 |
|
Autor |
Wiadomość |
Ouzaru
Blind Guardian
Dołączył: 23 Sty 2011
Posty: 110
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 15:01, 06 Gru 2011 Temat postu: [Fantasy] Dziedzictwo Ghor-A'Suul |
|
|
Wychowałeś się na obrzeżach małego miasteczka Bludmoon, przy samym lesie, w chacie wujka, kowala. Nie znałeś swojego ojca, a matka nigdy nie chciała mówić na jego temat, więc bardzo szybko dostałeś przezwisko "bękart". Na początku nie wiedziałeś, co ono oznacza, a gdy spytałeś się o to wuja, ten jedynie zaśmiał się gromko i od tej pory również cię tak nazywał. Z jakichś względów dzieci w miasteczku zawsze się z ciebie naśmiewały, przezywały i były bardzo niemiłe. Nie rozumiałeś tego, ale gdy oni się śmieli, ty również. W końcu to musiała być jakaś wesoła zabawa, czyż nie?
Do piątego roku życia czas mijał ci bardzo podobnie. Trzymałeś się swojej matki, chodziłeś razem z nią na zakupy i bawiłeś się przez większość dnia przed domem. Jednak gdy tylko trochę podrosłeś, wuj stwierdził, iż dłużej nie będzie utrzymywał takiego darmozjada i pasożyta jak ty. Dostałeś kilka prostych obowiązków. Najpierw musiałeś zamiatać chatę, potem skrobać i myć podłogi, podlewać rośliny w ogródku i chodzić poza palisadę po mleko i jajka. W końcu, gdy skończyłeś jedenaście lat, miałeś na głowie zmywanie oraz pomoc w kuźni. Nie była to ani prosta, ani lekka praca, często wracałeś tak zmęczony, że nie byłeś w stanie nic zjeść, tylko od razu szedłeś spać. Z dnia na dzień wujek wymagał od ciebie więcej i więcej, aż w końcu, w twoje dwunaste urodziny, zdarzył się wypadek.
Jak zawsze wróciłeś styrany, położyłeś się spać bez kolacji i gdy tylko zaszło słońce, nagle twoje serce przeszył ogromny i niewyobrażalny ból. Krzyczałeś, łzy płynęły strumieniami z twych oczu i choć matka próbowała ci pomóc, żadne jej leki czy wywary nie pomagały. Już myślałeś, że to twój koniec. Ból nie ustawał przez całą noc, jednak gdy tylko słońce wstało, zniknął tak samo szybko i niespodziewanie, jak się pojawił. Spałeś bite dwa dni, a gdy się obudziłeś, czułeś się wspaniale. Matka uważała, że to trochę dziwne, jednak jej brat jedynie machnął ręką.
- Ba! Jakbym ja przespał dwa dni, też bym się czuł świetnie!
I tyle było rozmowy na ten temat. Jeszcze przez jakiś czas się zastanawiałeś, co to mogło być, ale gdy przez cały rok objawy nie wróciły, zapomniałeś o całym zdarzeniu. Jednak pojawiła się pewna zmiana - znacznie mniej i wolniej się męczyłeś.
Kolejne lata minęły błyskawicznie. Rosłeś jak na drożdżach, a ciężka praca w kuźni wykuła nie tylko twoje pierwsze mięśnie, lecz również stalowy charakter. W dniu twoich piętnastych urodzin wyszedłeś jak zawsze po zakupy na targ. Dzień był piękny, słoneczny, ale nie dla ciebie. Ledwo wszedłeś na główną drogę, gdy napadło cię kilku starszych chłopaków. Nie miałeś żadnych szans z trzema "bykami". Gdy cię zostawili skopanego i krwawiącego, z trudem doczołgałeś się do domu i jeszcze ci się oberwało od wuja. Krzyczał na ciebie, że nie powinieneś się tak dać. A jeśli nie miałeś dość siły, by ich pokonać, należało użyć głowy i sprytu. Pokazał ci wtedy sztuczkę z kamieniem schowanym w dłoni, doradził też, byś sypał piaskiem w oczy i bił po najczulszych miejscach.
- Nie ma nic złego w radzeniu sobie. Na co zda się honorowa walka, gdy zginiesz? - zapytał, uśmiechając się dziwnie.
Coś zapewne było w jego słowach, jednak nie czułeś się ani gotowy, ani na siłach, by znów się zmierzyć ze swoimi prześladowcami. Wieczór spędziłeś w domu, opatrywany przez matkę. Słońce powoli znikało za horyzontem, a ty poczułeś się bardzo zmęczony. Choć kolacja stała na stole, ty postanowiłeś, że położysz się wcześniej i najwyżej rano zjesz więcej na śniadanie. Jednak ledwo słońce zaszło, twym ciałem znów targnął znajomy ból. Tym razem nie pochodził od serca, a z pleców i promieniował na całe ramiona. Jego ogniskiem zdawała się być lewa łopatka, ale nie byłeś tego pewien. Co ciekawe, gdy tylko słońce znów pojawiło się na niebie, wszystko ustało, a ty - tak jak poprzednio - spałeś dwa dni. Tym razem nawet wuj uznał, że to trochę podejrzane i patrzył się na ciebie dziwnie. Czułeś się dobrze i szybko wróciłeś do pracy w kuźni. Młot stał się dziwnie lekki, przez co straciłeś wyczucie i złamałeś kilka mieczy, ale w końcu się przyzwyczaiłeś.
O feralnej nocy ciężko ci było zapomnieć, jednak po niemal trzech latach wydarzenia po prostu się zatarły w twojej pamięci. Aż do nocy, gdy skończyłeś osiemnaście lat. Znajomy ból wyrwał cię ze snu, a twój krzyk poniósł się po niewielkiej chacie. Czułeś, jakby cię cała skóra paliła i nawet próbowałeś ją zedrzeć paznokciami, ale w porę matka w wujkiem przywiązali cię do łóżka, byś sobie krzywdy nie zrobił. Gdy po dwóch dniach się obudziłeś, miałeś wrażenie, że coś jest nie tak. Brat twojej matki patrzył na ciebie z nienawiścią i wyraźnie oczekiwał czegoś. Ledwo podniosłeś się z posłania, a on zaatakował cię drewnianym kijem.
- Precz z mego domu! - krzyczał, wymachując swoją prowizoryczną bronią.
Szybko i zwinnie unikałeś jego ataków, ale w pewnym momencie wpadłeś na szafkę i jeden z ciosów już miał sięgnąć twojej głowy, gdy w porę zasłoniłeś się przedramieniem. Kij złamał się z trzaskiem, a wuj aż usiadł ze zdziwienia.
- To... to jakiś odmieniec jest! - zawołał, wskazując na ciebie trzęsącym się palcem.
- No już, spokojnie. W tym domu wszystko już jest stare i się sypie. - Twoja matka starała się stanąć w twojej obronie i wyjaśnić sytuację, ale oczywiście brat jej nie słuchał. Jeszcze tego samego dnia miałeś opuścić dom.
* * *
Straciłeś rachubę czasu. Wydawało ci się, że minęły już trzy lata... Siedziałeś na zielonym pagórku, patrząc na dym unoszący się z kominów Bludmoon i zastanawiałeś się, czy powinieneś wrócić czy nie. Cały czas krążyłeś koło miasta, nie oddalając się od niego zbytnio. Nie znałeś innych miejsc, nie wiedziałeś, gdzie mógłbyś się udać, a w lesie miałeś i schronienie i jedzenie. Stary myśliwy przyjął cię pod swój dach, nauczył polować i przekazał swoją wiedzę, którą zadziwiająco szybko przyswoiłeś. Mężczyzna był już niewidomy i twoja pomoc bardzo mu się przydała, jednak podświadomie czułeś, że powinieneś już odejść. Coś cię ciągnęło na północ i gdy tak siedziałeś na pagórku, widziałeś w oddali zarys gór. Wiedziałeś, że ich szczyty są ośnieżone, choć nigdy tam nie byłeś. Śniłeś jednak o nich kilka razy w miesiącu i to musiało coś oznaczać.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
 |
Serge
Parias
Dołączył: 23 Sty 2011
Posty: 178
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Dunbar, Szkocja
|
Wysłany: Wto 16:15, 06 Gru 2011 Temat postu: |
|
|
Wszelakie myśli kołatały się po głowie wysokiego, dobrze zbudowanego bruneta siedzącego na pagórku u wyjścia z lasu. Stąd miał idealny widok na swój dawny dom w dolinie, choć czy tak naprawdę mógł domem nazywać miejsce, gdzie od małego był poniewierany, wykorzystywany, nazwany odmieńcem a następnie wygnany? Z pewnością nie było to wymarzone miejsce do życia i dorastania, jednak jedyne, jakie znał. No, pomijając okoliczne pola i lasy, gdzie zwykle znikał, gdy mu było źle, lub gdy skarcił go wujek. Sid wielokrotnie zastanawiał się, co zrobił tym wszystkim ludziom, że tak go nienawidzili i tak samo wielokrotnie nie umiał odnaleźć odpowiedzi na to pytanie.
Może to były te sny? Jego siła, która rosła w mgnieniu oka? Może inni widzieli w nim coś, czego sam nie mógł dostrzec? Coś, czego się bali? Mogło tak być, w końcu już od dawna dzień jego urodzin nie był normalnym świętem, jakie miały inne dzieciaki, czy starsi rówieśnicy. Działo się z nim coś, czego nie pojmował i wątpił, by pojął to nawet jakiś światły umysł. I widok wzgórz, który wciąż siedział mu w głowie i przed oczami, ilekroć je zamknął. Coś wewnątrz niego pchało go w ich kierunku, na północ, choć sam zupełnie nie wiedział, dlaczego. Może tam odnalazłby odpowiedź na to wszystko, co do tej pory wydarzyło się w jego życiu? I jeszcze ta regularność - dokładnie co trzy lata działy się te niewyjaśnione rzeczy.
Chłopak westchnął ciężko, jakby na sercu zalegał mu worek kamieni. Dlaczego wszystko musiało być takie skomplikowane. Czemu nie mógł się urodzić taki jak inni? Wielokrotnie nachodziły go myśli, że może upodobał go sobie jakiś demon i zawładnął jego duszą? W końcu matka wielokrotnie opowiadała w dzieciństwie historie o złych upiorach przychodzących po dusze niegrzecznych dzieci. Ale to było zwykle wtedy, gdy nastał późny wieczór, a on nie chciał iść spać, więc pewnie matka robiła to tylko po to, by go wystraszyć. Choć ponoć w każdym kłamstwie tkwi ziarno prawdy. Zupełnie nie wiedział, co o tym myśleć.
No i był jeszcze Lothar - niewidomy myśliwy, a wcześniej królewski zwiadowca. Staruszek traktował go jak syna, a Sid mimo wszystko czuł się podle ukrywając przed nim swoją tajemnicę. Nie wiedział jednak, jak mężczyzna zareagowałby na te wiadomości, a kolejnego wygnania chyba by nie zdzierżył, zwłaszcza, że podobało mu się życie w leśnej chacie, na uboczu cywilizacji. Lothar nauczył go wielu przydatnych rzeczy, a przede wszystkim był dla niego - po ludzku - miły. Gdy go przygarnął, w ciemną, deszczową noc, przemarznięty chłopak po raz pierwszy poczuł wtedy, co to znaczy spokojny dom a także szacunek do drugiego człowieka. Okazywało się, że stary myśliwy był dla Sida bardziej jak ojciec, niż jego wujek, który wciąż go wykorzystywał i ciągle był z czegoś niezadowolony.
Mimo jednak tego, że wioska go nienawidziła, on lubił przychodzić na pagórek i patrzeć na dym unoszący się z kominów. No i podziwiać okolicę, a była ona naprawdę piękna.
Zaciągnął się świeżym powietrzem i uśmiechnął do siebie. Sporo czasu spędzał z myśliwym na różnych rozmowach, a ostatnimi czasy nie mógł się uwolnić od jednego stwierdzenia mężczyzny - "Przed przeznaczeniem i tak nie uciekniesz, choćbyś się schował pod kamień". Od tamtej pory miał wahania nastrojów - w jednej chwili postanawiał, że wyruszy na północ, by spróbować się choćby dowiedzieć, co z nim jest nie tak, a w drugiej spuszczał po sobie ręce i wmawiał sobie, że on, prosty chłopak z małego miasta miałby przemierzyć nieznany ląd by wejść na jakąś górę, na której może tak naprawdę nic nie znaleźć? Ostatnie dni właśnie tak wyglądały - ciągła wewnętrzna walka ze sobą o to, co wybrać.
Przez dłuższą chwilę zastanawiał się nad tym, co dalej uczynić i w końcu doszedł do wniosku, że sam nic nie wymyśli, a będzie się tylko zadręczał, więc postanowił udać się z powrotem do domu i opowiedzieć o wszystkim Lotharowi. Staruszek był mądrzejszy niż on, więc albo mu coś doradzi, albo przegoni. Trzeba było jednak zaryzykować, gdyż miał już dość tkwienia w próżni, między jednym wyborem a drugim.
Z takim postanowieniem wstał na równe nogi, ostatni raz zerknął na wioskę w dolinie, po czym odwrócił się na pięcie i powolnym krokiem ruszył w kierunku chaty myśliwego.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Ouzaru
Blind Guardian
Dołączył: 23 Sty 2011
Posty: 110
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 17:52, 06 Gru 2011 Temat postu: |
|
|
Dłuższe rozmyślania nie przynosiły żadnych efektów i jedynie pogłębiały rozdarcie w twoim sercu. Czułeś się paskudnie, oszukując starcza (czy raczej nie mówiąc mu prawdy, ale dla ciebie to było to samo), ale za bardzo się bałeś kolejnego odtrącenia. Bo gdzie wtedy byś się podział? Sam przed sobą nie chciałeś też przyznać, że coś takiego by cię zraniło.
W końcu jednak podjąłeś decyzję, by opowiedzieć o wszystkim myśliwemu i miałeś nadzieję, że ten mądry człowiek da ci jakąś dobrą radę. W głębi serca czułeś, że zapewne powie, byś wyruszył i szukał swego przeznaczenia. Z jednej strony, co by się nie robiło, nie można było przed nim uciec. Z drugiej przecież nikt nie zabraniał go szukać, prawda? Byłeś pewien, że właście coś takiego usłyszysz, gdy wszedłeś między drzewa prowadzące do chatki starca. Ledwo ją ujrzałeś i zacząłeś biec, susami pokonując ostatnie metry. Lothar wyszedł na ganek, nasłuchując, kto zbliża się do jego domostwa. Po chwili na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech.
- Sid, coś się stało? - zawołał, śmiejąc się. - Posiłek jeszcze nie jest gotowy!
Nagle spoważniał i uniósł dłoń, odwracając głowę w prawo. Wiedziałeś, co to oznacza. Nasłuchiwał i coś musiał usłyszeć, a twoje kroki przeszkadzały mu. Zatrzymałeś się gwałtownie, niemal przewracając się i spojrzałeś w swoją lewą stronę. Poczułeś lekkie drżenie pod stopami i po chwili spomiędzy drzew, niedaleko ciebie, wybiegła paskudna, wielka na niemal dwa metry, istota o głowie jaszczurki.
Nie mogłeś nic na to poradzić - krzyk sam wyrwał ci się z gardła. Stwór syknął na ciebie, unosząc dziwnie wyglądający miecz i tarczę do góry, a po chwili, zza jego pleców, wyszły podobne istoty. Miałeś ochotę się uszczypnąć, tak dla pewności, czy czasem ci się to nie śni. Nigdy czegoś takiego nie widziałeś, ani tym bardziej nie słyszałeś o takich potworach.
- Uciekaj, Sid! - zawołał Lothar, a pierwszy z bandy ruszył na ciebie.
Nie byłeś w stanie zrobić nawet pół kroku. Z szeroko otwartymi oczami, które przepełniał wyraz przerażenia, patrzyłeś na śmierć, która błyskawicznie się do ciebie zbliżała. Czas jakby zwolnił, a ty nagle dostrzegłeś strzałę przecinającą powietrze. Minimalnie minęła się z celem, jakim był jaszczur, ale skutecznie odwróciła uwagę. Znów usłyszałeś syknięcie, po czym stwór rzucił się w kierunku Lothara, przy okazji uderzając o ciebie z całej siły tarczą. Poczułeś, jak trafiasz coś twardego plecami i odpłynąłeś w mrok.
* * *
Obudziłeś się pod drzewem. Otaczał cię mrok i dziwna, niespokojna cisza. Zerwałeś się na równe nogi, co nie było zbyt dobrym pomysłem, gdyż od razu zakręciło ci się w głowie. Jedna myśl nie dawała spokoju twojemu sercu i odbijała się echem "Lothar... co z nim?". Rzuciłeś się w stronę domku i szybko znalazłeś ciało starca leżące w kałuży krwi. Poczułeś się tak, jakby ktoś znowu rzucił tobą o drzewo, ale ból był znacznie większy, gdyż pochodził ze środka. Łzy napłynęły ci do oczu i nie wiedziałeś, jak z nimi walczyć...
* * *
W końcu zostawiłeś Lothara i jego dom za sobą i udałeś się na ścieżkę prowadzącą na pagórek, z którego zawsze oglądałeś miasteczko. Przez chwilę miałeś wrażenie, że właśnie słońce chowa się za horyzontem, jednak gdy tylko wyszedłeś na otwartą przestrzeń i spojrzałeś w dół - ujrzałeś, jak wszystkie domostwa płoną. Czerwona łuna znaczyła niebo, a wiatr przynosił ze sobą zapach trawionego ogniem drewna, ciał, zbiorów i dźwięki znajomego trzaskania w kominku.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Serge
Parias
Dołączył: 23 Sty 2011
Posty: 178
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Dunbar, Szkocja
|
Wysłany: Wto 18:38, 06 Gru 2011 Temat postu: |
|
|
Zupełnie nie spodziewał się takiego obrotu spraw. Przecież to była spokojna okolica! Z jakiej okazji pojawili się tutaj ci jaszczuroludzie w zbrojach? Na ich widok zupełnie bezwolnie krzyknął, a potem zaliczył bliskie spotkanie z drzewem i odpłynął w mrok.
Powrót do rzeczywistości nie był zbyt przyjemny. Świat wirował mu przed oczami, a z tyłu głowy czuł tępy, przenikliwy ból. Chwilę trwało nim zebrał się w sobie i stanął na nogach, które trzęsły się niczym galareta. Niezbyt przytomnym wzrokiem rozejrzał się po okolicy, zatrzymując się na zrujnowanej chacie i Lotharze, leżącym pod drzwiami bez ruchu. I wtedy, jakby w jednej chwili odzyskał siły - dopadł do myśliwego, uklęknął przy nim i zaczął potrząsać mężczyzną. Niestety, bez rezultatu. Kilka ran znaczonych brunatną cieczą dawało mu dobitnie znać, że jego mentor jest martwy. Krzyk cierpienia przeciął okolicę, gdy roniący łzy Sid tulił do siebie ciało staruszka.
Długo trwało, nim zmusił się, by wstać na równe nogi. Jeszcze dłużej, nim choć na chwilę opanował emocje. Najpierw sprawdził chatę, którą wrogowie wywrócili do góry nogami, choć tak naprawdę nic nie zabrali. Wyglądało więc na to, że maszerowali przed siebie, byleby tylko mordować. Targany przeczuciem, wypadł z chaty myśliwego i pognał poprzez knieje na pagórek, gdzie zwykle odcinał się od świata, rozmyślając o własnym przeznaczeniu. Widok, jaki tam zastał, aż zmroził mu krew w żyłach.
Wioska w dolinie płonęła, a niebo znaczyły kłęby czarnego dymu. Rozpacz ścisnęła mu gardło, a odruchowo zacisnął pięści i zęby. Przecież tam byli jego bliscy... Bliscy? Ci, którzy go wygnali i mieli gdzieś, co się z nim obecnie działo? Jedynym bliskim był teraz Lothar, którego zostawił tam, samotnego, leżącego przed własną chatą. Odwrócił się więc i rzucił do biegu, całą drogę znacząc własnymi łzami.
Na miejscu wpadł do niewielkiej piwniczki, chwycił za łopatę i płacząc kopał dół. W końcu, gdy wydawało mu się, że jest na tyle głęboki, by ziemia przykryła ciało, zabrał z chaty prześcieradło z łóżka myśliwego, owinął w nie zwłoki, wrzucił do grobu i przysypał ziemią. Odmówił krótką modlitwę prosto z serca gdyż tak uczył go myśliwy, po czym przysiadł przy jego mogile i schował twarz w dłoniach. Nie przestawał płakać dopóki nie uświadomił sobie, że zostawanie w tym miejscu na niewiele mu się zda. W końcu miał ruszyć na północ, a skoro Lothar już nie żył, nie miał się nawet kogo zapytać o radę.
Wybór więc stał się jasny - zabrał ze sobą kilka najpotrzebniejszych rzeczy, by móc przeżyć na szlaku i ruszył przed siebie, mając nadzieję, że jakimś cudem znajdzie odpowiednią drogę. Bez domu, bez rodziny, bez bliskich i tak nie miał nic do stracenia...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Ouzaru
Blind Guardian
Dołączył: 23 Sty 2011
Posty: 110
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 13:16, 07 Gru 2011 Temat postu: |
|
|
Pochowałeś starca, przespałeś się trochę i wziąłeś z jego rzeczy to, co uznałeś za najpotrzebniejsze. Była to torba na ramię, w której trzymał dwa małe koce, jakiś stary garnek, drewniane sztućce, jeden dość dobry nóż do mięsa oraz hubkę i krzesiwo. Wiedziałeś, jak z nich korzystać. W torbie była też lina i stara, już zardzewiała kotwiczka. Wyglądało to tak, jakby Lothar od dawna z tego wszystkiego nie korzystał. Zabrałeś ze sobą także jego łuk i strzały, które upchnąłeś w kołczanie, sakiewkę z kilkoma monetami i długi kij, który miał ci pomóc w długiej wędrówce. Ostatnią rzeczą był długi sztylet mężczyzny. Do torby wrzuciłeś jeszcze suszone jedzenie, które znalazłeś w spiżarni oraz swoją lnianą koszulę na zmianę i drugą, cieplejszą parę spodni. Uszyliście je wspólnie na zimę i choć tylko je przymierzyłeś, miałeś wrażenie, że będą naprawdę dobrze się spisywać i że zostały porządnie wykonane. Na koniec wypłukałeś bukłak, nalałeś do niego świeżej wody, posiliłeś się, wypiłeś resztkę mleka, ugotowałeś wszystkie jajka na drogę i ruszyłeś przed siebie.
Wybór kierunku, w którym się udasz, wcale nie był taki trudny. Wiedziałeś, że chcesz zobaczyć góry na północy i to właśnie one miały cię prowadzić. Torba ani trochę ci nie ciążyła, a nogi same niosły, gdy twoje myśli były zajęte ostatnimi wydarzeniami. Rozmyślałeś trochę o myśliwym i swoim domu, a także rodzinie, która zapewne zginęła. Może to wszystko tak właśnie miało wyglądać? Może to było to przeznaczenie, o którym mówił ci starzec? A gdybyś wcześniej podjął decyzję i wyruszył, czy jakkolwiek zmieniłoby to los twoich bliskich? Nie znałeś odpowiedzi na te pytania, ale czułeś na swym sercu nieprzyjemne brzemię winy i odpowiedzialności za to, co ich spotkało.
Noc spędziłeś w lesie, a następnego ranka ruszyłeś dalej. Szedłeś powoli, nie męcząc nóg i zatrzymywałeś się jedynie na posiłki lub by uzupełnić zapasy wody. Późna wiosa była na tyle ciepła tego roku, że znajdowałeś sporo jagód w lesie, choć miałeś wrażenie, że jeszcze ich nie powinno być. Nie zastanawiałeś się jednak zbytnio nad tym, gdyż miałeś pełen żołądek, a twoje zapasy były jedynie lekko uszczuplone. Do owoców doszedł mały królik i miałeś na kolację prawdziwą ucztę.
* * *
Po dwóch dniach wyszedłeś z lasu na wielką polanę, a niedaleko od siebie widziałeś śliczną chatkę, przed którą wypasały się kozy. Woda w bukłaku znaczyła jedynie dno, a skoro stał tu dom, zapewne miał też i swoją studnię. Poza tym w jego wyglądzie było coś zachęcającego i postanowiłeś się tam udać.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Serge
Parias
Dołączył: 23 Sty 2011
Posty: 178
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Dunbar, Szkocja
|
Wysłany: Śro 14:24, 07 Gru 2011 Temat postu: |
|
|
Droga nie była wymagająca, a gniew i emocje związane z ostatnimi wydarzeniami tylko pchały go naprzód. Pożywienie, które zabrał z chaty myśliwego powinno wystarczyć na kilka dni, najgorzej było z wodą, ale wiedział, że i z tym da sobie radę. Nie męczył się w czasie marszu, a jego nogi same wybierały kierunek, jakby umysł podświadomie wiedział, w którą stronę ma się kierować. Niemal przez całą drogę rozmyślał o tym, co się wydarzyło i miał nadzieję, że los skrzyżuje jeszcze jego drogę z oprawcami Lothara i jego rodziny z wioski. Nie zamierzał podążać teraz za nimi, gdyż w pojedynkę na pewno nie pomściłby swojego starego przyjaciela, a tylko zginąłby bezsensowną śmiercią.
Po nocy spędzonej w lesie ruszył dalej, podziwiając przy okazji wspaniałą naturę. Dwa kolejne dni spędzone w dziczy sprawiły, że im dalej się zapuszczał, tym las zdawał mu się ładniejszy.
W końcu wyszedł na niewielką polanę i z przykrością musiał stwierdzić, że na dnie bukłaka zostało już niewiele wody. Uszedł spory kawałek, nim na polance zamajaczył mu jakiś budynek. Podszedł bliżej i okazało się, że to całkiem zachęcająco wyglądająca chatka, gdzie pasły się kozy. No cóż, skoro stała na takim uboczu, to pewnie będą mieć tam też wodę i być może kozi ser lub mleko. Pchany taką wizją ruszył szybko w tamtym kierunku mając nadzieję, że zastanie gospodarza w domu.
Minął kamienne ogrodzenie i wąską ścieżynką doszedł do drzwi. Zapukał trzy razy, dość donośnie, jednak nie nachalnie, oczekując na jakiś odzew. Po chwili usłyszał kroki, niezbyt szybkie i jakiś czas po nich drzwi stanęły otworem, ukazując dość zaskoczoną kobietę w mocno zaawansowanej ciąży. Miała na sobie długą, zieloną suknię i przyglądała się Sidowi z zaciekawieniem. Zaraz jednak się cofnęła i oparła o coś, skinieniem dłoni zapraszając chłopaka do środka.
- Co cię sprowadza w moje skromne progi? - zapytała dość sympatycznym głosem. Nie wyglądała na wystraszoną czy zaniepokojoną.
- Witam, droga pani. Chciałbym zapytać, czy znalazłoby się trochę wody dla strudzonego wędrowca? Widziałem też kozy za domem, więc może trochę mleka? - zapytał, przekraczając próg i uśmiechając się niemrawo. Spodziewał się, że otworzy mu jakiś spocony farmer, a nie kobieta w ciąży.
- Znalazłoby się. - Skinęła głową. - I woda, i mleko, i ser. Nawet nocleg z kolacją i śniadaniem, gdybyś był tak miły i mi trochę pomógł. - Zacisnęła mocniej dłoń na oparciu krzesła i drugą rękę położyła na brzuchu, jakby jej już naprawdę bardzo ciążył.
- Ależ oczywiście, z przyjemnością. Nazywam się Sid, Sid Winterstorm. W czym trzeba pomóc, by załapać się na dobre, kozie mleko i ser? - Uśmiechnął się lekko. Obecność obcej kobiety, w dodatku w ciąży, lekko go krępowała, ale starał się nie dawać tego po sobie poznać.
- To nic takiego, moja córka poszła rano do lasu i jeszcze nie wróciła, a ja nie mogę iść jej poszukać. - Wyjaśniła. - Mógłbyś pójść i ją przyprowadzić na obiad? Ma na imię Eliza. Zapewne jak tylko zawołasz kilka razy, to przyjdzie. - Kobieta posłała chłopakowi ciepły uśmiech.
- Wie pani w którą stronę poszła? Tutaj las tak naprawdę rozciąga się dokoła. Kierunek może ułatwić mi zadanie - rzucił. "Taka młoda, a już dwójka dzieci, no nieźle. A kiedy ty, Sid, przestaniesz być prawiczkiem?", pomyślał, zerkając co jakiś czas na jej wielki brzuch.
Kobieta z trudem się ruszyła, mijając chłopaka i wyszła przed dom. Skierowała się w lewo, po czym stanęła przy studni i oparła się o nią ciężko. Wskazała przed siebie.
- Tam zwykle biega, to jej ulubione miejsce. Pójdź tam i zawołaj ją, proszę, a ja zacznę wstawiać jakiś posiłek dla was.
- Proszę usiąść i nic nie robić, do czasu aż wrócę. Gdy przyprowadzę Elizę, ona pokaże mi co i jak i przygotujemy posiłek razem. Pani powinna odpoczywać - powiedział, po czym nie czekając na odpowiedź kobiety, truchtem ruszył w kierunku wskazanym przez nią.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
gRed v1.3 // Theme created by Sopel &
Programosy
|