Forum www.ouzaru.fora.pl Strona Główna

 [Warhammer 2ed.] Baronia Przeklętych
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, ... 20, 21, 22  Następny
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
Evandril




Dołączył: 01 Kwi 2011
Posty: 87
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 22:07, 02 Maj 2011    Temat postu:

Giovanni

Przez pierwszą część podróży nastrój mu nie dopisywał, a miał na to wpływ deszcz, którego czarodziej po prostu nie znosił. Ogólnie Piromanci mieli tak, że gdy tylko pogoda zmieniała się na gorsze, to wpadali w dziwny, melancholijny nastrój. I Gio bynajmniej nie różnił się tym od innych magów ze swojej dziedziny. Z głęboko naciągniętym na głowę kapturem, jadąc równo z Krukiem, nie miał po prostu ochoty z nim rozmawiać. Wrócił natomiast myślami do swej rodzinnej Tilei, gdzie wychowywał się za młodu i przypomniał sobie czasy, gdy bawił się z Ramoną, swoją siostrą, jak podglądał ją podczas kąpieli i dostał jej butem prosto w twarz, lub gdy obił pierwszego jej adoratora. Płomienisty nawet lekko się uśmiechnął na te wspomnienia, choć jego humor daleki był od idealnego.

Na szczęście mżawka szybko przeszła i wyszło słońce, za które dziękował bogom. Momentalnie zmieniło się jego nastawienie do Esteca i Vegari. Niemal przez całą drogę, aż do momentu, gdy zrobili sobie przerwę na obiad i popas zwierząt, opowiadał sprośne dowcipy z Tilei, żartował, bądź przekomarzał się ze złodziejką. W międzyczasie podziwiał okolice, które urzekły go swym pięknem. Czuł, jak przepełnia go radość i optymizm, choć zdawał sobie sprawę, że to w gruncie rzeczy dzięki promieniom słońca i ciepłemu wiatrowi z południa.

W końcu dotarli do włości książęcych. De Sanctis jedynie raz przebywał wcześniej na zamku, w Altdorfie, kilka lat temu i to w dodatku jako asysta swego mistrza i nie pamiętał, by tamten (zamek, nie mistrz) wyglądał aż tak okazale jak ten, który zarysował się przed nimi.
- Nieźle sobie ten księciunio mieszka, oj, nieźle – rzucił do towarzyszy i pogonił nieco swego rumaka.

Przy bramie szybko rozmówił się ze strażnikami, wyjawiając powód ich przybycia, a gdy już wjechali, chłonął monumentalny widok. Nieco zdziwił się, gdy dostrzegł, iż podwoje tej twierdzy nie były urządzone zbyt monumentalnie. Czyżby ten cały Adalhard okazał się sknerą? Dotarłszy do sali, w której włodarz przyjmował interesantów i po wysłuchaniu przemówienia, Giovanni doszedł do wniosku, że mężczyzna jest cokolwiek pyszny, lubi przemawiać i chyba nie za bardzo chce się dzielić fortuną, skoro aż tak ciężko przyszło mu stwierdzenie, że będzie musiał im zapłacić.

Piromanta miał zamiar zabrać głos, gdy jeden z ludzi księcia wprowadził do środka jakąś kobietę. Tileańczyk obrzucił ją spojrzeniem. Była całkiem ładna, nawet z tą opaską. Niemniej czarodziej skupił się na tym, co powiedział wcześniej błękitnokrwisty.

I wtedy wcięła mu się Veg.

- Nasze stanowisko jest takie, że możesz sobie w d...
Nie pozwolił złodziejce dokończyć, zatykając jej usta dłonią. Posłał kobiecie ostre spojrzenie, a następnie odwrócił się w stronę księcia. Skłonił się lekko przed nim po czym powiedział, uśmiechając się najcieplej jak umiał. - Wybacz, panie mojej towarzyszce, miała ciężki dzień na szlaku i jeszcze cięższą noc... No ale ja nie o tym... A więc, drogi książę, jesteśmy ci zaprawdę wdzięczni za twą hojność i ofiarność. Jestem pewien, że to wspaniała ziemia, jeszcze piękniejszy dworek, ale my wszyscy jesteśmy jedynie prostymi wędrowcami, którzy żyją z tego, co zarobią na szlaku. Dlatego z prawdziwą przyjemnością przyjęlibyśmy od ciebie, panie, zadośćuczynienie za głowę tego szubrawca w postaci pękatej sakiewki ecu.

Płomienisty liczył, że rozmawiając na poziomie arystokraty, wpłynie na jego decyzję odnośnie zmiany nagrody. Jeszcze w Kolegium uczono go, że więcej spraw można załatwić dobrze poprowadzoną rozmową, niż bezsensowną agresją, bądź siłą. Niestety, Gio nie zawsze trzymał się tego, co wpajano mu w Akademii.
- Druga sprawa, miłościwy. Czy mógłbyś nam opisać tego złoczyńcę? Gdzie go ostatnio widziano? Gdzie może obecnie przebywać? No i przede wszystkim, co z twych zacnych klejnotów zostało zrabowane i czy mamy owe łupy odzyskać?

Na razie chciał się dowiedzieć tyle, zwłaszcza, że pewnie jego kompani wysnują własne pytania. Kobietę, która pojawiła się w sali zaraz po nich uraczył jedynie przelotnym spojrzeniem; będzie jeszcze czas, by się lepiej poznać. Skoro księciunio zażyczył sobie, żeby podróżowali razem, to zapewne nie będą mieć w tej kwestii nic do powiedzenia i trzeba się z tym pogodzić.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
WinterWolf




Dołączył: 23 Sty 2011
Posty: 48
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 22:59, 02 Maj 2011    Temat postu:



Katerine Drauwulf

Właśnie zamierzała dopić swoje piwo i wstać by spytać o możliwość noclegu, gdy do gospody, w której się zatrzymała wkroczyła grupa osób, mających najwyraźniej coś ważnego do zakomunikowania ogółowi. Jak się okazało, była to praca akurat w stylu tych, do których przywykła ostatnimi czasy. Coś w sam raz. Gdy ci ludzie wyszli ze swoim ogłoszeniem młoda kobieta uśmiechnęła się do siebie pod nosem. Fakt, że książę chciał tylko jego głowy, a nie potrzebował zupełnie reszty rzeczonego rzezimieszka działał w sumie na jej korzyść. Oszczędzało to zachodu z taszczeniem opornego delikwenta, na tyle głupiego by zwrócić na siebie nadmierną uwagę władz. Głowę transportowało się łatwiej i nie wymagała dodatkowych nakładów finansowych – nie mogła jeść w stanie oddzielenia od reszty ciała. I nie marudziła… Zadowolona Katerine dopiła swoje piwo i poszła zamówić pokój. Trzeba się wyspać, gdy jeszcze jest okazja pospać w ciepłym i wygodnym łóżku. O świcie trza ruszać w drogę.

Podróż do zamku pracodawcy była długa. Zajeździwszy swoją szkapinę na śmierć w trakcie jednej z poprzednich akcji nie mogła się spodziewać, że będzie to komfortowa wyprawa. W tej chwili w złocie miała równowartość jednej świni, a te niestety nie mogły być rozważane w charakterze wierzchowców. Zawsze wchodziła jeszcze w grę kradzież którejś z chłopskich szkap zaprzężonych do wozów, bo chłopi generalnie rzadziej zgłaszali kradzieże inwentarza niż mieszczanie i szlachta. W końcu jednak zabrała się na wozie z sianem, który dowiózł ja prawie pod bramy książęcego zamku. Pozostało przejść przez most i narzucić swoją osobę jednemu z krążących wokół sług.

Dotarła w końcu przed oblicze swojego pracodawcy. Że był skąpy to już zdążyła zauważyć… Już spotykała takich, którzy chcieli jej wepchnąć ziemię i tytuły… Generalnie nie ma to jednakże jak sakiewka z brzęczącym złotem. Młoda kobieta była szczupła i drobna, z burzą ciemnobrązowych włosów okalających ładną twarz. Szczegółem, który natychmiast rzucał się w oczy była ciemnoczerwona opaska, którą nosiła na czole, i która osłaniała prawy oczodół. Czy straciła oko, czy też stało się coś innego co skłoniło ją do tego… Cóż, odpowiedź na to pytanie musiała raczej zaczekać. Poza tym miała na sobie zapiętą aż pod szyję skórzaną kurtę i płaszcz, do tego obcisłe spodnie z mocnego materiału i wysokie buty jeździeckie. Zaschnięte ślady błota sugerowały jednak, że przynajmniej część dzisiejszej trasy do zamku przebyła na piechotę. Miecz u pasa, kołczan bełtów, jakaś tuba na zwoje lub mapy oraz tarcza i kusza na plecach.
- Popieram wniosek, książę – odezwała się krótko dość przyjemnym, raczej niskim głosem. Ciężko jej się rozmawiało z wysoko urodzonymi. Nigdy nie wiadomo kiedy takiemu do łba strzeli, że został obrażony. – Wybacz książę, ale ziemi nie włożę do sakiewki i nie kupię za nią jedzenia i noclegu. Osiadłe życie to śmierć w moich fachu – dodała. Nie lubiła pracować w dużej grupie, ale wyglądało na to, że rzeczony książę podjął już decyzję za nich… Jak znała życie taki skąpiec jak on zastrzeże sobie, że w razie czyjejś śmierci kompani nie dzielą między siebie doli zabitego. Ale to akurat mogło działać na korzyść grupy o tyle, że nie nastawaliby wzajem na swoje życie, by zwiększyć swój udział.
- Przydałaby się też rozsądna zaliczka, bo ciężko pracować nie mając narzędzi po temu – rzuciła. Oj ciężko jej się tę rozmowę prowadziło. Miała wielką ochotę jak w kompanii najemniczej wywalić kawę na ławę, ale sobie darowała. Obserwowała uważnie reakcje księcia. Miała nadzieję, że nie będzie się musiała salwować ucieczką z tego miejsca. I tak bywało. Zależało od stopnia zdesperowania pracodawcy. Jeśli zależało mu na złapaniu rzezimieszka – zapłaci…

Resztę wątpliwości wyraził już ubrany na czerwono mężczyzna. Pozostawało więc czekać na reakcję potencjalnego pracodawcy.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez WinterWolf dnia Pon 23:01, 02 Maj 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Draze




Dołączył: 27 Kwi 2011
Posty: 26
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 12:23, 03 Maj 2011    Temat postu:

Estec "Kruk" Vogeler

Tym, co najbardziej bawiło Esteca w podróżowaniu z pozostałą dwójką było zachowanie Giovanniego podczas ulewnego deszczu, mżawki czy jakichkolwiek innych opadów, silniejszych bądź słabszych. Czarodziej nagle stawał się ponury, tracił cały animusz i ogólnie mało co się odzywał. Kruk z kolei lubił deszcz, zmniejszający temperaturę i ogólnie utrudniający podróż - wtedy łatwiej było namówić Vegari i Płomienistego na piwo czy dwa w pobliskiej tawernie.

Kiedy w końcu nieco się wypogodziło Kruk miał porządną zagwozdkę – lasy, ogromne polany i łąki przetykane kolorowymi kwiatami i inna florą były mu w większości totalnie nieznane. Cóż, Imperium również pod tym względem różniło się od Bretonii, więc jedzenie nieznanych owoców prosto z drzew czy krzaków najemnik zdecydował się odłożyć na później. Najlepiej aż do powrotu do Stirlandu.

Po przerwie, mniej więcej półgodzinnej, którą Vogeler smacznie przespał, drużyna ujrzała przed sobą wybrzeże – i co najważniejsze – zamek księcia Lyonesse. Po wjechaniu na teren zamku i zostawieniu koni pod opieką parobków z herbami księstwa wyszytymi na ubraniach drużyna została „przechwycona” przez kolejnego sługę, tym razem prowadzącego do władcy. Krętymi, nieco skromnie ozdobionymi korytarzami nareszcie dotarli przed pana i władcę całego przybytku. Władcę chronionego przez dwóch rycerzy wyposażonych w pancerze płytowe, co zrobiło na Kruku zdecydowanie większe wrażenie niż pełne przepychu szaty przedstawiającego się właśnie Adalharda.

- Jak chyba wiecie, śmiałkowie, jam jest Książę Adalhard. - brzmiał początek przydługiej przemowy, która pewnie niezbyt interesowała prostych najemników jak Kruk. Odczekał więc chwilę, oglądając pancerze przybocznych i kunsztownie wykonane, acz nieliczne ozdoby sali, po czym znów spojrzał na księcia, załapując się akurat na wysuwanie żądań - Dlatego żądam, byście go znaleźli, zabili i przynieśli jego głowę! Jakie jest więc wasze stanowisko, śmiałkowie?

Kiedy Estec zastanawiał się, jak w miarę grzecznie wynegocjować inną formę nagrody, do sali wprowadzona została jeszcze jedna postać, którą Kruk przez zamyślenie praktycznie zignorował. Jedyne co zapamiętał, to ciemnobrązowe włosy, płaszcz i... Więcej najemnik nie zarejestrował, gdyż właśnie zaczął odpowiadać szlachetnie urodzonemu:
- Ktoś go musi złapać i ubić, tak jaśnie panujący? Właśnie. Oto my, najemnicy, nie chłopi.Gotówka albo będziecie mieli w drużynie jeden topór mniej, zaraza by go trzy pokolenia wstecz... - ostatnie zdanie wyszeptane zostało niesamowicie dyskretnie na ucho czarodzieja. „Wciśnie nam trefną ziemię, albo w ogóle ziemię, i zostaniemy uziemieni pod jego rządami. A jak wiadomo władca może odebrać poddanym ziemię. Nieźle to sobie wymyślił...”, rozmyślał Kruk, niezbyt chcący ryzykować zdrowia na łapanie jakiegoś podrzędnego łobuziaka, z którym strażnicy sobie nie radzą. "Chyba że pod uwagę weźmiemy złoto...", którego niestety ciągle nikt nie wymienił.

Nagle Stirlandczyk podszedł do tyczkowatego służącego i, korzystając z chwili wolności kiedy to inni rozmawiają z księciem, spytał dyskretnie:
- Dobry człowieku, arkebuz. Dobry arkebuz, żeby nie urwał mi rąk przy pierwszym strzale. Macie tu może rusznikarza na zamku?


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Draze dnia Wto 12:28, 03 Maj 2011, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Serge
Parias



Dołączył: 23 Sty 2011
Posty: 178
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Dunbar, Szkocja

PostWysłany: Wto 17:24, 03 Maj 2011    Temat postu:

Wszyscy

Książę, usłyszawszy odmowę przyjęcia ziemi, aż zagotował się w sobie, zrobił się czerwony na twarzy, a na jego czole pojawiła się cienka żyłka. Odstawił mięsiwo i wstał z fotela.
- Nie chcecie ziemi od samego księcia?! Odrzucacie moją propozycję?! - grzmiał na całą salę. Uniósł już palec wskazujący, by coś jeszcze dopowiedzieć, jednak odetchnął głęboko i skrzywił się, jakby zjadł coś bardzo słonego. Najwyraźniej zdążył coś przemyśleć. - Dobrze więc, niech i tak się stanie. Nie chcecie dobrej ziemi na północy, dostaniecie pieniądze. Czterdzieści ecu jako zaliczka, sto kolejnych złotych monet po dostarczeniu mi głowy tego mordercy i złodzieja.

Jego ton wskazywał na to, że negocjacje odnośnie wyznaczonej sumy nie wchodziły w rachubę. Czterdzieści ecu, po przeliczeniu na imperialne korony, to było tyle, ile rocznie zarabiał najemnik z pełnymi rękoma roboty. Rocznie. Przez chwilę staraliście się wyobrazić sobie ogrom tego, co moglibyście kupić za te pieniądze. Adalhard chyba rzeczywiście był mocno zdeterminowany, by dostać głowę tego rzezimieszka. Zwłaszcza, że kolejne sto ecu miał dorzucić po wykonaniu zadania. Niektórzy z was takiej sumy nie widzieli przez całe swoje życie.

- A co się tyczy tego gbura LeBeau... - z rozmyślań o małej fortunie, która miała wam wpaść w ręce, wyrwał was głos Adalharda. - Lady Augustyna widziała go wtedy w nocy, gdy skradł jej diadem wysadzany diamentami. Gdy biedna po dwóch dniach doszła wreszcie do siebie, opisała go jako człowieka szczupłego, o ciemnych oczach, czarnych włosach i twarzy porośniętej szczeciniastym zarostem. Ten bezczelny złodziej nakazał jej w dodatku pozdrowić mnie od „Księcia Złodziei LeBeau”! - warknął szlachcic. - Miarka się przebrała, dlatego nie wracajcie do mnie bez jego głowy! Diadem sobie odpuście, pewnie ten cwaniak już go gdzieś spieniężył..

Gdy nieco się uspokoił, odpowiadał dalej na pytania czarodzieja.
- Ostatnio był widziany, gdy przekraczał kordon ochronny, na granicy Lyonesse z Mousillon. Ranił wtedy zbrojnego z wieżyczki strażniczej. Posterunek, którym zarządza sir Auferic, znajduje się w dolinie często wykorzystywanej jako droga do Mousillon, dlatego mam niemal całkowitą pewność, że ten prostak tam się udał. Żołnierz zeznał, że zdołał go zranić, więc to ułatwia nieco sprawę.
Książę upił z puchara kilka łyków wina i przetarł zroszone trunkiem wąsy, patrząc na was.
- Chcecie wiedzieć coś jeszcze? Jeśli nie, to zbierajcie się do drogi, nie płacę wam za siedzenie ze mną i jałowe gadki. I nie próbujcie mnie oszukać, gdyż moje wpływy sięgają na całą Bretonię, a złodziei i oszustów karze się tutaj publicznym stryczkiem. - zawiesił się na chwilę. Zauważyliście, jak złodziejka przewróciła oczyma, chyba wiedziała coś na ten temat. - Pierre, mój sługa, zapłaci wam zaliczkę przy wyjściu. Dostaniecie też konie, jeśli potrzebujecie, list polecający i dwóch rycerzy, którzy odprowadzą was do wieży Auferica.

Kruk

Zaczepiony przez ciebie sługa Adalharda uśmiechnął się niemrawo i odparł w spokojnym tonie.
- Jak sam widzisz, panie, jesteśmy na zamku rycerza. - Podkreślił dobitniej ostatnie słowo. - A co za tym idzie, nie używamy broni palnej, której zresztą książę jest wielkim przeciwnikiem. Mieczy i innej broni białej ci u nas dostatek, ale arkebuzów, garłaczy i innych pistoletów na ziemiach Lyonesse się nie używa. Przynajmniej przez szlachtę i wielmożnie nam panującego.
Ostatnimi słowami dał ci do zrozumienia, że popełniłeś delikatne – jak to się mówiło na ziemiach Bretonii – faux pas.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Evandril




Dołączył: 01 Kwi 2011
Posty: 87
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 19:05, 03 Maj 2011    Temat postu:

Giovanni

Spodziewał się, że książę może się unieść, gdy usłyszy odmowę przyjęcia ziemi, ale nie sądził, że arystokrata aż tak się zdenerwuje. Gio, jeszcze w Imperium, niemal w ogóle nie przebywał w towarzystwie szlachty, uważając ją za zepsutą i grubiańską. Denerwowało go, że jeśli coś powiedzieli, to tak miało być i już. Ten tutaj wyglądał na takiego samego – władza chyba odbijała mu za bardzo do głowy, bo nie dość, że ich ponaglał, to jeszcze wrzeszczał o byle co.

Natomiast ilość złota, które zaproponował władca Lyonesse, miło połechtała ego czarodzieja. Nie dość, że będzie miał na spłatę Kolegium, to jeszcze w cholerę mu zostanie. Oczywiście, jeśli najpierw nikt go nie zabije, bądź nie okradnie. Ewentualnie jedno i drugie. Odruchowo spojrzał na Vegari, która czasami była zdolna do naprawdę niespodziewanych czynów, więc jeśli już dostanie pieniądze, będzie musiał je dobrze ukryć. Na szczęście kubrak Magistra Piromanty miał wiele wewnętrznych kieszeni i kieszonek. Choć po prawdzie nie sądził, by dla kobiety stanowiły one jakąś przeszkodę. No i ta nowa, mimo iż dość ładna, nie wzbudzała póki co sympatii maga, nie mówiąc już o zaufaniu. Jedynie Kruk wydawał się być "swój chłop", jak mawiali w Reiklandzie.

Mimo to uśmiechnął się na myśl, ile zarobią i stwierdził, że pierwszy raz odkąd skończył Akademię trafiła mu się taka suma. To tak, jakby złapać samą Panią Jeziora za... no, nieważne.

Wysłuchał Adalharda, zapamiętując wszystko, o czym mówił. Okazywało się, że ten Guido LeBeau to był nie lada awanturnik. Ukraść diadem z diamentami z książęcego dworu nie jest rzeczą łatwą. Czarodziej przewidywał, że tak samo trudne będzie zadanie, które właśnie zgodzili się przyjąć. Choć książę mówił, że złodziej został ranny, to Tileańczyk nie sądził, by miało im to pomóc w odnalezieniu delikwenta i skróceniu go o głowę.

Nie przychodziły mu żadne inne pytania do głowy, więc skłonił się jedynie.
- Myślę, że tyle wiadomości nam wystarczy, panie. Reszty postaramy się wywiedzieć na szlaku do Mousillon. - Nie znał za bardzo tamtych terenów, ale w sumie nie było to teraz najważniejsze. Zdziwił go jedynie „kordon ochronny”, choć jeśli była to granica z drugim księstwem, zapewne ten raptus postanowił wzmocnić straże. No i ten list polecający... ale tym zajmą się później. - Masz może panie jakąś mapę tamtych ziem? Bardzo by nam się przydała, jeśli mamy jechać aż do Mousillon. Koni nam nie potrzeba, no chyba, że naszej... - tu Piromanta spojrzał na nieznajomą i uśmiechnął się delikatnie. - naszej nowej towarzyszce. Przydałby się też jakiś zapasowy prowiant na drogę.

Nie zamierzał przesadzać, ale takie podstawowe rzeczy z pewnością by pomogły. Zastanawiał się przy okazji, cóż to za wieża, do której zamierzało eskortować ich dwóch rycerzy księcia. Na razie planował zachować te myśli dla siebie. Najchętniej już by stąd wyjechał, gdyż niezbyt dobrze czuł się w tym miejscu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Draze




Dołączył: 27 Kwi 2011
Posty: 26
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 20:29, 03 Maj 2011    Temat postu:

Estec "Kruk" Vogeler

Kruk spojrzał na służącego wyraźnie zakłopotany. Wydawało mu się to trochę niedorzeczne, że zamek nie posiadał nawet jednej sztuki broni, ale nie miał zamiaru dyskutować, zdobędzie ją w inny sposób, bez pomocy i aprobaty księcia.
- Skoro nie macie żadnego rzemieślnika... Rozumiem dobry człowieku, dziękuję za informacje.

- Czterdzieści ecu jako zaliczka, sto kolejnych złotych monet po dostarczeniu mi głowy tego mordercy i złodzieja. - nagle dotarło do uszu Kruka. „Ponad 40 koron jako zaliczka, dobry Sigmarze...";, pomyślał jedynie, kiedy uświadomił sobie ile zarobią jako cała drużyna. Kimkolwiek nie był LeBeau i jak bardzo książęce ego przez niego nie ucierpiało – sama zaliczka za jego głowę warta była w tym momencie prawdopodobnie więcej niż całe aktualne wyposażenie Stirlandczyka.

„Szczupły, ciemne oczy, czarne włosy, szczeciniasty zarost.";, Estec powtórzył w myślach opis rzezimieszka. „Książę złodziei? To ci dobre..."; chłopak mimowolnie zaśmiał się pod nosem, niezbyt wierząc w umiejętności walki wręcz ich przeciwnika, nawet jeśli będzie przez kogoś chroniony. Zeznania żołnierza zostały tymczasowo zignorowane przez najemnika, w wieży siedział pewnie jakiś młody chłopak, trzęsący portkami i przed dowódcą garnizonu i księciem.

- Fakt, przydałaby się nam jakaś mapa, najlepiej dość aktualna, z orientacyjnie oznaczonymi granicami borów, wioskami, miastami i całą resztą. - przytaknął Stirlandczyk. Doskonale wiedział, że jeśli nie dostaną mapy od kogokolwiek na zamku, to będą musieli tworzyć własną, wypytywać raczej niezbyt oświeconych chłopów, albo błądzić po omacku, co mogło znacząco uszczuplić fundusze drużyny.

Po odpowiedzi księcia najemnik rozejrzał się jeszcze raz po sali, nieco znudzony przebywaniem w pomieszczeniu z zarozumiałym arystokratą. Nie mógł doczekać się, kiedy w końcu usłyszy „możemy ruszać” i opuści zamek. Może nawet raz na zawsze.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Draze dnia Wto 22:10, 03 Maj 2011, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ouzaru
Blind Guardian



Dołączył: 23 Sty 2011
Posty: 110
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 21:51, 03 Maj 2011    Temat postu:

Vegari

Podróż do księcia minęła jej dość szybko i w milczeniu. Każdy był zajęty swoimi myślami, także ona. Wspominała pewnego mężczyznę, Jean-Marie Hautaina, z którym kiedyś podróżowała po tych ziemiach. Czasami trochę żałowała, że musiała go wrobić w kontakty z Chaosem i potem patrzeć, jak to jego seksowne ciało płonie na stosie, ale skoro nie chciał się dać okraść po dobroci, to przecież musiała coś wymyślić, prawda? A że był szlachcicem, musiała się postarać, by się go pozbyć. Na szczęście nie tęskniła długo, wszak w okolicy było tylu interesujących mężczyzn, że szybko się przestała nudzić. Nadal miała tę zabytkową, niezwykle cenną monetę, którą mieli odzyskać dla jakiejś kobiety, a którą to Vegari postanowiła jednak zatrzymać. Dzielenie się łupem nie wchodziło w grę, więc Jean-Marie musiał niestety zginąć. Cóż za brutalny świat.

* * *

Milczała, gdyż mag skutecznie powstrzymywał ją przed powiedzeniem, co książe może zrobić z tymi ziemiami. A dokładniej, gdzie je sobie może wsadzić... Czy ona mu wyglądała na rolnika? Nie potrafiła długo usiedzieć w jednym miejscu, więc taka nagroda byłaby dla niej gorsza niż stryczek. Negocjacje trwały i na szczęście Gio wywalczył dla nich pieniądze, które Vegari kochała tak samo mocno jak własną wolność i życie, a potem ta śliczna i zgrabna kobieta załatwiła zaliczkę. No, i to łuczniczka rozumiała. Nie dość, że ładna, to jeszcze myślała tym co trzeba, czyli sakiewką. Zawiesiła na niej swoje spojrzenie na dłuższą chwilę (znaczy na kobiecie, nie na sakiewce) i uśmiechnęła się pod dłonią maga, którym znów straciła zainteresowanie. Będzie musiała bliżej poznać tę wojowniczkę.

W końcu Gio zdjął dłoń z jej ust, ukłonił się i Vegari wykorzystała ten moment, by się szybko wtrącić.
- Ale chyba nie masz zamiaru wypłacić nam zaliczki w złocie? - zapytała, a gdy mag ją szturchnął, niechętnie dodała. - Panie...
Spojrzała po towarzyszach i nie będąc pewną, czy zrozumieją jej intencje (tak samo jak sam władca), postanowiła to od razu wyjaśnić.
- Jeśli zaczniemy płacić złotem, albo ktoś pomyśli, że kogoś okradliśmy, albo sam zechce nas okraść. A każda zwłoka oddala księcia od ukarania tego bezczelnego złoczyńcy, co oczywiście się nie godzi. Dlatego chcielibyśmy połowę zaliczki otrzymać w drobnych monetach, srebrnych i miedzianych, by nie wzbudzać zbytnich podejrzeń i zainteresowania.
Chyba tyle wystarczy, żeby wszyscy zrozumieli, o co jej chodzi...

* * *

Miała dylemat. 10 złotych krążków wyglądało ładnie, ale nie aż tak, jak 40. Mogła okraść swoich towarzyszy, choć zapewne panowie poznali ją już na tyle, że będą chcieli jakoś ukryć pieniądze. Jednak - mimo wszystko - 140 monet to było coś! Więc bardziej się opłacało zostać z nimi, wykonać zadanie, odebrać zapłatę i potem wszystkich okraść i zwiać. Nie żeby się bała pościgu ze strony księcia, gdyby odeszła przed znalezieniem tego złodzieja. Pieniądze miały dla niej znacznie większą wartość niż własne życie, więc jedynie większa suma zdołała przekonać kobietę, by jednak wykonać polecenie.

Po tych szybkich i prostych kalkulacjach Vegi uśmiechnęła się szeroko.
- Ja nie mam więcej pytań. Co więcej, proponuję, by natychmiast wyruszyć. Im szybciej złapiemy tego złoczyńcę, tym szybciej wszyscy obecni w tej sali będą zadowoleni.
Miała w dupie etykietę i fakt, że stał przed nimi jakiś władca. Dla niej mógł być samym Sigmarem czy Karlem Franzem, a i tak nie miała zamiaru zmieniać swoich manier. Tak naprawdę to ona wyświadczała przysługę jemu, więc niech ma to na względzie i będzie jej wdzięczny.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
WinterWolf




Dołączył: 23 Sty 2011
Posty: 48
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 0:45, 04 Maj 2011    Temat postu:

Kat

Kat przeczekała wybuch księcia. Nie spodziewała się, że będzie się aż tak gorączkował, ale domyślała się, że w takim razie ziemia musiała być wyjątkowo trefna skoro tak bardzo chciał się jej pozbyć. Ale fakt jak szybko zmienił zdanie i jak wysoką zapłatę zaoferował zaraz po wybuchu sugerował, że niewielu było chętnych do tej roboty. A księciu musiało na jej wykonaniu bardzo zależeć.

Tym razem kobieta cieszyła się bardzo z opaski biegnącej przez oko. Pozwoliło jej to zachować niezmieniony wyraz twarzy przez cały czas, który książę poświęcił na pieklenie się. Wysłuchała też opisu wyglądu rzeczonego rzezimieszka. Pasował do dowolnej osoby przemierzającej te gościńce… Ponieważ książę sprawiał wrażenie choleryka Kat postarała się sięgnąć do najgłębszych pokładów swojej cierpliwości i dobrego wychowania. No i już parę razy zdarzyło jej się dostarczać czyjąś głowę, więc wolała nie iść w ciemno.
- Książę, ten paskudny złodziej okrył twój dom hańbą i zasłużył sobie na śmierć swym zuchwałym postępkiem, dlatego od razu bierzemy się do dzieła. Płacisz hojnie za naszą pracę, ale opis tego złoczyńcy może pasować do kogokolwiek. Im więcej dowiemy się od kogoś, kto widział osobiście szubrawca w akcji tym większa szansa, że znajdziemy go szybko – powiedziała. Będzie musiała później porządnie przepłukać usta piwem lub winem… Nienawidziła części gadanej całej zabawy. – Proszę cię, miłościwy książę, o możliwość zadania kilku pytań Lady Augustynie i obejrzenia miejsca zbrodni - oznajmiła zmierzając wreszcie do sedna. Wbrew swoim zwyczajom ukłoniła się przy tym czekając na odpowiedź księcia. Mimo że nie patrzyła w stronę swoich odgórnie narzuconych towarzyszy zdążyła zauważyć, że oni najchętniej by się stąd zmyli. Prawdopodobnie po to by więcej się tu nie pokazać, chociaż 100 ecu było naprawdę obiecującą nagrodą. Nawet przy podziale na 4. Miała nadzieję, że chociaż dadzą jej wykonywać jej pracę...

Ten cały Guido w jej wyobrażeniu był chytrym głupcem. Chytrym, bo udało mu się do tej pory umykać. Głupcem, bo go przyłapano. Lis złapany na buszowaniu w kurniku... A za lisem nie wystarczy wysłać sfory psów, trza im jeszcze dać zwęszyć trop! Kat w głowie szykowała sobie plan działania. Jeśli wszystko pójdzie po jej myśli to prędzej czy później dotrą do tego człowieka. Czy to idąc za nim, czy też odnajdując kogoś, kto być może już zakupił skradziony łup, albo trafiając na ślady podobnych wybryków z jego strony.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez WinterWolf dnia Śro 0:46, 04 Maj 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Serge
Parias



Dołączył: 23 Sty 2011
Posty: 178
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Dunbar, Szkocja

PostWysłany: Śro 15:28, 04 Maj 2011    Temat postu:

- Nie mam mapy Mousillon bo i nie jest mi ona do niczego potrzebna – burknął nieprzyjemnie Adalhard. - Może Auferic będzie miał w swojej wieży, zapytajcie jego. W jedzenie też was nie zaopatrzymy - dostaliście pieniądze, więc po drodze coś sobie zorganizujcie. Powinniście się cieszyć, że możecie pracować dla władcy Lyonesse, zamiast zawracać mi jeszcze głowę drobiazgami.

Wtedy Kat dorzuciła swoje trzy grosze, a książę, słuchając jej dociekliwych pytań, znów zagotował się na twarzy i aż uderzył pięścią w stolik, stojący obok jego fotela. Mięso i pucharek z którego pił aż podskoczyły w miejscu.
- Nie zamierzam narażać Lady Augystyny na jeszcze większy stres, gdy będzie musiała o tym znów rozmawiać, tym bardziej, że w końcu zaczyna wracać do siebie po tym nikczemnym i zuchwałym czynie! – warknął. - Nie możecie z nią porozmawiać, powiedziałem wam wszystko co wiem na temat tego złodzieja. Pokój został nienaruszony, zginął jedynie diadem, więc nie widzę powodu, byście mieli go oglądać. Pierre, odprowadź tych śmiałków do bramy i daj im, co nakazałem.

Chudy sługa ukłonił się i wskazał ręką na drzwi wyjściowe. Wyglądało na to, że książę uznał rozmowę za zakończoną. Może to i lepiej, gdyż z każdą kolejną chwilą złościł się coraz bardziej. Po chwili opuściliście salę audiencyjną, a sługa idący kilka kroków przed wami, prowadził was zapewne w stronę wyjścia z zamku. Mieliście więc teraz chwilę czasu na jakąś rozmowę i zapoznanie się z nową towarzyszką.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
WinterWolf




Dołączył: 23 Sty 2011
Posty: 48
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 21:42, 04 Maj 2011    Temat postu:

Przeklęta kompania

Gdy poprowadzono ją w stronę wyjścia Kat westchnęła cicho do siebie. No to nie wiedzieli nic na temat poszukiwanego. Ani jak dostał się do komnaty, ani nie mieli tak naprawdę pewności jak wygląda, bo opis był z tych wyjątkowo nieprecyzyjnych. Jeszcze tak nadętego i głupiego pracodawcy nie miała. Widział tylko koniuszek swojego nosa i nic więcej. Żałowała, że się wzięła za tę robotę... Zapragnęła zabrać swoją zaliczkę i ruszyć prosto w drogę do Imperium. Chyba, że schwytają pierwszego lepszego biedaka w Mousillon, który będzie pasował do rysopisu i przytaszczą jego łeb. A ludzi pasujących do opisu było pewnie setki. Po drodze pewnie znów zahaczą o tę strażnice, gdzie gościa zraniono, więc będzie można ewentualnie zweryfikować na ile schwytany typ był podobny do poszukiwanego oryginału.
- Co za gbur. Pieprzone gobliny wydają się bardziej okrzesane, niż ten pajac z lwem na szatach. I nie czerwienią się przy byle okazji. Chociaż też wrzeszczą, więc w sumie... - Estec mruczał pod nosem niezrozumiałą dla reszty wiązankę pod adresem księcia. - Giovanni, gdybyś miał taki zamek, też byś tak strasznie świrował? - spojrzał poważnie na czarodzieja, po czym wybuchł przyjaznym śmiechem, wyraźnie rozbawiony wizją kogokolwiek z barwnej drużyny na książęcym tronie, w obstawie rycerzy.

Płomienisty jedynie prychnął na słowa towarzysza.
- W życiu bym nie chciał mieszkać w czymś takim i na dodatek tak daleko od cywilizacji. Myślę, że mu władza uderza do głowy bo siedzi na takim zadupiu i nie ma co robić, a gdy się pojawi ktoś nowy, to musi mu pokazać, kto tu rządzi – rzucił Gio jednym tchem. - Poza tym jeszcze się nie spotkałem ze szlachcicem, który by nie był denerwujący i nie rościł sobie praw do wszystkiego wokół.
Słuchała wymiany zdań nowych towarzyszy patrząc jednak przed siebie. Opaska ograniczała nieco widoczność, ale na szczęście słuch miała dobry. Musiała lekko przekrzywić głowę na prawo by widzieć idealnie na wprost. Cóż, nie trzeba było pchać się gdzie nie trzeba.
Po chwili Stirlandczyk zreflektował się jednak, że nie przedstawił się nowej towarzyszce, co - miejmy nadzieję - nie zostało odebrane jako zniewaga:
- Vogeler, Kruk. - podał nieznajomej rękę po krótkiej autoprezentacji.
- A mnie zwą Giovanni de Sanctis, jestem czarodziejem Aqshy – rudowłosa kobieta pewnie nie wiedziała, co to jest, więc zmitygował się i dodał. - Ognia, znaczy się. Może powiesz coś o sobie, jeśli mamy ze sobą współpracować przez jakiś czas? Ten silny mąż to najemnik, a piękna niewiasta po mojej prawicy to Vegari, umie dobrze strzelać z łuku i... ma jeszcze kilka innych ciekawych umiejętności, o których może na razie nie będziemy rozmawiać – uśmiechnął się szeroko, przypominając mile spędzoną ostatnią noc.
- Katerine Drauwulf. Miło poznać kogoś, kto nie nosi dupy wyżej głowy - mruknęła. Uścisnęła dloń najemnika. - Robiłam kiedyś w kompanii najemniczej. Teraz robię w tym interesie - skinęła głową nieco do tyłu jakby chciała wskazać stronę skąd przyszli. - Ale tak nadętego bufona jak ten, wystawiającego list gończy jeszcze nie spotkałam - powiedziała obniżając głos.

Słowa Katerine, która od teraz miała być jednym z członków drużyny, opadły głęboko, w odmęty podświadomości Kruka. Rzeczywiście, książę był wyjątkowo nadęty, ale nie w tym rzecz. Najemnik zaczął zastanawiać się - “A co, jeśli ten gość ma rację?” Może rzeczywiście coś w tym było, w końcu pokazanie się ponad władcą było nie lada ciosem w ego władcy. A co jak co, ale ono najbardziej potrzebowało zmniejszyć się, chociaż trochę. I to jak najszybciej.
Estec postanowił jednak nie zastanawiać się nad kwestią winy LeBeau akurat w momencie oczekiwania na zaliczkę, bo jak powszechnie wiadomo - pieniądze potrafią wypaczać poglądy nawet najsilniejszych wolą ludzi.
Łuczniczka nad czymś się zastanawiała, w końcu jednak zerknęła po swoich towarzyszach i uśmiechnęła się lekko. Klepnęła maga w ramię, jakby karcąc za coś.
- Skoro już się poznaliśmy, proponuję szybciej przebierać nogami. Pieniądze same się nie zarobią... - rzuciła, idąc wciąż za sługą. Kto to wymyślił, żeby te zamki były takie duże? Wszędzie w nich było daleko i kobieta była tym wyjątkowo niepocieszona.
Mag zarechotał i spojrzał na złodziejkę.
- Vegari, czy ty oprócz pieniędzy i seksu masz jeszcze jakąś inną pasję? - posłał jej szeroki uśmiech. - A tak z innej beczki... zastanawiam się nad tym zadaniem od dłuższej chwili i jak dla mnie to chyba będzie śliska robota... Miejmy nadzieję, że szybko znajdziemy tego złoczyńcę. W tej wieży, gdzie nas mają eskortować trzeba się będzie wywiedzieć, co to za księstwo, to całe Mousillon. Nigdy tam nie byłem i nie słyszałem. A wy?
- Jesteś mistrzem retorycznych pytań - mruknęła Vegi i pokręciła głową. Przez chwilę mag nie wiedział, czy chodziło o pierwsze czy o drugie pytanie. Ale w końcu kobieta się wypowiedziała dodatkowo. - Z tego, co słyszałam tu i ówdzie, kiedyś to było prężnie rozwijające się księstewko. Ale potem coś się wydarzyło i już przestało takie być. - Wzruszyła ramionami. - Zresztą mało mnie to interesowało i nadal niewiele interesuje. Pojedziemy, to się przekonamy, teraz nie ma co gdybać, gdyż nic nam to nie da. Równie dobrze ktoś może powiedzieć, że tam smoki grasują. - Prychnęła.
- Racja - mruknęła Kat. - I tak jedziemy teraz w ciemno. Nie ukrywam, że mi się to nie podoba - parsknęła niezadowolona. - Opis pasuje do byle zbója przydrożnego, nie znamy metod działania, mamy bardzo mętne informacje... - kobieta już nie dodała propozycji by po przekroczeniu granicy z Mousillon skręcić w stronę Imperium, ale ta myśl niemal zawisła w powietrzu.

- Uważam, że pojechanie do tej wieży i rozmówienie się z tym zranionym żołnierzem może nam nieco rozjaśnić sytuację. W końcu jeśli LeBeau sam został ranny, to tamten może nam go lepiej opisać. Bo to co mówisz, Kat, jest prawdą - takich typków jak z opisu można spotkać w każdej podrzędnej karczmie. A przecież nie będziemy chodzić po ludziach i pytać: “czy ty jesteś Guido LeBeau? Bo mamy skrócić cię o głowę” - mag zaśmiał się ponuro.
Kobieta skinęła głową magowi. - Nie uwierzysz ilu idiotów się znajdzie, którzy na to pytanie odpowiedzą twierdząco, po czym pospiesznie zmienią zdanie, gdy dodasz wzmiankę o ucinaniu łba - mruknęła.
Najemnik spojrzał po wszystkich jakby nieco znudzonym wzrokiem.
- Veg, co tam mogło się zmienić? Nowy władca zrujnowałby całe księstwo? - zaśmiał się z plotek powtórzonych przez złodziejkę. - Mnie bardziej interesuje, czemu chcą eskortować nas aż do granicy? Niezbyt rozumiem, co książe chce tym osiągnąć... - po tych słowach Estec usiadł na pobliskich schodach, w oczekiwaniu na służącego Adalharda.
Czarnowłosa wzruszyła ramionami.
- Kruku, szczerze, nie interesują mnie losy miast, państw i ludzi - odpowiedziała nieco olewczym tonem. - Pewnie jaśnie pan chce mieć pewność, że wykonamy zadanie, ewentualnie że trafimy do granicy. Tak czy inaczej... nie zaprząta to moich myśli. - Wzruszyła ramionami i zaczęła się nad czymś zastanawiać. Opis tego LeBeau pasował do ponad połowy jej przygodnych kochanków, więc całkiem możliwe, że go znała. Jednak nic nie przychodziło kobiecie do głowy.
- Veg ma rację. Nie ma co teraz rozprawiać na ten temat, a dodatkowa obstawa zawsze się przyda. Poza tym uważam, że szybciej trafimy tam z nimi, niż sami, błąkając się gdzieś po gościńcach i wypytując ludzi o drogę - wtrącił czarodziej.

- Znowu racja - mruknęła ponownie Kat. - Niech dadzą zaliczkę i konia dla mnie... Hmm... Szkapę jakąś - poprawiła się. Zauważyła, że książę do szczodrych nie należał. - I całkiem szybko z obstawą powinniśmy do granicy dotrzeć. Tylko dlaczego mam wrażenie, że jeszcze będziemy w głos kląć - dodała znacznie ciszej.
- Z tym przeklinaniem to akurat u nas dość typowe i częste zjawisko... - Zauważyła Vegari i uśmiechnęła się szeroko. Choć to zwykle jej towarzysze przeklinali ją, gdy coś komuś “podbierała” i pakowała wszystkich w kłopoty. No ale tego już nie musiała dodawać...
- No patrz, jak w kompanii najemniczej - padła krótka odpowiedź.
- O wypraszam sobie, ja jestem cywilizowanym uczonym z Nuln - Gio roześmiał się wesoło. Czarodziej zmrużył oczy i oddał się rozmyślaniom na temat pieniędzy i tego, co przyniesie im to zadanie oprócz nich.
- Ciekawych rzeczy uczą w Nuln, ogierze... - Veg rzuciła cicho, ale i tak każdy usłyszał.
- Uczonym z Nuln, rzucającym się na dwumetrowych najemników, z masą mięśni wiekszą niż totalna waga Vegari. - zarechotał Stirlandczyk. - Zresztą, mniejsza z tym. Gdzie ten... - tu odkaszlnął, pamiętając słowa kobiet o przekleństwach sprzed chwili - służący, Pierre, czy jak mu tam. - Zamek działał wyraźnie negatywnie na Esteca, a pewnie i na pozostałych - rzadko który podróżnik czy poszukiwacz przygód lubił zamknięte pomieszczenia inne niż kantyna wypełniona po brzegi piwem i kobietami.
- Południowy temperament, przyjacielu - De Sanctis uśmiechnął się zadziornie. - Zresztą, nigdy nie byłem z natury spokojny, a i dziedzina magii, którą się param, robi swoje. Ale postaram się bardziej panować nad emocjami... jeśli to w ogóle wykonalne - skierował ostatnie słowa jakby do siebie. Spojrzał na Vegari. - I tak, to też odpowiedź na twoją uwagę, Kwiatuszku - puścił jej oczko.
- O tak, południowe kobiety są naprawdę ogniste - mruknęła Kat pozostawiając resztę bez komentarza.

Piromanta spojrzał na nią podejrzliwie.
- A co, sprawdzałaś? - do głowy przychodziła mu tylko jedna rzecz. W końcu był tylko facetem. - Czy ja ci wyglądam na kobietę, słodziutka?
Zaczął się zastanawiać, czy powinien pilnować Vegari, jeśli najemniczka miała jakieś ciągoty do swojej płci.
- Mówiłam o kobietach, nie o mężczyznach - powiedziała krótko.
- Wyobraź sobie, że zdążyłem to zauważyć - posłał jej lekko drwiący uśmiech. - Co nie zmienia faktu, że nie odpowiedziałaś mi na pytanie.
Wymianę zdań czarodzieja i najemniczki po raz kolejny przerwał zduszony śmiech Vogelera. Ciężko odgadnąć, czy rozbawiła go wizja Giovanniego jako kobiety, czy nowej towarzyszki w łóżku Vegari, jednak pierwszy raz od kilku tygodni na jego twarzy zagościł naprawdę szczery uśmiech.
- No właśnie, odpowiedz - dodała od siebie złodziejka, która nagle nieco się ożywiła i zaczęła przyglądać kobiecie z zainteresowaniem. Ta przepaska była nawet dość intrygująca, aczkolwiek wolała blondynki.
- Sześć lat w najemniczej kompanii daje prawie sześć lat pod opieką tileańskiej najemniczki - rzuciła krótko Kat pozostawiając niedopowiedzenia. Zastanawiała się ile czasu ewentualnie zajmie podróż z Mousillon do Imperium, gdyby nagle przyszło spinać konia i wiać, gdzie pieprz rośnie, dlatego średnio uwagę przywiązywała do rozmowy.
Czarodziej nieco się zaniepokoił zainteresowaniami łóżkowymi swojej kochanki. Choć z drugiej strony trójkąt byłby całkiem przyjemny. Ostatni raz kochał się tak, gdy był jeszcze w Altdorfie, w gospodzie znajomego. Bardzo mile wspominał tamte chwile i uśmiechnął się nawet pod wąsem. Na razie wolał nie komentować wypowiedzi najemniczki – widać było, że nieco się miotała w zeznaniach. Na wszystko przyjdzie czas...
- Doprawdy, kolorowa kompania się nam trafiła... - Kruk spojrzał po wszystkich jeszcze raz. Zastanawiał się, czy tylko on miał ochotę nie wykonywać zlecenia księcia? Z drugiej strony, ucieczka z zaliczką wiązałaby się z niemożnością powrotu, a trzeba przyznać, księstwo było całkiem urokliwe.

- Mam nadzieję, że skoro razem polujemy na LeBeau, to nikt nie musi obawiać się o swoje bezpieczeństwo i ataki ze strony przyjaciół?
- Ze strony Vegari możesz się jedynie spodziewać tego, że będzie cię chciała oskubać z twojej działki i chyba obaj to wiemy już od jakichś trzech tygodni - teatralnym szeptem zakomunikował celną odpowiedź Krukowi.
- Masz poczucie humoru, najemniku - mruknęła Kat. Akurat wychwyciła te słowa.
- W tym świecie ktoś musi je mieć. - odszepnął Katerine, po czym nagle zerwał się na równe nogi z toporem w ręku. Zawsze lepiej być przygotowanym, skoro już tylko kilka chwil dzieliło ich od nagłego wzbogacenia. kto wie co będzie działo się później...
- Co najmniej trzech. - Estec uśmiechnął się niemrawo do Płomienistego, ponownie zapadając jakby w letarg, nastawiony jedynie na słuchanie.
Veg jedynie prychnęła na uwagę mężczyzn i wyjęła z kieszeni klucze czarodzieja, którymi też zaraz zaczęła się bawić, ostentacyjnie kręcąc nimi na palcu. Tym razem sama je pożyczyła. Po chwili jednak rzuciła je zaskoczonemu Piromancie.
- Już nie bądź taki cwany, magu, bo te klucze znikną ci na dłużej. Powiedzmy... na zawsze? - Posłała mu cierpki uśmiech z nutką rozbawienia w oczach.
Mag roześmiał się jedynie, zaskoczony łapiąc klucze i chowając z powrotem za pas. Nawet nie zwrócił uwagi, kiedy mu je zwinęła. Pewnie musiało to być w sali u księcia, gdy z nim rozmawiał.
- Widzę, że ci się nudzi... - mruknął już poważniejszym tonem. - Może chcesz dostać gratisową drzemkę? Powiedzmy tak z pół dnia? Obudzisz się akurat jak dojedziemy do wieży tego rycerza.
Płomienisty świdrował ją wzrokiem i mogłaby dać głowę, że przez chwilę widziała w jego oczach ogień.

“Słodka para, gorzej jeśli któreś nagle spłonie, albo zostanie bez czegokolwiek przy sobie, z ciągle nieopłaconym rachunkiem w kantynie, czy gdzieś.” - najemnik obserwował jeden z korytarzy, w którym zniknął służący. Choć nie była to jego sprawa, ani nigdy nie będzie - miał nadzieję, że nie wszyscy arystokraci są tak samo skąpi.
Złodziejka wzruszyła ramionami.
- Niech i tak będzie. Z przyjemnością się zdrzemnę, w nocy nie miałam za bardzo okazji się wyspać, więc dawaj. - Posłała mu zadziorny uśmiech. - Potem przewiesisz mnie przez konia i będzie całkiem romantycznie.
- Chyba zdążyłaś się już zorientować, że nie jestem romantykiem - prychnął De Sanctis. - Poza tym to była groźba, a nie propozycja - wzniósł wzrok ku niebiosom. Inteligencja tej kobiety zaczynała go mocno zastanawiać.
No nie ma co... Łowczyni nagród miała już jakieś pojęcie w jaką kabałę się wpakowała. Trafiła w sam środek burzy...
Vegari uśmiechnęła się lekko.
- Życie nauczyło mnie, by dostrzegać pozytywne aspekty każdej rzeczy, Gio. No ale chyba nie będziemy teraz o tym rozmawiać.
Po tych słowach kobieta znów się zamyśliła, co ostatnimi czasy robiła niezwykle często. A im bliżej byli swego zadania, tym mniej się wypowiadała, zajęta jakimiś rozważaniami w swym umyśle.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.ouzaru.fora.pl Strona Główna -> Sesje RPG Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, ... 20, 21, 22  Następny
Strona 2 z 22

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
gRed v1.3 // Theme created by Sopel & Programosy
Regulamin