Forum www.ouzaru.fora.pl Strona Główna

 [Warhammer 2ed.] Baronia Przeklętych
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 19, 20, 21, 22  Następny
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
Serge
Parias



Dołączył: 23 Sty 2011
Posty: 178
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Dunbar, Szkocja

PostWysłany: Wto 20:48, 13 Wrz 2011    Temat postu:

Mając odpowiednie informacje, nie pozostało wam nic innego, jak się dozbroić i ruszyć do Utraconego Miasta, by odnaleźć na starym cmentarzysku kryptę rodu de Valence. Podróż na osławiony "czarny rynek", na którym swego czasu kupiliście za bezcen diadem lady Augustyny trwała dość długo ze względu na kulejącego Severina. W końcu jednak znaleźliście się na miejscu, zostaliście przeszukani przez "ochroniarzy" i weszliście do środka budynku, w którym aż roiło się od ludzi.

Przez dłuższą chwilę szwendaliście się między alejkami wspólnie, jednak Severin postanowił, że poszuka czegoś na własną rękę, a Veg i Gio to nie przeszkadzało. Rozdzieliliście się i każdy poszedł w swoją stronę, umawiając się wcześniej, że po skończonych zakupach zaczekacie na siebie przy wyjściu.

Czarodziej i łuczniczka przeciskali się między ludźmi, co jakiś czas zerkając na to, co sprzedawcy mają w swoim asortymencie. W końcu trafili na jakiegoś brodatego mężczyznę wyglądającego na przybysza z odległego lądu (ze względu na jego smagłą cerę), który proponował sporo oręża do sprzedania. Veg od razu wskazała na dość ciekawie wykonany buzdygan, a Piromanta wziął go do ręki.

- Wspaniała broń, panie. Zadziwiająco łatwa w użyciu dzięki zastosowaniu kompozytowej kuli pokrytej stalowym płaszczem. Pałka wykonana z metalu, rękojeść pokryta skórą, no i rzemienny pasek na nadgarstek. - Zachwalał sprzedawca łamanym bretońskim, pocierając dłonie i uśmiechając się głupio.

Giovanni zważył broń w dłoni i wykonał nią kilka ruchów w powietrzu. Pierwszy raz w życiu miał coś takiego w ręku, ale jako uczony szybko doszedł do wniosku, że nie trzeba być mistrzem tego oręża, a jedynie włożyć odpowiednią siłę w zamach, a reszta zrobi się sama. Niemal od razu broń mu przypasowała, więc zapłacił mężczyźnie dwa denary i udał się po tarczę. Z tą jednak było gorzej, gdyż większość ciążyła czarodziejowi, który nie był przyzwyczajony do noszenia takiej osłony. Z pomocą przyszła Vegari, która zaproponowała mniejszy, ale dający jako taką ochronę puklerz.

Okazało się, że dawniej, jako łuczniczka, używała tej osłony i była pewna, że niewielka, metalowa tarcza z pewnością spełni swą funkcję u maga. Sama zakupiła solidny buzdygan i morgenstern, a także specjalny pas, by mogła je zwiesić w nim przy bokach. Do tego doszła tarcza rycerska, ponoć zdobyta gdzieś w walce na jakimś orku (który pewnie wcześniej zdobył ją na jakimś rycerzu). Herb był już zatarty, jednak niebiesko-czerwone barwy wciąż pozostały, a tarcza wyglądała na taką, co z pewnością opuściła kuźnię jakiegoś diuka bądź barona. Najciężej było z metalowymi karwaszami, jednak po długim sprawdzaniu, co każdy ze sprzedawców ma w zanadrzu, w końcu udało jej się trafić na takowe. Co prawda były nieco za duże, jak na kobietę (pewnie kolejna zdobycz z jakiegoś rycerza), ale Veg stwierdziła, że lepsze takie niż żadne i przy okazji udało jej się wytargować niższą cenę.

Severin na własną rękę wybierał sobie ekwipunek, odłączywszy się od towarzyszy. Długo poszukiwał odpowiedniego oręża, gdy trafił w końcu na niskiego sprzedawcę, który oferował tylko i wyłącznie broń. Tnącą, kłutą, obuchową i ciskaną. Do wyboru, do koloru. Zwadźca wśród tych wszystkich oręży przyuważył dwa miecze jednoręczne, które z pozostałego żelastwa wyróżniały się pozłacanymi głowicami i jelcami. Ujął je w obie dłonie i wykonał kilka ruchów, sprawdzając. Miecze, zadziwiająco dla samego Estalijczyka, były bardzo lekkie i dobrze wyważone, słuchając każdego ruchu właściciela. Z pewnością nie była to pierwsza lepsza broń, jednak Sev zdążył się przekonać, że w tym budynku da się kupić niemal wszystko, z górnej półki i często za bezcen. Sprzedawca zarządał dwa ecu za obie sztuki, jednak Południowiec wiedział doskonale, że to i tak zdecydowanie za mało, jak na tak dobrze wykutą broń, więc z uśmiechem na ustach zapłacił, targując przy okazji dwie pochwy do kompletu. To się dopiero nazywał interes!

Po udanych zakupach, gdzie udało wam się dostać to, co chcieliście, ruszyliście do karczmy. Rozpadało się nieco w połowie drogi, jednak tak naprawdę nie miało to wpływu na wasze samopoczucie, które tego akurat dnia było całkiem dobre. Pomijając fakt, że straż cały czas próbowała odnaleźć zabójcę Margo, nie mieliście powodów, by narzekać. Łamacz nie żył, a wy mieliście informacje na temat LeBeau od Lanfranco, a przede wszystkim byliście przygotowani, by wybrać się do katakumb. A w każdym razie tak się wam wydawało.

* * *

Po ciepłym posiłku już w "Starej Szafie", Gio i Severin zamknęli się w pokoju tego drugiego. Zwadźca zdjął onucę (gdyż od feralnego dnia w but się nie mieścił), by zaprezentować magowi napuchniętą kostkę. Czarodziej wymamrotał kilka niezrozumiałych dla Estalijczyka słów mocy, a jego dłonie zaczęły emanować żółtym światłem. Piromanta przyłożył je do rany Severina, a ten poczuł tylko ciepło i dziwne mrowienie rozchodzące się od obolałej kostki, aż do kolana. Giovanni stał tak skupiony przez kilkanaście sekund, aż poświata zupełnie wygasła, a dłonie nie wróciły do dawnej barwy. Czarodziej zmarszczył tylko brwi i przetarł oczy, powracając do rzeczywistości.

Severin spojrzał na zwolnioną przez dłonie maga stopę i aż otworzył usta z wrażenia. Opuchlizna minęła, jak - dosłownie - ręka odjął i zwadźca nie czuł już żadnego bólu ani ucisku. Wstał na obie nogi i przeszedł się po pokoju zupełnie normalnie, jakby nigdy wcześniej nie nabawił się tej kontuzji. Podskoczył kilka razy, czy nie poczuje czegoś niepokojącego, jednak nic takiego nie miało miejsca.

* * *

Następny dzień zaczął się od deszczu i solidnego śniadania. Mieliście jasno sprecyzowane plany, więc trzeba było uzupełnić zapasy energii, które z pewnością przydadzą się wam, gdy wyruszycie w drogę do Utraconego Miasta, rojącego się od nieumarłych i innych tałatajstw. Krótko po posiłku przygotowaliście się i wyszliście z gospody, udając się w podane przez Lanfranco miejsce. Veg przy okazji zgarnęła trochę prowiantu na później, w razie, gdyby ktoś zgłodniał, lub poszukiwania przeciągnęły się do kilku godzin.

Podróż była dość krótka, gdyż doskonale pamiętaliście drogę do przeklętej dzielnicy. O dziwo nikt was nie zaatakował, jakby preludium szaleństwa miało rozegrać się w miejscu, do którego zmierzaliście. Nastroje były nieco minorowe, jednak głównie przez to, iż skupieni byliście na niebezpiecznej okolicy i tym, co może się za chwilę wydarzyć.

Krocząc wymarłymi ulicami pośród opustoszałych budynków dotarliście w końcu do zardzewiałej bramy cmentarza. Z dwóch kolumn po przeciwnych jej stronach przyglądała się wam para bliźniaczych gargulców z rozdziawionymi paszczami ukazującymi ostre jak brzytwa kły.

Akurat przestało padać, gdy Severin popchnął jedno ze skrzydeł bramy. Ta zaskrzypiała, jakby miała za chwilę obudzić hordy nieumarłych z dwóch rzędów mogił, które przecinała porośnięta szara trawą alejka zapraszająca was do środka.





Stary cmentarz przywitał was mgłą i przerażajacą ciszą, przerywaną jedynie od czasu do czasu krakaniem kruków siedzących na pobliskich drzewach i na nadgryzionych zębem czasu nagrobkach. W tym miejscu świat jakby się zatrzymał, a każdy najmniejszy dźwięk, choćby złamanie pod stopą gałązki, odbijało się głośnym echem w waszych głowach. Patrząc po dziwnych, pokrzywionych drzewach bez liści, które wyciągały w waszym kierunku swe powyginane gałęzie, niczym łapy demonów, czuliście się bardziej niż zaniepokojeni. Biały opar unoszący się między mogiłami wyglądał jak żywy i mieliście wrażenie, że próbuje was opleść i wciągnąć w jakąś mroczną czeluść. Miejsce napawało was z jednej strony lękiem, a z drugiej świadomością przed nieuchronnym. Że któregoś dnia wy również spoczniecie w takim miejscu.

Momentami wydawało się wam, że widzicie jakieś kształty przemykające za ścianą mgły, ale mogliście się mylić. W końcu w takim miejscu umysł potrafił sam dopowiadać sobie niektóre rzeczy. Najmniej pewnie czuli się Vegari i Severin - kobieta miała sporo na sumieniu, a mężczyźnie przypomniały się nagle upiorne sny, których doświadczył swego czasu.

Wiatr zaszeleścił nagle gałęziami nagich drzew, jakby przemykała się wśród nich jakaś bezcielesna istota. Niebo zasnute było ciężkimi, stalowymi chmurami zwiastującymi kolejne opady, a wy nie czuliście się w tym miejscu zbyt komfortowo. Teraz zdecydowanie mieliście wrażenie, że jesteście śledzeni, choć rozglądając się pośród nagrobków tonących we mgle nikogo nie mogliście dojrzeć.

W końcu udało wam się dotrzeć na skraj cmentarza, a waszym oczom ukazały się stare, jednak wciąż robiące piorunujące wrażenie katakumby rodu de Valence.



Misternego wykonania budowli pozazdrościć by mogli najwięksi arystokraci, jednak w tym miejscu było coś bardzo niepokojącego. Patrząc na budynek nie dziwiliście się, że ludzie omijali go, oraz cały cmentarz szerokim łukiem. Marmurowe rzeźby zakapturzonych mnichów stojących po przeciwnych stronach krypty wyglądały jak żywe i z pewnością miały za zadanie odstraszać potencjalnych śmiałków chcących zapuścić się do grobowca. Patrząc na nieruchome posągi przeszył was zimny dreszcz. Jedno ze skrzydeł wysokich, stalowych wrót było uchylone, odsłaniając nieprzeniknioną ciemność.

Mgła zgęstniała, tłumiąc wszystkie dźwięki, za wyjątkiem waszych przyspieszonych oddechów.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Serge dnia Wto 14:29, 08 Paź 2024, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Evandril




Dołączył: 01 Kwi 2011
Posty: 87
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 9:42, 16 Wrz 2011    Temat postu:

Giovanni

Zakupy okazały się bardzo owocne. Mag wybrał sobie buzdygan i niewielką tarczkę, którą zachwalała Vegari. Kto wie, może nawet nie będzie problemu, by rzucać w niej zaklęcia? Inne, większe, były dla Tileańczyka zdecydowanie nieporęczne i zbyt ciężkie. Poza tym nie był przyzwyczajony do tachania ze sobą takiego rodzaju osłony, bo w jego fachu wolne ręce grały największą rolę. Po uszczupleniu sakiewki o niemal trzy denary, wrócił z towarzyszami do karczmy.

Już na miejscu zajął się napuchniętą nogą Estalijczyka. Skupiony wypowiedział zaklęcie, a energia lecznicza zadziałała niemal od razu, wyciągając z kostki towarzysza obrzęk i ból. Niedługo potem zwadźca był jak nowy.
- No, to masz u mnie dług do spłacenia - puścił mu oczko i wyszedł z jego pokoju.

***

Kolejny dzień mag przywitał jako pierwszy w głównej sali. Zamówił sobie śniadanie i siedział w skupieniu, wpatrując się w uderzające o szyby krople deszczu na zewnątrz. Znowu padało, jakby już i tak mieli mało problemów na głowie. Piromanta czuł dziwny ścisk w żołądku i niepokój, jak zresztą przed każdą z planowanych przez drużynę akcji. Wycieczka w nieznane katakumby mogła się jednak skończyć dużo gorzej niż ta z Łamaczem, w końcu nawet nie do końca wiedzieli co ich czeka w tym grobowcu. A skoro tam urywał się trop LeBeau i porucznika Lanfranco, to z pewnością muszą przygotować się na najgorsze. Mag podejrzewał, że dopiero tak naprawdę teraz dopiero zaczną się schody i przekonają się, ile są warci.

Vegari i Severin dołączyli do stolika pół godziny później, ale rozmowa jakoś się nie kleiła. Zjedli, spakowali się i wyszli na spotkanie z przeznaczeniem.

***

Gdy wreszcie dotarli do bramy starego cmentarza i przekroczyli ją, Giovanni poczuł się dziwnie. Nie bał się, nie czuł niepokoju, jedynie jakąś dziwną... pustkę w środku. Patrząc na poprzewracane i uszkodzone mogiły zastanawiał się, czy kiedyś i o nim nikt nie będzie pamiętał, a jego nagrobek pozarasta bluszcz. Spokój i cisza udzielały mu się, gdy rozmyślał z jednej strony o rodzinie w odległej Tilei, a z drugiej układał w głowie najsilniejsze zaklęcia.

- Gio, mówiłeś, że Morr jest twoim panem. Nie mógłbyś się trochę do niego pomodlić? - z zamyślenia wyrwał go zaniepokojony głos Vegari.
- A co, kochanie? Czyżbyś czuła, że cię Ranald opuścił? - Gio spoglądał po nagrobkach i daleko mu było do wesołego tonu.
Kobieta prychnęła, ale nic już nie odpowiedziała.

Krocząc powoli zarośniętą ścieżynką, Gio miał wrażenie, że ktoś przemyka między grobami i obserwuje ich stamtąd. Dosłownie czuł na swej szyi zimny dotyk trupich łap, a świadomość kreśliła najróżniejsze dreszczowce przed oczami. Na szczęście dotarli w końcu do miejsca, gdzie stał wielki, ponury grobowiec rzeczonego przez Lanfranco rodu. Maga przeszył nieprzyjemny dreszcz, patrząc w czeluść uchylonych drzwi.
- To co, wchodzimy, nie? - mruknął.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
MrZeth




Dołączył: 03 Maj 2011
Posty: 76
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 19:29, 16 Wrz 2011    Temat postu:

Pojebana Trójca:

Przez całą drogę przez cmentarz kobieta trzymała się blisko czarodzieja, czując się niezbyt pewnie. Stare opowieści z dzieciństwa nagle nabrały barw oraz dźwięków, a Vegari stwierdziła, iż się boi. To było dziwne, gdyż strach do tej pory był jej obcy. Czasem się czegoś wystraszyła lub czymś zdenerwowała, ale tak naprawdę nigdy nie znalazła się w sytuacji, kiedy musiałaby się zmierzyć z czymś, czego nie znała i nie miała pewności, czy da się to zabić. Oraz jak. No bo jak trafią na jakieś upiory, które nie posiadały ciała, jak sobie z nimi poradzi?
Przez całą drogę do grobowca niewiele się odzywała, nasłuchując i rozglądając się po okolicy. Czuła, jak mięśnie pleców zaczynają ją boleć wraz z kręgosłupem od tego ciągłego napięcia.
- Słodko - mruknął Severin, krzywiąc się i patrząc na kryptę. - Dobra, do odważnych świat należy, czy jakoś tak. Mogę liczyć na jakieś magiczne źródło światła, skoro pcham się przodem? - zapytał.
- Coś się znajdzie - odpowiedział Giovanni, przypatrując się ze zmrużonymi oczami wejściu do krypty. Musiał przyznać, że teraz i jemu udzielił się dziwny nastrój tego miejsca. Sięgnął po buzdygan wiszący przy pasie i zacisnął mocniej dłoń na rękojeści. - Gdy wejdziemy do środka, postaram się rzucić trochę światła na sytuację. Lepiej miejmy się na baczności, nie wiadomo co za licho może tam mieszkać. Ja będę zamykał pochód, jeśli nie macie nic przeciwko.
- Taa... w razie czego musisz mieć “spokój” by rzucić zaklęcie, więc tu nie ma nawet dyskusji - mruknął Severin i uchylił bardziej drzwi do krypty nogą, by powoli, ostrożnie wejść do środka.
- Nie inaczej - odrzekł towarzyszowi i skinął na niego głową, gdy ten ruszył do grobowca. Gio uniósł swą nową broń, a gdy pojawili się w środku wypowiedział kilka prostych słów, by rozświetlić miejsce w którym się znaleźli. Severin dobył mieczy wchodząc do środka i rozejrzał się dokładniej, korzystając z oświetlenia, po czym westchnął i ruszył powolutku przodem.
- Nie martwcie się, po to mam tarczę, by osłaniać Gio, gdy będzie rzucał zaklęcie. - Vegari w końcu się odezwała, idąc obok czarodzieja, niczym jego osobista obstawa. Łuk zostawiła w karczmie, wątpiła, by jej się miał do czegoś przydać. Teraz jego miejsce na plecach zajęła tarcza.

- Sądzicie, że ktoś zostawił tu jakieś kretyńskie pułapki? - zapytał Severin, aczkolwiek bardziej niż pułapkami dalej martwił się atmosferą tego miejsca. Tu było prawie jak we śnie... i mężczyzna czuł, jak ta granica powoli zaciera się. Przy odrobinie szczęścia wewnątrz grobowca to wrażenie zniknie...
- Nie wiem jak jest w Bretonii, ale w Imperium, z tego co słyszałem takie grobowce najeżone są pułapkami i dziwnymi mechanizmami, by odstraszyć porywaczy zwłok i hieny cmentarne. Jak to mówią “co kraj to obyczaj”, ale mimo wszystko bądźmy ostrożni i patrzmy gdzie idziemy i jak stawiamy stopy - Gio rzucił sciszonym głosem.
- Nawet jeśli jakieś były, to pewnie i tak wszystkie zostały już dawno uruchomione i rozbrojone właśnie przez takie hieny. - Złodziejka wpuściła dłonie w kieszenie i szła spokojnie. Choć grobowiec nie sprawiał miłego wrażenia, czuła się w nim znacznie bezpieczniej niż na cmentarzu. A skoro Severin szedł przodem, nie miała się już czego obawiać. Jeśli natrafią na przeciwników i pułapki, będzie to jego zmartwieniem a nie jej. Jedyna rzecz, na której teraz była skupiona, to bezpieczeństwo Giovanniego. Bo Severin sobie świetnie poradzi, a jak nie - będzie o jedną osobę mniej do podziału.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Serge
Parias



Dołączył: 23 Sty 2011
Posty: 178
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Dunbar, Szkocja

PostWysłany: Sob 9:18, 17 Wrz 2011    Temat postu:

Severin popchnął nogą masywne drzwi i znaleźliście się w nieprzeniknionych ciemnościach. Chwila jednak wystarczyła, by przy udziale Giovanniego trzy niewielkie, lewitujące w powietrzu ogniki rozświetliły wam kwadratowe pomieszczenie, w którym się znaleźliście.

W powietrzu unosił się zapach rozkładu i wilgoci. Po obu stronach pokoju znajdowały się proste sarkofagi pozbawione wiek. Gdy podeszliście bliżej, w każdym z nich zobaczyliście resztki kości i czaszek. Szybko zdaliście sobie sprawę, że nie był to nikt ze szlacheckiego rodu, skoro szczątki tych dwóch nieszczęśników spoczywały w najskromniejszych kamiennych trumnach.

Dokładniejsze oględziny komnaty przez Giovanniego i Severina doprowadziły do odkrycia częściowo zatartych inskrypcji na bokach sarkofagów, gdzie zwadźca szybko odczytał, iż pochowano tu "wiernych lokajów Lady Armengildy - Orrego i Bertona". Vegari natomiast odnalazła w rogu pomieszczenia okaleczoną dłoń. Krwawy strzęp został odgryziony tuż przy nadgarstku i na pierwszy rzut oka porzucony nie dalej jak kilka dni temu.

Bacząc na to, co może się wydarzyć, przeszliście przez kolejne drzwi znajdujące się naprzeciw wejścia i zeszliście w dół po kamiennych schodach w tym samym szyku, co wcześniej. Krótkim, pochyłym korytarzem o ścianach z obrobionego kamienia doszliście do sporej wielkości okrągłej komnaty, którą rozświetliły wam ogniki czarodzieja. Biegnący wśród ścian fryz przedstawiał sceny bitewne, gdzie rycerze tratowali końmi lub przebijali swymi kopiami ciała zielonoskórych.

Pośrodku sali wznosił się zdobiony sarkofag zakryty masywną, grubą płytą z kamienia. Dopiero po chwili, gdy przyjrzeliście się bliżej, dostrzegliście plamy zaschniętej krwi na ścianach i podłodze, a na krawędzi wieka widniały krwawe odciski dłoni. Z komnaty nie było innego wyjścia niż to, którym tu przyszliście.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
MrZeth




Dołączył: 03 Maj 2011
Posty: 76
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 21:29, 17 Wrz 2011    Temat postu:

Drużyna (w katakumbach)

Giovanni skrzywił się od razu po wejściu do grobowca, gdy w jego nozdrza wbił się nieprzyjemny zapach. Chwilę sprawdzał z Severinem sarkofagi, gdzie zachowały się jedynie resztki kości, gdy Veg odnalazła odgryzioną dłoń. Wtedy uczonemu zaświtało.
- No i wszystkie klocki zaczynają układać się w jedną całość - powiedział nieco sciszonym głosem. - Pamiętacie, jak Sophie mówiła, że widziała LeBeau uciekającego od strony katakumb? Miał trzymać się za dłoń. Chyba właśnie na nią wpadliśmy - uśmiechnął się cierpko i podążył za towarzyszami, gdyż nic więcej ciekawszego znaleźć tu nie mogli.
- U-kurwa-rocze - mruknął Severin, widząc znalezisko. Odczucia ze snów dały sobie spokój, ewentualnie zostały odegnane przez o wiele żywsze poczucie zagrożenia. Nocne mary nie mogły przecież się równać z widmem nieumarłego potwora wgryzającego się w ciało.
- Impreza na całego z bufetem - mruknął, a Gio nie mógł być pewien, czy ma na myśli odwiedziny LeBeau, czy ich, włażących coraz dalej do katakumb.

Miejsce było naprawdę niezwykle urokliwe, Vegari musiała to przyznać. Kurz, syf i pająki. I jeszcze jakieś szkielety. W kolejnym pomieszczeniu, nieco lepiej wykonanym, dostrzegła krew. To nieco zaintrygowało kobietę. Może nie była złodziejem doskonałym i nie zdarzyło jej się plądrować grobowców, ale potrafiła powiązać pewne fakty. Wskazała na ślady krwi na brzegu sarkofagu.
- Albo w środku jest coś, co odgryza dłonie, albo jest tam dalsze przejście lub coś, co je uruchamia. Tak czy inaczej nie mamy większego wyboru i trzeba to odsunąć. Ja sama nie dam rady... - Zerknęła na mężczyzn, czekając na ich reakcję i podwinęła rękawy. Póki co nie zastanawiała się zbytnio nad tym wszystkim i rzeczach, które już wiedzieli na temat LeBeau. Po prostu chciała działać.
Czarodziej wrzucił buzdygan za pas i podszedł do sarkofagu. Oparł się o wieko obiema dłońmi i spojrzał na Severina.
- No, Estalijczyku, zakasuj rękawy. Przydasz mi się przy tym kawałku kamienia. A ty, Veg, stań z boku i przygotuj broń w razie gdyby coś miało stamtąd wyleźć. Jakby się pojawiło, to od razu zatłucz. Co ty na to?
Musiał jakoś podejść łuczniczkę, gdyż nie uśmiechało mu się by dźwigała taki ciężar, a przy okazji się narażała.
Severin oparł jeden miecz o bok sarkofagu, by mógł go wygodnie chwycić gdyby zaszła taka konieczność, drugi schował za pasem, gdyby musiał gwałtownie odskoczyć i się bronić. Miał dziką ochotę rzucić monetą, ale powstrzymał się. Kopnął sarkofag parę razy i nasłuchiwał moment. może to, co było w środku otworzyłoby sobie sarkofag samo? Mniej roboty dla nich. Rozruszał ramiona i nadgarstki, po czym chwycił płytę wraz z Gio.
- Daj znak i zaczynamy - mruknął ni to do maga ni to do łuczniczki. Był gotów w razie czego odskoczyć od płyty, gdyby zaszła taka potrzeba.
- Hmm... - Kobieta zastanowiła się chwilę, po czym odeszła od płyty i stanęła z boku, by być w pogotowiu, gdyby coś się miało dziać. Wzięła do ręki broń i ustawiła się tak, żeby móc od razu widzieć, co znajduje się w sarkofagu. Głupio by było stać z drugiej strony, gdy mężczyźni odsuną płytę. - Dobra, to nawet lepszy pomysł, Gio. Będę mieć na was oko, chłopaki. - Uśmiechnęła się lekko i skinęła na nich głową, dając znać, że mogą zaczynać. - Jestem gotowa, dawajcie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Serge
Parias



Dołączył: 23 Sty 2011
Posty: 178
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Dunbar, Szkocja

PostWysłany: Pon 12:21, 19 Wrz 2011    Temat postu:

Kopniaki Severina mogły uświadomić, że w środku grobu nie czaiło się nic groźnego, choć i tak byliście przygotowani na taką ewentualność. Czarodziej i zwadźca podeszli do sarkofagu i zapierając się nogami o podłoże natarli rękoma na płytę. Zagrały mięśnie obu mężczyzn, a wielki kawał kamienia zaczął się w końcu przesuwać. Przy niemałym wysiłku w końcu został zwalony na bok, robiąc przy tym sporo hałasu.

Ze środka nie wyskoczył żaden zombie, wampir czy inna bestia. W miejscu, gdzie powinny spoczywać zwłoki ujrzeliście natomiast szyb prowadzący w dół, na niższy poziom. W jednej z jego ścian tkwił metalowy hak, do którego przywiązana była solidnie wyglądająca lina.

Nie zastanawiając się zbytnio, spuściliście się po niej w dół, wpadając do pomieszczenia w kształcie litery "T". Na prawo i lewo od was a także przed wami znajdowały się uchylone drzwi. W blasku magicznych ogników dostrzegliście leżące w różnych miejscach pomieszczenia zwłoki trzech mężczyzn, którzy zostali dosłownie rozerwani na strzępy. Czarodziejowi zrobiło się niedobrze i niemal zwymiotował, widząc, jak z głowy jednego wypływają resztki papkowatego mózgu. Veg i Sev również z trudem utrzymywali żołądki w ryzach. Ściany zbryzgane były krwią, a kolejnemu z trupów brakowało dłoni. Wiedzieliście już, gdzie się podziała. Przyglądając się bliżej cuchnącym zwłokom dostrzegliście, że rany zostały zadane kłami i pazurami. Nie wyglądało to dobrze.

Wtem zza drzwi po waszej prawej usłyszeliście jakieś odgłosy. Popatrzyliście po sobie skonsternowani, a Veg, widząc niezdecydowanie na twarzach towarzyszy, powiedziała w końcu.
- Przyszliśmy tu zwiedzać, czy znaleźć LeBeau? Skoro coś tam hałasuje, to trzeba to sprawdzić, bo to może być ten gnojek.
Dobyła buzdyganu i ruszyła w kierunku drzwi.
Sev i Gio, niewiele myśląc, podążyli za łuczniczką.

Czarnowłosa uchyliła lekko pordzewiałe wrota i weszliście powoli do pomieszczenia. Gdy tylko do komnaty wpadły ogniki czarodzieja, ujrzeliście w rogu pokoju pięć pokracznych istot pożywiających się resztkami ludzkiego mięsa. One też was zobaczyły, warknęły złowrogo i ruszyły w waszym kierunku, najwyraźniej niezadowolone z faktu, że ktoś raczył przerwać im posiłek.



Stwory były przeraźliwie chude i wysuszone, jednak obnażone żółte, ostre kły i długie pazury od razu zdradziły wam, co stało się z trzema nieszczęśnikami w korytarzu. Na wycofanie się nie było już czasu - musieliście zostać i walczyć na niewielkiej przestrzeni z liczniejszym przeciwnikiem. Ale czy lepszym od was? O tym mieliście się przekonać już za chwilę...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Evandril




Dołączył: 01 Kwi 2011
Posty: 87
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 16:31, 19 Wrz 2011    Temat postu:

Giovanni

Na szczęście w kamiennym sarkofagu nie czaiło się na nich żadne licho, co Płomienisty przyjął z nieskrywaną ulgą. Jednak dziura, którą odkryli niezbyt optymistycznie napawała przed dalszą podróżą. Perspektywy nie były zbyt różowe, skoro mieli zapuszczać się jeszcze głębiej, bo Morr jeden raczył wiedzieć, co tam jeszcze odkryją. No ale skoro nie było innego wyjścia.

Mag zjechał na dół jako ostatni i od razu się skrzywił, gdy w obszar jego wzroku wpadły rozbebeszone zwłoki. Kilka odruchów wymiotnych sprawiło, że chciał czym prędzej wracać na górę i wynosić się z tego przeklętego miejsca, ale w końcu jakimś cudem jego trzewia uspokoiły się, choć Giovanni był pewien, że te widoki będą go jeszcze przez jakiś czas prześladować. Już miał pytać, którędy reszta towarzyszy proponuje się udać, gdy wszyscy usłyszeli jakieś dziwne dźwięki dochodzące zza drzwi nieopodal.

Czarodziej dobył swego buzdyganu i przełknął ślinę. Czuł, jak żołądek ściska mu strach, a w ustach robi się sucho. Podążył za Vegari i Estalijczykiem, a gdy znaleźli się w końcu w pokoju, skąd dochodził hałas i Piromanta ujrzał stwory rodem z koszmaru sennego, nogi się pod nim ugięły. Co prawda tamci wyglądali trochę jak żywe trupy, ale poruszali się znacznie szybciej.

Nie było chwili, by zmontować jakiś plan, więc Gio zacisnął dłonie na rękojeści swej broni i próbował odegnać strach, modląc się w myślach do Morra. Zamierzał póki co zostać z tyłu i wspomagać w razie czego Vegari i Severina, gdyby któryś z brzydali się przedarł, bądź próbował zaatakować z boku. Nie był w końcu wojownikiem.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
MrZeth




Dołączył: 03 Maj 2011
Posty: 76
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 17:54, 19 Wrz 2011    Temat postu:

Severin:

Mężczyzna przyjrzał się sarkofagowi, gdy już go otworzyli, po czym podniósł odłożony miecz i westchnął.
- Kogoś było stać na tajne przejście, a na schodach widać oszczędził - skwitował, po czym upewniwszy się co do stanu liny zjechał po niej w dół. Część jego świadomości jojczała z boku, że jest to z pewnością niebezpieczne i ze powinni się wycofać, ale był to zaledwie cichy szept w porównaniu z poczuciem konieczności i... ciekawością. Zwykłą durną ciekawością, która pchała go dalej w głąb tej przeklętej krypty.

Severin zatrzymał się i rzucił monetą. Uśmiechnął się, chowając obiekt i naładował pistolet, zaczepiwszy miecz o pasek. Szedł dalej naprzód z bronią palną w jednej dłoni i mieczem w drugiej. Pierwszy żywy trup, którego spotka dostanie specjalna pigułkę na śniadanie... ołowiany suplement diety. Wtedy dopiero zwrócił uwagę na wszystkie "ozdoby" tego pomieszczenia.
- W chwilach takich jak ta wolałbym mieć za plecami ścianę lub schody, a nie skrzyżowanie korytarzy... - skwitował. Rozejrzał się po trupach.
- Ścierwojady - mruknął cicho, starając się nie oddychać za głęboko. Niby widział już niejedno zmasakrowane ciało, ale rany zadane pazurami i kłami zawsze były bardziej niepokojące niż rany po broni palnej czy tnącej, nie wspominając już o sztyletach. To nieodzowne poczucie brutalności i agresji istoty zadającej te rany sprawiało, że widok tych ciał działał na wyobraźnię mocniej...

Gdy Vegari przejęła inicjatywę Severin ruszył za nią... i zobaczył te dziwne istoty, które najwyraźniej były nimi wielce zainteresowane. Severin wymierzył i strzelił z pistoletu, po czym wymienił bezużyteczna tymczasowo bron palną na miecz. Planował zaatakować wraz z Vegari pierwszego, który podejdzie, by możliwie szybko go zabić i tym samym wyrównać liczby... zakładając, ze wystrzelony przez niego pocisk sięgnie celu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ouzaru
Blind Guardian



Dołączył: 23 Sty 2011
Posty: 110
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 19:06, 19 Wrz 2011    Temat postu:

Vegari

A jednak miała rację... Sama się zdziwiła, ale starała się tego zbytnio nie okazywać po sobie. Na chwilę puściła broń, która swobodnie zawisła na jej nadgarstkach i zjechała po linie na dół. Nie podobało się Vegari w tym miejscu, jednak nie miała większego wyboru, jak trochę pogonić towarzyszy, by jak najszybciej mogli wrócić do miasta.

Zwłoki, na które się natknęli, nie wyglądały zbyt sympatycznie i nie wiedzieć czemu, nagle przypomniała się jej Sylvania. Gdy Gio starał się nie zwymiotować, Veg nachyliła się nad rozszarpanym ciałem i przyjrzała mu, samej walcząc z nudnościami.
- Nie wydaje się wam, że to nie była pułapka, tylko ktoś ich... zjadł?
Jak na potwierdzenie tych słów, usłyszała hałasy, w których stronę miała zamiar iść.

Ghule jakoś jej nie zaskoczyły, gdyż już widywała takie stwory. Wzięła broń w obie dłonie, przyjęła pozycję bojową i stanęła tak, by nikogo nie "zahaczyć" w czasie walki. Miała zamiar jak najszybciej zaatakować najbliższego z przeciwników w głowę, cios wyprowadzając prawą ręką, a lewą się osłaniać przed łapskami tych paskudnych stworów. Liczyła, że Giovanni sobie poradzi i nie będzie musiała go pilnować, gdyż wtedy sama mogłaby zostać ranna. Musiała się skupić na tych nieumarłych, którzy ruszyli w jej stronę.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Serge
Parias



Dołączył: 23 Sty 2011
Posty: 178
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Dunbar, Szkocja

PostWysłany: Wto 10:56, 20 Wrz 2011    Temat postu:

Severin wycelował w najbliższego przeciwnika i nacisnął spust, a głowa ghula pękła niczym dorodny arbuz, obryzgując jego kompanów krwią i resztkami mózgu. Huk wystrzału odbił się echem od ścian pomieszczenia i pomknął w głąb korytarza. To jednak nie zniechęciło napastników, którzy z jeszcze większym zacięciem niż przedtem rzucili się na was.

Vegari przyjęła cios pazurami na metalowe karwasze i wyprowadziła silne uderzenie, które przygotowała już wcześniej. Przeciwnik nie zdążył nawet drgnąć, gdy ciężka głowica po prostu zmiażdżyła mu połowę paskudnego łba. Walczący nieopodal zwadźca uchylił się przed spadającymi na niego pazurami kolejnego stwora i ciął swym mieczem z niesamowitą szybkością. Ostrze zagłębiło się w szyi ghula, a z rany trysnęła śmierdząca jucha. Nie dało się ukryć, że przeciwnicy reprezentowali sobą niewielką wartość bojową, co było widać po kilku chwilach tej walki.

Wszystko potoczyło się błyskawicznie i nim się obejrzeliście, wasi przeciwnicy leżeli martwi, a wy wciąż staliście. I to było najważniejsze. Nie mając nic więcej do szukania w tej komnacie, opuściliście ją i znów stanęliście na rozstaju dróg. Z komnaty naprzeciw tej, w której znaleźliście ghuli, dobiegł was jęk. Ludzki, z tego, co się orientowaliście, gdy ten się powtórzył. W pełnej gotowości ruszyliście z wolna do pomieszczenia, z którego dochodziły dziwne odgłosy.

Severin popchnął drzwi i wpadliście do środka, przygotowani na kolejną walkę. Nie było tutaj jednak kolejnych przeciwników, a jedynie jakiś człowiek leżący pod ścianą. Jego brzuch znaczyła rozległa, szarpana rana. Tuż przed nim leżało rozkładające się ciało ghula z widocznymi cięciami mieczem. Mężczyzna był dobrze zbudowany i jak na oko już po czterdziestce, jednak widząc was, chwycił drżącą dłonią miecz leżący przy jego nodze i z trudem uniósł go nieco nad ziemię, celując w was ostrzem.
- Jeśli chcecie poznać smak mojego miecza... podejdźcie, nieumarłe skurwysyny... a wypatroszę was jak świnie... - wymruczał łamiącym się głosem. Widzieliście, że nie był w stanie wstać, a co dopiero spełnić swoje pogróżki. Dopiero gdy podeszliście bliżej, jego oczy rozwarły się. - Nie jesteście tymi stworami... kim więc? Mi nie zostało... wiele czasu... uciekajcie, zanim was dopadną... To... przeklęte miejsce...
Wycharczał i splunął krwią.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.ouzaru.fora.pl Strona Główna -> Sesje RPG Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 19, 20, 21, 22  Następny
Strona 20 z 22

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
gRed v1.3 // Theme created by Sopel & Programosy
Regulamin