne od jakiegoś miesiąca, więc obojgu przydałaby się kąpiel.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.ouzaru.fora.pl Strona Główna -> Sesje Freestyle'owe! Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
gRed v1.3 // Theme created by Sopel & Programosy
Regulamin