Forum www.ouzaru.fora.pl Strona Główna

 [Warhammer 2ed.] Baronia Przeklętych
Idź do strony 1, 2, 3 ... 20, 21, 22  Następny
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
Serge
Parias



Dołączył: 23 Sty 2011
Posty: 178
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Dunbar, Szkocja

PostWysłany: Nie 7:48, 01 Maj 2011    Temat postu: [Warhammer 2ed.] Baronia Przeklętych









Zajazd „Stary Młyn” umiejscowiony na trakcie pomiędzy Jęczmiennym Kopcem a Lyonesse, tuż nad wartko płynącą rzeczką Montcalf pękał dzisiaj w szwach. I raczej nie miała na to wpływu pogoda, gdyż ta, jak na późne lato, była naprawdę przyjemna. Wieczór przyniósł ze sobą ciepły wiatr, a niebo, poprzetykane gdzieniegdzie chmurami, zwiastowało noc bez żadnych perypetii. Przynajmniej pogodowych. Gospoda – dla was, przejezdnych – wydawała się mieć dość dobrą renomę, skoro w odciętej od cywilizowanego świata okolicy zebrało się aż tylu gości różnych ras. Przeważali jednak ludzie, zaraz po nich krasnoludy, które w różnych częściach sali dość gromko omawiały swoje sprawy.

Podróżowaliście wspólnie już od kilku tygodni, więc zdążyliście się niejako zżyć. Niektórzy lepiej, inni gorzej. Ta część Bretonii dała się poznać jako miejsce pełne żyznych, uprawnych gleb, rozległych lasów i zielonych polan. Wszystko wyglądało zupełnie inaczej, niż w Imperium, z którego niektórzy z was się wywodzili. Po drodze mijaliście dużą liczbę strumieni i rzek, które tworzyły po pewnym czasie niewielkie jeziora i stawy. Księstwo sprawiało naprawdę przyjemne i przytulne wrażenie, a przede wszystkim bezpieczniejsze - tak inne i odległe od tego, co można było napotkać na ziemiach Karla Franza.



W sali panował gwar. Niektórzy omawiali własne interesy, inni chyba zbyt dużo wypili, gdyż spali na stołach, lub pod nimi. U wesołego, pucułowatego gospodarza, zadowolonego najpewniej z dochodu, jaki przyniesie mu dzisiejszy wieczór, zamówiliście jadło i napitek. Ciepło dochodzące z kominka umiejscowionego po prawo od waszego stołu sprawiał, że niektórzy z was stali się senni i ociężali. Nawet gwar prowadzonych rozmów jakby rozleniwiał. Po dłuższej chwili na stół wjechały potrawy – pięknie pachnące pierogi z mięsem, jajecznica na cebuli i kiełbasie, a także dzban grzanego wina. Wasze żołądki, przyzwyczajone do nieco innych okoliczności, od razu dały o sobie znać. Nałożyliście sobie sowite porcje na talerze i skupieni na posiłku, przysłuchiwaliście temu, co dzieje się w głównej sali. Na niewielkim piedestale przy palenisku zasiadał bard, który wygrywając przyjemną melodię na swej mandolinie, nakreślał swym śpiewem historię dawnych bohaterów Bretonii.

Nieważne, że musieliście zapłacić znacznie więcej, niż podpowiadał zdrowy rozsądek. Ważne było tu i teraz, w końcu znaleźliście się w przytulnym miejscu, a robota mogła czaić się choćby i za rogiem. A jak już coś jeść i spać gdzieś, to na bogato, bo następnego dnia mogło się nie doczekać. Zwłaszcza w Starym Świecie.

Niewiele czasu minęło, gdy drzwi gospody otworzyły się, wpuszczając do środka rześkie, wieczorne powietrze, a także dobrze ubranego mężczyznę w towarzystwie dwóch mocno zbudowanych rycerzy w barwach Lyonesse. Elegant zmierzył zastygłą salę sępim wzrokiem, w końcu jednak wyciągnął z tuby przy pasie pergamin i odchrząknąwszy, przeczytał śpiewnym bretońskim.

- „W imieniu księcia Adalharda, jaśnie nam panującego włodarza Księstwa Lyonesse ogłaszam wszem i wobec, iż poszukiwani są śmiałkowie godni odnaleźć złodzieja, podżegacza i rozbójnika Guido LeBeau, a także przynieść na dwór księcia jego głowę. Gwarantowana jest dobra zapłata, godna do charakteru zadania. Zainteresowani winni zgłosić się na dwór jaśnie panującego, by uzyskać dodatkowe informacje. Podpisano Jean-Paul Valley, rzecznik księcia Adalharda.”

Na sali nie podniósł się nawet gwar, co było dość zastanawiające – tak, jakby tubylcy przyjęli tę wiadomość na spokojnie i skupili się na własnych sprawach. Gdy rzecznik skończył, schował papier, odwrócił się na pięcie i wyszedł niewzruszony wraz ze swymi pachołkami. Po chwili słychać było tętent kopyt oddalający się od karczmy. Dopiero gdy tamci odjechali, w samej gospodzie podniosła się lekka wrzawa – goście rozmawiali między sobą, wymieniając spojrzenia, najwyraźniej poruszeni ogłoszeniem księcia.

Również wy spojrzeliście po sobie i zdaliście sobie sprawę, że tylko idiota nie podjąłby się choćby próby, by zdobyć tę robotę. Wasze fundusze może nie były na wyczerpaniu, ale zastrzyk gotówki z pewnością się przyda. Zwłaszcza, jeśli księciunio miał dobrze zapłacić, a każde z was miało swoje sprawy, na które potrzebowało pieniędzy.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Serge dnia Wto 17:23, 08 Paź 2024, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Evandril




Dołączył: 01 Kwi 2011
Posty: 87
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 11:37, 01 Maj 2011    Temat postu:



Giovanni de Sanctis feat. Vegari

Gdy dojechali do zajazdu „Stary Młyn”, Gio wreszcie mógł rozprostować nieco nogi i zjeść jakiś posiłek, gdyż czuł, jak żołądek powoli przyrasta mu do kręgosłupa. Swojego rumaka pozostawił w stajni znajdującej się obok gospody i wręczył chłopcu stajennemu drobną monetę, by się nim dobrze zajął. Sam natomiast, wraz ze swymi kompanami, z którymi podróżował już od pewnego czasu, skierował się do głównej izby.

Po wejściu do przybytku, przywitały ich podejrzliwe spojrzenia, jednak ludzie szybko powrócili do swoich zajęć. De Sanctis cieszył się, że przynajmniej w Bretonii postrzegany jest jak normalny człowiek, a nie guślarz, który pewnie sprowadzi na całą okolicę zagładę chaosu. Tak myśleli ci prostacy z Imperium i nawet w cywilizowanych miastach typu Wolfenburg czy Nuln zdarzało się odczuć niechęć do magów na równi z podrzędnymi miasteczkami i wioskami.

Dlatego też Giovanni wyruszył na południe. Przez Bretonię miał zamiar dotrzeć do rodzinnej Tilei, by spotkać się z siostrą, ale zbiegiem okoliczności natrafił na tę dwójkę, z którą jechał od tygodni. W sumie mu to pasowało – co prawda umiał się obronić, a Bretonia wydawała się bezpieczniejsza niż Imperium, to jednak razem raźniej. No i pogadać jest z kim, a i oko zawiesić.

Zasiedli w końcu przy wolnym stoliku, a pozostali bywalcy, w świetle dwóch świeczek na stole i kominka, mogli przyjrzeć się nowoprzybyłym. Czarodziej Aqshy był wysokim, postawnym blondynem o przystojnym obliczu i bystrych oczach. Jego śniada cera od razu zdradzała południowe pochodzenie. Ubiór stanowiły szkarłatne szaty, skrojone na wzór wojskowego munduru nie ograniczającego swobody ruchu. Przy pasie spoczywał pęk siedmiu kluczy, a ci, którzy zetknęli się z Piromantami wiedzieli, że są to Klucze Tajemnic, a każdy z nich oznacza zakończenie osobnego etapu szkolenia i zdobycie magisterium. Giovanni nie posiadał żadnego kostura, ani laski, gdyż Płomieniści zwykle ich nie używali. Przy drugim boku natomiast spoczywał pięknie wykonany miecz, który zapewne nie wisiał tam tylko od parady. Ubioru dopełniał czarny płaszcz z głębokim kapturem, który leżał teraz na plecach Tileańczyka, a także wypchany plecak podróżny, który powędrował pod ścianę za siedziskiem.

Nagle, wiatr który wpadł przez otwarte okno obok, zgasił jedną ze świec, które oświetlały stół przy którym siedzieli. Gio wyciągnął dłoń do przodu i wyszeptał kilka słów w języku klasycznym. W jednej chwili na jego dłoni zaczął tańczyć żywy ogień. Piromanta przesunął dłoń nad świeczką i ją odpalił. Dopiero po chwili zauważył, że siedzące przy stoliku naprzeciw dwoje niewielkich dzieci przygląda się temu, co robił czarodziej z szeroko otwartymi ustami. Ich rodzice dyskutowali o czymś wartko, zupełnie nie zwracając na swe latorośle uwagi. De Sanctis widząc dzieciaki, uśmiechnął się zadziornie, po czym sprawił, że dwa delikatne płomienie przeskoczyły z palców lewej dłoni do prawej. Puścił młodzianom oczko i wrócił do pałaszowania miski z własnym żarciem. Kątem oka widział, jak dziewczynka, najwyraźniej wytrącona z transu, szarpie mocno ojca za kubrak, gestykulując coś i patrząc co jakiś czas na Gio.

- Dzieciaki... - mruknął Płomienisty w płynnym bretońskim. Mimo wszystko można było wyczuć południowy akcent. - Wystarczy im pokazać kilka sztuczek, a cieszą się jak głupie. Nie to, co staruchy w wioskach, którzy najchętniej nabili by czarodziejów na pal.

Kiedy zamknął dłoń, ogień zniknął a de Sanctis położył ją na barku Vegari. Kobieta poczuł w klatce piersiowej przyjemne ciepło. Doznała uczucia porównywalnego z tym, jakie towarzyszy ludziom podczas gorącej kąpieli.

- I jak? Podobało się? - Uśmiechnął się znów w swoim stylu, wkładając sobie pieroga do ust. - Potrafię też parę innych rzeczy, bella.
- Następnym razem połóż tę dłoń gdzie indziej, czarodzieju – posłała mu przeciągłe spojrzenie.
- Uuu, magnific... Czy to zaproszenie na dzisiejszą noc do twojego łoża? - Piromanta, najwyraźniej zaciekawiony, ciągnął dalej rozmowę.
- Nie wiedziałam, że magom trzeba wystawiać specjalne zaproszenie. - Uniosła prawą brew. - Sądziłam, że wasza inteligencja podpowiada wam, kiedy jesteście mile widziani.
- Nie rozumiesz mnie, Veg. - Gio położył dłoń na swoim torsie. - Jestem mężczyzną, to prawda, ale przede wszystkim gentlemanem, dlatego nie pozwoliłbym sobie zrobić nic wbrew woli kobiety. Zwłaszcza tak pociągającej, jak ty.

Złodziejka, pijąca właśnie wino ze swego kubka, zakrztusiła się, z trudem tłumiąc śmiech. Wiedziała, że to może urazić Czarodzieja Ognia, a już na trakcie było kilka takich sytuacji, gdy mężczyzna po prostu wybuchał.
- Zatem jesteśmy umówieni, przystojniaku. - Puściła mu oczko. - Tylko weź ze sobą dobrą butelkę wina.
De Sanctis zmarszczył nieco brwi.
- Dobrze, ale nie będę pił dużo. Chyba wszyscy przy tym stole wiemy, jak działa alkohol na Piromantę – odchrząknął, przypominając sobie, że kilka dni temu w L'Anguille niemal spalił karczmę, gdy się upił.
- No ale chyba jeden pucharek ze mną wypijesz? Uwielbiam gorący seks – błysnęła zębami.
- Jeden jak najbardziej.

Czarodziej rozmarzył się, skupiając na posiłku. Od tak dawna nie miał żadnej kobiety (nie zaliczał do nich tanich, karczemnych dziwek, które zwykle zaliczał w ilościach hurtowych), że dzisiejszy wieczór mógł być naprawdę interesujący. Aż przeszedł go przyjemny dreszcz. Wtedy też do gospody wparował jakiś dygnitarz ze swoją świtą. Przeczytał jakieś pismo i zniknął równie szybko, co się pojawił. Giovanni zainteresował się propozycją księcia tych ziem. Spojrzał na towarzyszy uśmiechając się spod wąsa.

- To jak, jutro kurs na Lyonesse? Skoro trzeba tylko odnaleźć jakiegoś zbója, a sam książę chce do tego wynająć ludzi, to oznacza, że czuję szybko zarobiony, dobry pieniądz. Poza tym dług wobec Kolegium Płomienia sam się nie spłaci – burknął, wzruszywszy ramionami. - Co wy na to, przyjaciele?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ouzaru
Blind Guardian



Dołączył: 23 Sty 2011
Posty: 110
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 12:17, 01 Maj 2011    Temat postu:



Vegari feat. Gio

Podróżowanie w trójkę było o tyle ciekawe, że kobieta się nie nudziła. Musiała się jedynie pilnować, by czasem - przypadkiem oczywiście! - sobie czegoś nie przywłaszczyć. Pewnie nikt by nie uwierzył, że kilka monet postanowiło wyparować w środku lasu lub że zabrały je małe wiewiórki... Nie rozmawiali dużo, gdyż Vegari zwykle jechała z przodu, przepatrując otoczenie i mają oko na wszelkie niepokojące sygnały. I to im kilka razy uratowało dupska, gdy udawało się kobiecie zauważyć czających się banitów, którzy tylko czekali, aż ktoś wpadnie w ich zasadzkę. Ze swą pewną ręką i celnym okiem, Veg szybko zdobyła "uznanie" towarzyszy. Nie tylko radziła sobie z posyłaniem strzał w przeciwników, lecz również z upolowaniem czegoś na wieczorną strawę. Choć nie była najlepszą kucharką, jeszcze nikogo nie otruła, ale lepiej było zjeść coś ciepłego o podejrzanym smaku, niż nie jeść wcale.

Z ulgą i szerokim uśmiechem na ustach przekroczyła próg karczmy. Wreszcie jakiś normalny posiłek i wygodne łóżko! I kąpiel! Vegari aż cała promieniała, zacierając ręce i ciesząc się niczym dziecko. Jednak gdy karczmarz postawił na stole to, co zamówił kompan z Imperium, kobieta zmarszczyła brwi, kręcąc nosem.
- I co to niby ma być? - mruknęła. Nie czekając na odpowiedź, wstała od stołu i podeszła do szynku, by zamówić sobie naleśniki z powidłami i jabłecznik. Jedyne, co jej aktualnie przypadło do gustu, to grzane wino. No i czarodziej. A skoro już mieli nieco lepsze warunki na poznawanie się, nie powinni mieć z tym większych problemów. Wszak Vegari, jak na ludzką kobietę, była bardzo ładna. Delikatna uroda jej twarzy i ciepły głos stanowiły kontrast dla ciętego języka i ostrego charakteru. Czasem miało się wrażenie, jakby samym spojrzeniem mogła kogoś zmrozić lub poderżnąć gardło. Nigdy też nie potrafiła milczeć i zawsze mówiła to, o czym myślała.

Na jej strój składała się lekka lniana tunika z wyciętym dekoltem, obcisłe, ciemne spodnie, skórzana kamizelka, czarna kurtka i wysokie buty. Do tego sztylet i miecz przy pasie, kołczan strzał i łuk, z którego potrafiła zrobić znacznie lepszy użytek niż z ostrzy. Kilka noży do rzucania dopełniało uzbrojenia. Jej ciemne, lekko kręcone włosy opadały na ramiona, a opalona skóra zdradzała mieszane pochodzenie Vegari. Kilka kosmyków zaplatała w warkocze, co nadawało jej nieco zadziornego wyglądu. Czesto nosiła też obręcz, która przytrzymywała niesforne włosy, by nie ograniczały łuczniczce widoku.

Polała trochę ciepłego wina do kielicha Gio, choć wiedziała, że nie powinien pić. Niemniej jednak nie przejmowała się tym, wszak taka ilość nie powinna karczmie zaszkodzić. Chwilę rozmawiali, co Vegari mało nie przypłaciła życiem, gdy mag ją rozbawił. Zawsze bawiło złodziejkę, gdy mężczyźni odnosili się do niej jak do jakiejś damy, którą przecież nie była. Mogła nawet zaryzykować stwierdzeniem, iż najtańsza portowa dziwka wypadała drogo w porównaniu z nią. One za noc brały jakąś opłatę, a ona robiła to za darmo, dla czystej przyjemności. A jeśli komuś przy okazji zawinęła sakiewkę, to już inna sprawa.

Dalszą rozmowę przerwało pojawienie się jakichś kolesi z ogłoszeniem. Sprawa wyglądała obiecująco, choć kobietę nieco dziwił brak reakcji ze strony mieszkańców. Dopiero gdy mężczyźni odjechali, a w sali podniósł się gwar, Vegi postanowiła dorzucić swoje trzy miedziaki.
- Możemy jechać. Raczej nie będziemy mieć większej konkurencji. Tutejsi albo się boją ryzykować, albo boją się swego pana. Ewentualnie i jedno i drugie. - Wzruszyła ramionami. - Jestem za tym, by...
Przerwała, gdy na stole pojawiło się jej zamówienie.
- No i to rozumiem! - rzuciła radośniejszym tonem, od razu zabierając się za gorące naleśniki. Polała sobie więcej wina i nie dokończyła mówić, zajęta posiłkiem.
- "Jestem za tym, by..." więc "by..."? - zapytał Gio, unosząc brew. Poczekał, aż jego śliczna towarzyszka przełknie i popije.
- By jednak spróbować - dokończyła, uśmiechając się uroczo. - Trzeba tylko wytargować część zapłaty na zakup ekwipunku, którego pewnie i tak kupować nie będziemy, a gdyby się okazało, że zadanie jest trudniejsze... po prostu ulotnimy się z kasą i nie będziemy ryzykować.
Na szybko przedstawiła swój pomysł, który wydawał jej się dobry.

- O nie, nie, nie! Jeśli ja się podejmuję jakiegoś zadania, to chociaż spróbuję je wykonać. Nigdy nikogo nie okradłem i nie zamierzam tego zmieniać - burknął mag.
- A czy ja kogoś chcę okradać? - prychnęła urażonym tonem. - Spróbować spróbujemy wykonać zadanie, ale chyba nie chcesz ryzykować utratą życia? - odparła kobieta, nadziewając na widelec kawałek jabłecznika i podtykając mu pod usta. - Dlatego część zapłaty należy wziąć wcześniej. Byśmy na tym nie stracili. - Pomachała widelcem, zachęcając mężczyznę, by spróbował ciasta.
- A myślisz, że ja o tym nie wiem? Jeżeli będzie chciał nas wynająć, to niech chociaż da jakąś zaliczkę. Wierz mi, w negocjowaniu jestem mistrzem. - Po tych słowach pochłonął ciasto i uśmiechnął się zadziornie.
- Przecież cały czas o tym mówię... - Vegari jedynie pokręciła głową i podała Gio kielich z grzańcem, by mógł popić. Podobał się jej ten pewny siebie typek. Raz jeszcze posłała mu uśmiech, tym razem bardziej zalotny, po którym nastąpiło nieco rozmarzone, znaczące spojrzenie. Oparła podbródek na dłoni, a łokieć na stole i tak podparta wpatrywała się w południowca.

Nagle przechyliła głowę i zerknęła na drugiego kompana, który do tej pory się nie odzywał.
- A ty co o tym sądzisz, Kruku? - zapytała.
Jakoś mężczyźni z Imperium nigdy jej nie pociągali, ale przecież zawsze mogła zmienić swoje nawyki. Chwilowo jednak nie chciała drażnić nieco zaborczego maga, więc ponownie skupiła na nim swoją uwagę, by nie poczuł się urażony. Wiedziała, że z tym osobnikiem musi postępować ostrożnie. Już na trakcie pokazał, iż wystarczy tylko iskra, by wybuchnął (i to dosłownie). Nie bała się go, ale nie chciała mieć problemów, gdyby zdarzyło mu się coś spalić. Właściwie to ten jego ognisty temperament i charakter pociągały Vegari, a odkąd pamiętała - uwielbiała się bawić i igrać z ogniem.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ouzaru dnia Sob 9:18, 18 Cze 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Draze




Dołączył: 27 Kwi 2011
Posty: 26
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 13:14, 01 Maj 2011    Temat postu:


Estec "Kruk" Vogeler

Przed trójką podróżników nareszcie zarysowały się kontury karczmy „Stary Młyn”, jak twierdziły skromne szyldy, wywieszone nad wejściem i na wschodniej ścianie budynku. Kruk jedynie ziewnął, przeciągając się szeroko. Wydawało się, jakby za chwilę miał coś powiedzieć, jednak żadne słowo nie wydobyło się z ust Stirlandczyka. Rzucił okiem na rzekę, zajazd, pełne gwiazd niebo, po czym w milczeniu wszedł do środka, zajmując miejsce przy jednej z ław w głównej izbie.

Jak zwykle, nowi goście jakiejkolwiek tawerny zostali przywitani chłodnymi, podejrzliwymi spojrzeniami, co jedynie rozśmieszyło Esteca. Ludzie wszędzie są tacy sami, Reikland czy Stirland, cicha Bretonia czy splądrowane miasto – wszędzie potraktują cię jak złodzieja, heretyka czy inne wynaturzenie Chaosu. Chociaż widząc maga było to pewnie całkiem trafne stwierdzenie.

Mag. Giovanni, Piromanta, bawiący co ładniejsze dziewki sztuczkami z ogniem, podchodzący do praktycznie wszystkiego zdecydowanie inaczej niż Vogeler. Estec, wyglądający na najstarszego z całej trójki. Nieco sfatygowany pancerz, obszerny płaszcz, topór i zmęczona twarz, tyle widziała większość banitów na szlaku. Ci stojący nieco dalej mieli szansę dojrzeć jeszcze co najmniej dwutygodniowy zarost i piwne oczy, nim topór wbijał się w ich ciało z niesamowitą siłą. Towarzyszyła im także Vegari, której profesję w sumie ciężko było określić na pierwszy rzut oka. Tak czy inaczej, jej łuk i umiejętność podgrzania wody z ziemniakami w kotle były całkiem przydatne na szlaku.
Nie licząc marudzenia na potrawy zamówione przez Esteca. Wybredna, nie ma co.
- Nie ma sprawy, zajmę się tym. - uśmiechnął się sucho, przesuwając w swoją stronę całą porcję jajecznicy. Dzban grzanego wina o dziwo pozostał pod opieką Veg zaraz po tym, jak Estec zapragnął spróbować czegoś innego. Chwilę późnej na stole pojawił się niepozorny gliniany dzban, której zawartość znikała coraz szybciej dzięki chłopakowi.
- W Imperium mają lepsze piwo, ot co. - dodał nieco ochrypłym głosem, zaraz po obrzuceniu wina pogardliwym spojrzeniem.

Kiedy Vogeler wypił już większą część piwa i skończył jajecznicę do kantyny, czy jak właściciel nazywał ten lokal, wpadła jakaś kolorowa banda, rzekomo mówiąca w imieniu księcia Lyonesse. Rzekomo oferował jakąś nagrodę, czy coś, Kruk po pokaźnym dzbanie piwa miał zbyt dobry humor żeby wysłuchiwać takich banałów. Jedynie entuzjazm Veg zmącił nieco jego spokój, nie miał najmniejszej ochoty ruszać się znad resztek jajecznicy i opuszczać ciepłej izby.

- Wierz mi, w negocjowaniu jestem mistrzem. - słowa Giovanniego wyrwały Esteca z zamyślenia, rozbawiając przy okazji komizmem całej sytuacji - doświadczony mag jadł Vegari z ręki, zupełnie jak małe dziecko. Stirlandczyk nie mógł nie zarechotać donośnie, kilka lat służby z dwoma krasnoludami skutecznie zmodyfikowały charakter i poczucie humoru najemnika.
- A ty co o tym sądzisz, Kruku? - nagle padło pytanie oznaczające, że na pewno pozostała dwójka chce jego udziału w wyprawie. Szlag by to, miał nadzieję odpocząć chociaż jeden dzień.
- Ja? - były szczurołap ziewnął przeciągle po raz kolejny tego wieczora. - Nie zaszkodzi spytać o jakiej kwocie mowa, nie sądzicie? - odparł nieco wymijająco, wstępnie jednak przystając na propozycję.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ouzaru
Blind Guardian



Dołączył: 23 Sty 2011
Posty: 110
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 13:32, 01 Maj 2011    Temat postu:

Vegari

Kiedy towarzysz się wypowiedział, kobieta zamyśliła się na chwilę.
- No to postanowione - powiedziała w końcu, przerywając ciszę. - Przejedziemy się do tego całego księcia, zaproponujemy swoje usługi i zapytamy, ile by nam zaoferował. Ale to dopiero jutro rano, gdyż dzisiejszego wieczora mam zamiar się porządnie najeść, napić, wykąpać i wyspać w wygodnym łóżku. Choć z tym wyspaniem może być ciężko. - Rzuciła rozbawione spojrzenie w stronę maga, uśmiechając się zadziornie.
Zapowiadał się interesujący wieczór, a ona nie miała zamiaru oszczędzać na jedzeniu, winie i wszelkich wygodach, jakich mogła oczekiwać od tego zajazdu. Żyło się tylko raz, a pieniądze zawsze jakiś trafem szybko wpadały jej do sakiewki, więc nie musiała się martwić o niedobór brzęczących monet.
- Na co macie dzisiaj ochotę, panowie? - zapytała nagle. - Ja stawiam!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Evandril




Dołączył: 01 Kwi 2011
Posty: 87
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 16:06, 01 Maj 2011    Temat postu:

Kompania przy stoliku (Veg, Kruk & Gio)

- Na co macie dzisiaj ochotę, panowie? - kobieta zapytała nagle. - Ja stawiam!
Czarodziejowi aż jeden z pierogów uciekł z ust na talerz, gdy kobieta zaproponowała, że ona stawia. W sumie skojarzyło mu się z jednym, ale nie będzie wobec niej wulgarny. A przynajmniej nie przy stole.
- Ha to fym chał na szepie, Fech... - rzucił, choć widząc wzrok kompanów, którzy zapewne go nie zrozumieli, przeżuł kluski, połknął i dopiero się odezwał, uśmiechając zadziornie. - Ja to bym miał na ciebie, Veg. Ale może być jeszcze trochę pierogów.
- Rusznica, naprawdę dobra rusznica, a jak z takiej wypalisz, to szczur traci głowę! - szatyn zaśmiał się rubasznie na wspomnienie dawnych czasów. - A dzisiaj jeszcze trochę piwa droga Veg, skądkolwiek będziesz miała na nie pieniądze. To mi akurat zupełnie obojętne.
Czarodziej spojrzał na kobietę podejrzliwie.
- Czyżbyś podprowadziła jakieś kosztowności temu kupcowi, z którym ostatnio podróżowaliśmy? - zapytał ją, mając na uwadze to, co powiedział Kruk. Wiedział co prawda, że Vegari ma lepkie paluszki, ale dopiero teraz przyszło mu to do głowy.
- Kto? Ja? - Kobieta zrobiła zaskoczoną minę i kilka razy zamrugała oczami. - No weź przestań, bo się obrażę... Jak mamę i tatę kocham, nigdy nikomu nic nie ukradłam. - Rzuciła im rozbrajający uśmiech, po czym wstała od stołu i poszła złożyć kolejne zamówienie. Szybko wróciła, nucąc coś pod nosem.
- Dziwnie wesoła, nie? - Kruk szepnął do maga, wyczuwając nienaturalnie dobry humor ich towarzyszki.
- Bardzo. Już chyba zapomniała, że na początku naszej znajomości tobie, przyjacielu, chciała podprowadzić berdysz, a mi moje klucze. - Gio uśmiechnął się, witając niewiastę z powrotem przy stole. - Poza tym pewnie już coś komuś zwinęła...
- Nigdy nikomu. - Estec zaśmiał się cicho. - Od kogo tym razem pożyczyłaś trochę gotówki, Vegari? Sama rozumiesz, potrzebujemy tej wiedzy, tak na wszelki wypadek, gdyby właściciel jednak zauważył stratę. - złodziejka została powitana bardzo bezpośrednim pytaniem, na które jedynie prychnęła, siadając.
- Z pożyczaniem jest ten problem, - zaczęła, polewając sobie grzańca, - że kiedyś trzeba oddać. A ja nie mam w zwyczaju. - Puściła Krukowi oczko, odpowiadając na zadane pytanie.
Czarodziej Płomienia jedynie zachichotał pod nosem, jednak widząc na sobie spojrzenie kobiety, szybko odchrząknął i starał się być poważny.
- Miejmy nadzieję, że dzisiaj nikt się do nas nie zgłosi po fanty które “jakimś sposobem znalazły się w twoim pokoju”. - Uśmiechnął się szeroko. Lubił dobrą rozmowę, a ta przy stole zaczynała być naprawdę zacna. No i nie ma to jak towarzysze, z którymi można o czymś porozmawiać. Swobodnie i otwarcie. De Sanctis chciał dzisiaj wypić więcej, ba!, nawet się upić, ale wiedział, że to może skutkować katastrofą. Ciężko się było powstrzymać przy takiej atmosferze. W końcu jednak i tak dolał sobie wina do kielicha, sącząc i czekając na jakąś odpowiedź Kruka. Może towarzysz był cichy i mało się odzywał, ale jak już coś powiedział...
- Mam nadzieję, że jeśli jednak ktoś się zgłosi znajdziecie dobrą wymówkę, nie mam zamiaru ratować wam tyłków w środku nocy. - Stirlandczyk uśmiechnął się szeroko, jakby wyobrażając sobie Veg i Giovanniego przyłapanych na czynnościach daleko odbiegających od snu. - Zdecydowanie, powinniście mieć dobrą wymówkę, albo pozbyć się pieniędzy już teraz! Barman, jeszcze jedno piwo!

Łysy gospodarz polerujący właśnie kufel skinął z uśmiechem głową i zaczął nalewać złocisty trunek do naczynia. Nie minęła chwila, a ten znalazł się przed Krukiem.
- Proszę bardzo - powiedział karczmarz i gestem ręki przywołał do siebie dwie służki niosące miskę pierogów i jeszcze jeden dzban piwa, które zamówiła Vegari. - Czy coś jeszcze podać szanownemu państwu? - Zacierając ręce, ukłonił się lekko.
- Tak. Każ przygotować dwa najlepsze pokoje, jeden podwójny i ciepłą kąpiel - odpowiedziała kobieta, przeciągając się na krześle.

W międzyczasie, Estec szepnął coś na ucho jednej ze służek, brunetce z długimi, kasztanowymi lokami i wyjątkowo dużymi oczami. “Kto śmiałby zaprzeczyć, że to właśnie duże oczy są u kobiet najpiękniejsze?” - zamyślił się po chwili.
Młoda, szczupła dziewczyna o nieco wydatniejszym biuście, niż wskazywałby na to jej wiek uśmiechnęła się jedynie lekko, a następnie jej policzki przybrały kolor czerwieni. Zawstydzona, obróciła oczyma, zerkając na gospodarza, a następnie wbiła wzrok w podłogę. Najwyraźniej propozycja Kruka nieco ją speszyła, ale gdy odchodziła, odwróciła się w kierunku najemnika i uśmiechnęła znacząco. Wyglądało na to, że mężczyzna nie będzie dzisiaj grzał łóżka samotnie.
Płomienisty zerknął najpierw na służkę, z którą rozmówił się w dość znaczący sposób ich towarzysz, a następnie na gospodarza.
- Zagrzej no dobry człowieku więcej wody i donieś jedną większą balię do pokoju tej niewiasty - wskazał głową na Veg.
Łysy karczmarz skinął głową, po czym goniąc obie dziewczęta zniknął po chwili na zapleczu. Złodziejka zerknęła najpierw na Kruka, gwiżdżąc cicho pod nosem, a potem przeniosła spojrzenie na czarodzieja.
- Czyżbyś chciał mi umyć plecy? - zapytała wprost, robiąc przy tym ucieszoną minę.
Giovanni wziął kilka łyków wina - widać było, że alkohol zaczyna mu już wchodzić w oczy. Uśmiechnął się głupio do Veg i powiedział.
- Jeśli wcześniej nie puszczę tej budy z dymem, to nie tylko plecy ci umyję, bella. Pasuje ci taki układ?

Przez dłuższą chwilę kobieta się zastanawiała, w końcu jednak skinęła głową.
- Zgoda. Zatem może poczekamy jeszcze chwilę, aż zagrzeją wodę i pójdziemy z tym winem na górę? Gwarantuję, iż nie będziesz myślał o paleniu karczmy... - zamruczała, spoglądając mu głęboko w oczy. Bawiła się świetnie i nie miała zamiaru przestać. Dolała sobie grzańca, który już ostygł i skrzywiła się nieco. - Taka tu przyjemna, gorąca atmosfera, a mi trunek wystygł. Słabo się starasz... - rzuciła z nutką pretensji w głosie do maga.
Estec nie wytrzymał, wybuchając iście krasnoludzkim, gromkim śmiechem po raz kolejny tego wieczora. Od dawna nie nawiązujący z nikim bliższych kontaktów najemnik nie mógł zareagować na tak romantyczną sytuację inaczej, pomimo naprawdę szczerych chęci bycia cicho.
- Słabo? - rzucił Giovanni, uśmiechając się. - No to ci pokażę, jak słabo.
Nagłym ruchem wstał z siedziska i wydarł się przez całą salę.
- GOSPODARZU! DO KURWY NĘDZY NIE GOTUJ TEJ WODY! SAM JĄ UGOTUJĘ! - zerknął ostro na Vegari, jednocześnie posyłając jej najprzyjemniejszy ze swoich uśmiechów. Chciała mieć ciepło? To on jej kurwa pokaże to ciepło.

Cała sala zastygła nagle w sobie, a ludzie wpatrywali się w podpitego czarodzieja niczym na jakiegoś idiotę z grupy cyrkowej. Oberżysta wyskoczył jak poparzony z zaplecza, energicznie jedynie pokiwał głową, gdyż co miał innego zrobić? Nawet pewnie nie wiedział, o co chodzi.
- Tak, panie, zrobi się, panie.
I zniknął, jak się pojawił. Goście gospody wrócili natomiast do swoich zajęć, nie zwracając już uwagi na to, co wyczynia południowiec.
- Kiedyś za to zawiśniemy. Czy coś. - Stirlandczyk spuścił nieco głowę, pochylając się nad kuflem zawierającym jeszcze trochę piwa. - Idź, idź Giovanni, grzej jej tą wodę czy co tam chcesz, ale karczmę zostaw w tym miejscu, gdzie jest. Zgoda? - uśmiechnął się nieznacznie, ciągle pochylony nad kuflem, coraz bardziej senny.
- Najpierw niech mi balię zaniosą na górę, za coś im przecież płacimy, nie? Znaczy, Veg płaci. - Mag zachichotał. - Wybaczcie, przyjaciele to nagłe uniesienie, po prostu musiałem odreagować pewne sprawy. - Przetarł pot z czoła, a gdy pstryknął palcami, pojawił się między nimi mały płomień. - Może jednak nie będę już dzisiaj pił...

Dopiero po chwili złodziejka wypuściła powietrze z płuc, obawiając się najgorszego. Jednak nic się nie stało, karczma nadal stała w jednym kawałku, a kobieta dyskretnym ruchem odsunęła kielich maga poza zasięg jego rąk. Po chwili ujęła go za dłoń.
- Tak czy inaczej możemy się już powoli zbierać, nim coś nabroisz. - Puściła mu oczko. Już się powoli przyzwyczajała do tych nagłych wybuchów. - Mam nadzieję, że się nie obrazisz, jak cię tu samego zostawimy, Kruku? - zapytała towarzysza.
- Ergh, jasne że nie, w kanałach i tydzień samemu po ciemku... - zapytany mruknął coś w odpowiedzi, po czym przesiadł się do innego stołu, nieco masywniejszego, stojącego raczej w kącie, nie jak obecny - praktycznie na środku.
Czarodziej skrzywił się lekko, po czym położył na ramieniu Kruka swą dłoń. Mężczyzna poczuł to samo ciepło, jakby wprost z kąpieli, którym wcześniej obdarował Vegari.
- Towarzyszu, nie ujmując ci niczego, naprawdę nie chcę wiedzieć, co robiłeś tydzień czasu po ciemku, samemu w kanałach. I proszę, nie mów, by nie gorszyć naszej przyjaciółki. To możesz zostawić mnie. - Uśmiechnął się szeroko.

“Typowy mag, gówno wie o kanałach, zarazie, wszechobecnych szczurach i całej reszcie.” - najemnik westchnął jedynie, rozsiadając się na naprawdę wygodnym miejscu pod ścianą.
- Dobrej nocy, przyjaciele, liczę, że będziecie w stanie wyruszyć z samego rana? - uśmiechnął się uprzejmie.
- Zależy, jak bardzo wcześnie będzie to “z samego rana”... Niemniej tobie również życzę przyjemnej i owocnej nocy. - Mag skinął towarzyszowi głową, po czym - nim kobieta zdążyła coś powiedzieć od siebie - złapał złodziejkę w pasie i przewiesił sobie przez ramię, szybko znikając na schodach. Zaskoczony wzrok najemnika odprowadził ich na pierwsze piętro. Kruk miał zbyt dobry humor na kolejny wybuch śmiechu i wyrażenie swojej opinii o parze towarzyszy. Zamówił jeszcze jedno piwo, potem następne, po czym jeszcze raz szepnął coś na ucho służce i udał się na górę, do wynajętego wcześniej pokoju.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Serge
Parias



Dołączył: 23 Sty 2011
Posty: 178
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Dunbar, Szkocja

PostWysłany: Nie 16:31, 01 Maj 2011    Temat postu:

Wieczór upłynął wam w bardzo przyjemnej atmosferze, na sympatycznej rozmowie. W końcu jednak Vegari i Giovanni pożegnali się z Krukiem i zniknęli w pokoju złodziejki na piętrze, jednak sam Estec również się nie nudził. Szepnął kilka zachęcających słów jednej ze służek, dopił piwo i już miał się kierować na górę, by odpocząć, gdy okazało się, iż kilku krzepkich mężczyzn urządziło sobie zawody w siłowaniu na rękę, do której zaprosili syna kowala. I jak na syna kowala przystało, Kruk zaprezentował swoją siłę, pokonując aż pięciu jegomości i wygrywając kilka denarów*. A ci z gapiów, którzy na niego stawiali, po zawodach postawili mu kilka piw, gdyż i sami zarobili. Nawet gospodarz postawił na najemnika, widząc, jak szybko radzi sobie z przeciwnikami.

W końcu jednak sala opustoszała, więc i Estec ruszył na górę, nieźle już „zaprawiony” alkoholem stawianym mu przez przejezdnych. Jedyną wadą pokoju, który zajmował, był fakt, że znajdował się obok izby zajmowanej przez Vegari. A w chwili, gdy kładł się spać, dochodziły stamtąd odgłosy ekstazy – zapewne złodziejka i czarodziej całkiem miło się bawili. Kruk nie przejął się tym jednak, czekając na to, co ma się jeszcze tego wieczora wydarzyć.

Nieco przymknęło mu się oko, gdy obudził go szczęk zamka w pokoju. Odruchowo chwycił za berdysz leżący przy łóżku, gdy w świetle wdzierającego się do pokoju księżyca dostrzegł brunetkę, z którą rozmawiał wcześniej na dole. Młoda dziewczyna miała na sobie rozpiętą koszulę nocną, która odsłaniała jej duże piersi i łono. Najlepsze było jednak to, że przyprowadziła ze sobą drugą ze służek – blondynkę, która ubrana była tak samo jak koleżanka. Obie zachichotały lekko, po czym rzuciły się na łóżko najemnika. Kruk wiedział, że ta noc nie będzie należała do spokojnych.

* * *

Poranek przyniósł ze sobą chmury i mżawkę. Pierwszy w głównej sali pojawił się Giovanni, który mimo niesprzyjającej pogody, miał dość dobry nastrój, czuł się zrelaksowany i wypoczęty. Nieco później dołączyła do niego Vegari, która jednak nie pałała już takim optymizmem jak czarodziej i widać było, że noc z Piromantą dała jej się we znaki. Jako ostatni zszedł Estec, wyglądający co najmniej tak, jakby nie spał od trzech dni. Uganiające się za szynkiem dwie służki zachichotały jedynie na jego widok i posłały mu całusy, nim gospodarz zagonił je na zaplecze.

Niewiele czasu później przy waszym stoliku pojawiła się brunetka, która mimo podkrążonych oczu była w świetnym nastroju.
- Co państwu podać na śniadanie? - zapytała, uśmiechając się do Kruka i wpatrując w niego jak w obrazek. - Zostaniesz... eeee... zostaniecie państwo na kolejną noc?
Już nie była tak nieśmiała, jak wczorajszego wieczora.


// Myślałem o tym, żeby przewinąć akcję od razu dalej, ale biorąc pod uwagę, jak fajnie Wam się pisało w docu, doszedłem do wniosku, żeby dać Wam czas na jeszcze jeden luźny dialog, nim polecimy z akcją do przodu i nie będzie na to zbytnio czasu.//


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Draze




Dołączył: 27 Kwi 2011
Posty: 26
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 20:19, 01 Maj 2011    Temat postu:

Poranek w tawernie (Veg, Kruk, Gio)

Giovanni mógł noc zaliczyć do niesamowicie udanych. Najpierw podgrzał wodę w balii tak, że złodziejka wyskoczyła z niej piorunem i rzucała w maga czym popadnie, a potem, gdy już nieco emocje opadły, wykąpali się oboje i przyjemnie spędzili ostatnie chwile przed snem, co chyba było słychać w całej gospodzie.

Czarodziej pojawił się na dole jako pierwszy z drużyny, więc zamówił sobie zimne mleko, kaszę i rozpytał karczmarza o drogę do Lyonesse. Łysol był pomocny i szybko wskazał kierunek. Płomienisty skinął mu głową, zasiadł przy stole i zajadając się ciepłą kaszą skupił na rozmyślaniu o wczorajszej upojnej nocy. Wciąż czuł pod palcami delikatne jak aksamit ciało złodziejki, słyszał jej ciche pomruki i westchnienia. Uśmiechnął się do tych myśli i upił nieco z kubka. Nawet nie czuł wczorajszego alkoholu, nie miał też kaca. Tak, to był naprawdę miły wieczór, choć noc jeszcze lepsza.

Główna sala była niemal pusta. Jedynie przy dwóch stołach pod ścianą siedzieli goście, których widział wczoraj. Najpierw zeszła kobieta, później dołączył Estec. Nie wyglądał ciekawie; chyba nawet gorzej, niż Vegari.

Estec schodzący z góry jako ostatni z trójki spojrzał nieobecnymi oczami na brunetkę, a następnie za okno, gdzie pogoda wyjątkowo nie zachęcała do opuszczenia ciepłej, przyjaznej tawerny. Całusy służek “skomentował” jedynie słabym uśmiechem, po czym z szelmowskim, szerokim uśmiechem podszedł do Vegari i wypalił:
- Wyglądasz na strasznie zmęczoną, czyżbyś zmarzła w objęciach naszego maga piromanty?
Tileańczyk roześmiał się gromko.
- I kto to mówi, przyjacielu? Myślę, że powinieneś przejrzeć się w jakimś zwierciadle. Wyglądasz, jakbyś ostro chędożył w nocy. Choć w sumie pewnie tak chyba było, czyż nie, amigo? - Gio uchwycił spojrzenie brunetki, która patrzyła na najemnika niczym na chodzące ciastko do schrupania. Nie trzeba było być zbytnim mędrkiem, by wiedzieć, co nocą miało miejsce w pokoju Kruka. - Dobra chociaż była?
- Obydwie przyjacielu, zabrakło tylko córki oberżysty czy innego burmistrza! - Estec szepnął czarodziejowi, po czym zaśmiał się głośno.
- Córki mówisz? Skąd masz pewność, że to nie z nimi zabawiałeś się w nocy... - Gio zaśmiał się jeszcze głośniej, popijając mleko.
Kiedy tylko Stirlandczyk dał radę uspokoić się na tyle, aby słów nie przerywał mu spazmatyczny śmiech przywołał do siebie blondynkę i złożył zamówienie:
- Dla mnie butelkę jasnego piwa, chleb i ryby, jeśli jakieś tu czasem łowicie. - puścił oko do służek, licząc na zniżkę albo przynajmniej dobrej jakości śniadanie...
- Myślę, że po śniadaniu powinniśmy się zbierać. Karczmarz powiedział, że do Lyonesse pół dnia drogi. - De Sanctis zerknął za okno. O ile ciepło gospody wprawiało go w dobry humor, wzdrygnął się lekko widząc płaczące niebo. - Mam nadzieję, że się przejaśni - mruknął, a chwilę później jego towarzysze widzieli, jak zimne do tej pory mleko nagle zaczęło parować. Tileańczyk celebrował jego smak, niczym najlepszego likieru.

Vegari siedziała przy stole jak na jakimś kazaniu, słuchając jednym uchem, o czym panowie rozmawiają. Jakoś nie była zainteresowana nocnymi podbojami najemnika, przynajmniej do czasu, gdy to ona będzie go ogrzewać w nocy. Ożywiła się dopiero w momencie, gdy z góry zszedł barczysty wojownik z tatuażem wilka na odkrytym ramieniu. Aż usiadła prosto, widząc, iż owe ramię jest wielkości jej uda.
- Zaraz wracam... - rzuciła, nie zwracając na siebie większej uwagi i podeszła do nieznajomego, który usiadł przy szynku. Wystarczyło kilka słów, parę słodkich min i powachlowanie rzęsami, by po chwili pojawił się przed złodziejką talerz naleśników i kubek czegoś do picia. Panowie widzieli, jak wojownik prezentuje kobiecie swe umieśnione ramiona, a ona aż piszczy z udawanej radości i obmacuje je dłońmi. Mężczyzna wydawał się być niezwykle dumny.

Czarodziej spode łba obserwował przymilanie się złodziejki do wielkiego, napakowanego, durnego łba.
- Zobacz, przyjacielu, co ona sobie wyobraża - burknął niepocieszony Gio, nawet nie spoglądając na Esteca, choć to do niego słowa były skierowane. Najemnik zobaczył, jak między palcami lewej dłoni leżącej na blacie zaczęły przeskakiwać niewielkie płomienie. - Ja kurwa rozumiem, że to co wczoraj było w nocy, to zwykła cielesność, ale mogłaby się aż tak nie afiszować z tym durnym łbem przy szynku. Popatrz na niego - zamerdała mu rzęsami, a on jej gotów wyssać życiodajne soczki. Niech to szlag, co za paskudny świat.
Mleko, które De Sanctis trzymał w drugiej dłoni nagle zaczęło kipieć, tworząc białe burzyny piany i skapywać po ręce, wprost na blat. O dziwo, Piromanta zdawał się tym zupełnie nie przejmować, paląc wzrokiem osiłka przy barze. I pewnie Vegari również. - Ciekawe, ile mu zapierdoli. W razie czego miej swoją broń w pogotowiu...
Z jednej strony, Estec był bardzo optymistycznie nastawiony do całej akcji złodziejki, więc bawiło go jak tępy osiłek daje się nabrać na jej sprytne kobiece sztuczki. Z drugiej strony jednak, pomimo że zalążek zazdrości Giovanniego także był zabawny, mógł przerodzić się w pożar całej tawerny, co zdecydowanie nie uśmiechało się ani najemnikowi, ani pewnie nikomu innemu.
Wyglądało na to, że kobieta dobrze się bawi, gdyż nawet nie zerkała na swoich kompanów, co jeszcze bardziej działało na nerwy magowi.
- Spokojnie przyjacielu, nie ma potrzeby z nim zaczynać. Serio. Pół dnia drogi do tych kolorowych pajaców w zamku, pamiętaj. Ale w razie czego mój topór leży jakieś... - Kruk spojrzał jakby na swoje udo, ławę czy podłogę - jakieś dwadzieścia centymetrów od mojej lewej nogi, możesz liczyć na moje wsparcie. - zaśmiał się pod nosem, mając nadzieję, że nie sprowokuje to Piromanty.
Czarodziej Aqshy z trudem powstrzymywał nerwy. Co prawda słowa najemnika jakoś do niego przemawiały, ale natura czarodzieja z jego Kolegium, a zwłaszcza południowca, zwyciężyła. Giovanni wstał od stołu i pewnym, energicznym krokiem podszedł do szynku, przy którym siedziała Veg razem z tym tępym osiłkiem.
- Te, kawaler, nie zgubiłeś czasem czegoś na piętrze? Może mózgu? Wara mi od niej! - warknął, łapiąc rękę mężczyzny i odrzucając ją na bok.
- O żesz... Nasz czarodziej jest naprawdę odważny. - najemnik złapał rękojeść topora lewą ręką.
Rosły mężczyzna po pierwsze, że nie wiedział o co chodzi, po drugie chyba nie lubił, gdy ktoś się tak do niego zwracał. Uniósł się, a że górował nad Giovannim o co najmniej dwie głowy, założył sobie dłonie na biodrach i roześmiał się dudniącym głosem.
- A co ty mi chcesz zrobić, człowieczku. Lepiej usiądź sobie i nie próbuj podskakiwać, póki ta kobieta wprawiła mnie w dobry nastrój.
Vegari milczała, jedynie przyglądając się dziwnie magowi i przekrzywiając nieznacznie głowę. Nawet nie zareagowała, zjadając śniadanie i obserwując rozwój wydarzeń.
Estec podszedł do trójki, jednak bez topora, uśmiechając się szeroko.
- Panowie, nie chcemy rozlewu krwi w tak zacnej tawernie, tak? Gospodarz tym bardziej. - zaśmiał się sztucznie, próbując rozładować sytuację. - A teraz się wycofaj, do kurwy nędzy, nie potrzebujemy tego typka na karku. Teraz. - szepnął sucho przechodząc koło maga.
Zaczepiony mężczyzna najwyraźniej nie zamierzał puścić płazem zniewagi wyrządzonej mu przez maga, gdyż chwycił go za rękaw jego koszuli i przeszył Giovanniego, a także Kruka ostrym spojrzeniem.
- Nie, obraził, niech przeprosi! Inaczej spotkamy się za chwilę na zewnątrz.

Vegari ciężko westchnęła, odłożyła widelec i wstała, podchodząc do wojownika. Szlag, że też nie pamiętała, jak miał na imię... Położyła mu dłoń na ramieniu.
- Spokojnie... Kurt. - Ha! przypomniało się jej! - Wybacz mojemu towarzyszowi, jest trochę porywczy, jak każdy czarodziej. I lepiej go puść, nigdy nie wiadomo, czy taki nie miał coś styczności z Chaosem...
Wzdrygnęła się teatralnie.
- Czarodziej... - głos olbrzymiego najemnika nieco zelżał. Przez moment wpatrywał się w oblicze Giovanniego, po czym go puścił i wytarł ręce w koszulę. - Skoro mówisz, że mógł mieć coś do czynienia z Mrocznymi Potęgami. - Tamten skrzywił się nieco, chwycił kobietę pod ramię, wziął kufel ze swoim piwem i przeniósł się do stolika pod ścianą. Czarodziej i Estec stali jak dziwki na mrozie przed szynkiem, a karczmarz ocierał zroszone czoło. Pewnie spodziewał się jakiejś zadymy.

Giovanni aż gotował się w sobie. Z trudem zaciskał zęby, by nie wybuchnąć. Wiedział jednak, że przy takiej górze mięśni, zanim by złożył jakieś zaklęcie, pewnie zostałby zamordowany na wejściu. Zdawał sobie sprawę, że kobieta chyba właśnie uratowała mu życie. Ale on i tak nie zamierzał odpuścić.
- Chodźmy, Estec... niech się mizdrzą...
Odwrócił się na pięcie, wrócił do stołu i upił trochę mleka. Z przykrością stwierdził, że było spalone i do niczego się nie nadawało. Niech to szlag! Zerknął na wielkiego, durnego łba i Vegari, po czym wymamrotał pod nosem kilka słów w języku klasycznym, skierowanych w stronę mężczyzny.
Estec klepnął karczmarza po ramieniu, jakby chcąc uspokoić całkiem uczciwego gospodarza, a w tych czasach należało to docenić. Zostawił na blacie baru kilka monet, po czym wrócił do stołu.
- Jak skończycie się przekomarzać i będzie trzeba kogoś uspokoić - będę na zewnątrz. - powiedział półgłosem do Gio, zarzucił na siebie płaszcz i ruszył w kierunku drzwi, zostawiając Vegari z piwem, które sobie naważyła.
Minęło kilka chwil, gdy czarodziej przestał inkantować proste zaklęcie. Wysłane w kierunku osiłka wiatry magii zrobiły swoje, gdyż nagle rosły mężczyzna po prostu osunął się z siedziska, niczym napity jegomość i już się nie podniósł. Vegari była zaskoczona, totalnie nie wiedząc, co się wydarzyło. Ale wykorzystała okazję, by - doglądając wojownika - pozbawić go sakiewki.

Szybko odeszła od mężczyzny, uprzednio zabierając swój talerz i przechodząc nad nim, robiąc duży krok. Usiadła obok maga i raz jeszcze tego poranka przekrzywiła głowę, przyglądając mu się z pytaniem wypisanym na twarzy.
- To twoja sprawka? - zapytała wprost. - Jeśli tak, to pozwól, że zapytam... Co ci to zajęło tyle czasu, do cholery!?
Po tych słowach odliczyła połowę monet z sakiewki wojownika i podała magowi, który szybkim ruchem zgarnął je z blatu.
- Ja nigdy nie odpuszczam, Złotko, przyjmij to do wiadomości - mruknął De Sanctis, chowając monety. - Chyba musimy się zbierać, bo naszemu towarzyszowi puściły nerwy i aż poszedł się przewietrzyć.
Po tych słowach zerknął na karczmarza.
- Gospodarzu, temu dobremu człowiekowi chyba potrzebna jest jakaś pomoc... A ja jestem tak przeciwny piciu alkoholu przez tych, którzy tego nie umieją robić - Teatralnie pokiwał głową we współczuciu, po czym szepnął do kobiety. - Zabierz swoje rzeczy, za chwilę na podjeździe. - Puścił jej oczko i dopił niedobre mleko.

Zaczęli się schodzić goście, więc gospodarz skrzyknął parobka z zaplecza, który doskoczył do nieprzytomnego osiłka i próbował go dobudzać. Nic to jednak nie dało. Nawet próby przetargania jego ciała w stronę schodów niewiele pomagały - wyglądało, jakby mężczyzna nie żył, choć oddychał i... po prostu mocno spał. Łuczniczka szybko zabrała swoje rzeczy, uregulowała rachunek za zdobyte pieniądze, zostawiając nawet napiwek i po kilku chwilach pojawiła się na podwórzu, gdzie spotkała kompanów.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Draze dnia Nie 20:22, 01 Maj 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ouzaru
Blind Guardian



Dołączył: 23 Sty 2011
Posty: 110
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 22:10, 01 Maj 2011    Temat postu:

Vegari & Giovanni – poprzedni wieczór

Mag postawił ją dopiero w momencie, gdy wszedł do pokoju. A właściwie nawet nie postawił, tylko rzucił na łóżko i od razu zaczął całować. Jego usta smakowały winem, a pocałunki były namiętne, więc Vegari szybko je odwzajemniła. Z każdą chwilą robiło się coraz bardziej gorąco i to dosłownie, więc odsunęła go od siebie.
- Ależ ty jesteś gorący! - powiedziała z wyrzutem.
- Si, napalony na ciebie... - odparł, znów się nad nią pochylając, by pocałować w szyję.
- Nie, jesteś gorący! Parzysz! - pisnęła. Na szczęście uratowało ją pukanie do drzwi. Szybko do nich podskoczyła i otworzyła, wpuszczając dwóch parobków z dużą balią do pokoju. Było już w niej nieco wody, ale młodzi mężczyźni zaraz zniknęli, by donieść więcej. Vegi zerknęła na maga, który leżał na łóżku i wskazała mu dłonią na balię.
- Chyba mi coś obiecałeś?
- Ależ oczywiście. - Gio zeskoczył z łóżka, podszedł do balii i zanurzył w niej dłoń. Gestem ręki zaprosił kobietę do środka. Woda była letnia, więc czarodziej uśmiechnął się jedynie spod wąsa. - Zapraszam, w końcu coś obiecałem.

Rozochocona kobieta szybko się rozebrała i weszła do wody, która choć nie była gorąca, dawała przyjemne ciepło. Zanurzyła się głębiej, rzucając czarodziejowi zalotne spojrzenie i zapytała.
- A ty nie dołączysz?
- Mógłbym, ale byś tego nie wytrzymała – po tych słowach podgrzał wodę tak, że aż zaczęła bulgotać.
Vegari wyskoczyła z balii jak poparzona, choć nie mijało się to z prawdą i chwyciła za świecznik, ciskając nim w rechoczącego czarodzieja.
- Ty pieprzony skurwysynu! Pojebało cię? Chciałeś mnie ugotować?! - Złapała za kolejną rzecz, którą miała pod ręką i rzuciła w mężczyznę.
De Sanctis śmiał się i jedynie unikał przedmiotów, które szybowały w jego stronę.
- No przecież chciałaś mieć ciepło – roześmiał się gromko.
- Ale nie chciałam, byś ze mnie robił rosół, kretynie! - warknęła. Chłodne pomieszczenie nieco przestudziło jej skórę, ale nadal była wściekła. Chciała czymś jeszcze rzucić, ale niestety wszystko się skończyło, a i pukanie do drzwi nieco rozproszyło złodziejkę. Owinęła się w derkę i otworzyła. Z ulgą wypisaną na twarzy wpuściła parobków z wiadrami zimnej wody, po czym gestem ręki ich wyprosiła, zamykając za nimi pokój na klucz. Sama dolała do balii, co chwilę sprawdzając dłonią, czy temperatura jest odpowiednia. Gdy już taka była, burknęła coś pod nosem i weszła do wody, gromiąc mężczyznę spojrzeniem.
- I trzymaj się z daleka od mojej kąpieli... - mruknęła, zanurzając się pod wodę.
Czarodziej nawet nie czekał na pozwolenie, bo i takowego nie potrzebował. Rozdział się ze swych szat i szybko wskoczył do szerokiej balii pełnej wody, nieco wylewając ją na podłogę. Vegari natychmiast wypłynęła na powierzchnię, a Gio obdarował ją rozbrajającym uśmiechem.
- Niespodzianka!

- Wynocha! - warknęła, ale w jej oczach widać było rozbawienie. Chlusnęła na niego wodą, mając nadzieję, że teraz nie będzie podgrzewał temperatury, skoro sam siedzi w balii. Po chwili na jej ustach również zagościł uśmiech.
Spryskał ją wodą po czym chwycił za głowę i zanurzył w wodzie. Spokojnie zaczął sobie odliczać.
- Raz... dwa... trzy... cztery...
Kobieta świgała się, okładając go pięściami po omacku. W końcu czarodziej uniósł dłoń, a Veg wychynęła spod wody, łapiąc łapczywie powietrze do płuc.
- Ty pieprzony gnoju! Teraz mnie chcesz utopić?! - wypaliła, oddychając ciężko. W odwecie rzuciła się na niego, rozchlapując jeszcze więcej wody. W takim tempie zaraz nie będą się mieli w czym kąpać, ale chyba to nie stanowiło większego problemu. Wszak stały jeszcze trzy wiadra wody, którą mógł podgrzać. Ewentualnie ugotować...
Giovanni najwyraźniej dobrze się bawił, gdyż nie przestawał się śmiać nawet wtedy, gdy Vegari coś tam do niego mówiła.
- Spokojnie, jeśli nie chcesz już się kąpać, to możemy się przenieść do łóżka. A jeśli chcesz... - niepostrzeżenie znów chwycił ją za głowę i zanurzył w wodzie. Rozluźnił jednak dłoń po chwili, a kobieta wypłynęła niczym jakiś stwór. - No... to chyba czas do łóżka.
- Przydałaby ci się ta kąpiel – syknęła jedynie, a przypominała teraz jakiegoś topielca. Woda skapywała jej z podbródka, brwi i nosa, zalewała czoło, oczy i usta. Vegari złapała kawałek szmatki i mydło, po czym namydliła ją i ruchem ręki nakazała mężczyźnie, by się odwrócił.

- Jeśli chcesz mnie podtopić, to wiedz, że jak się zanurzę, to podgrzeję wodę tak, że będziesz spieprzać do Norski – rzucił wesoło.
- Nic takiego nie planowałam. - Skłamała. - I naprawdę, nie powinieneś tyle pić, bo się robisz niebezpieczny i nieobliczalny!
- Nie ty będziesz decydować, ile wypiję. - Nie zamierzał jej mówić, że on też nie decydował. Po prostu jakoś tak się piło... i działo... - To co? Kąpiel i idziemy się pieprzyć, nie?
Nie miał zamiaru ubierać „tego” w piękne słowa, skoro już byli sami i doskonale wiedzieli, po co razem siedzą zamknięci w pokoju.
- Widzę, że alkohol obdarł cię z elokwencji magu. - Vegi uśmiechnęła się szeroko. - Owszem, najpierw kąpiel, a potem cię zajadę jak dziki królik. - Puściła mu oczko, mając nadzieję, że mężczyzna nie będzie jej robił ciepłych niespodzianek w łóżku. Sięgnęła dłonią do podłogi, gdzie stał jej kielich z resztką wina i dopiła zawartość. Lubiła być „nietrzeźwa”.
Piromanta odwrócił się nagle z szybkością, o jaką by go nie podejrzewała. Veg aż się zakrztusiła, gdy spojrzał jej w oczy.
- Wielokrotnie takie jak ty obdzierały mnie z elokwencji. Jednakowoż... – Jego głos stał się wesoły. - Myślę, że obojgu wyjdzie nam to na zdrowie.
Pocałował ją namiętnie i chwycił ją za pierś, nie dając dojść do głosu. Nie mogła zaprzeczyć, że takie zachowanie się jej nie podobało, więc jedynie się nieznacznie uśmiechnęła i odwzajemniła pocałunek. Nie trwało długo, gdy jednak przenieśli się do łóżka, a mag aż cały parował, gdy jego ciało schło w błyskawicznym tempie.

* * * Rano, przed karczmą * * *

W końcu dołączyła do towarzyszy, trzymając swoje rzeczy i jakieś małe zawiniątko, którego kompani wcześniej nie widzieli. Posłała im lekki uśmiech i odebrała lejce swego konia.
- Hej! - zawołała radośnie. - Wiecie, co jest najlepsze? Świetnie się wczoraj bawiliśmy, przepuściliśmy kupę kasy, a ja jeszcze nieźle zarobiłam na tym. - Uśmiechnęła się jeszcze szerzej i poklepała maga po ramieniu. - No już się tak nie dąsaj, przecież wiesz, że jesteś najbardziej interesującym mężczyzną w całej Bretonii. Po prostu chciałam naciągnąć tamtego barana na śniadanie. No ale dzięki twojej interwencji skończyło się na pełnej sakiewce. - Posłała mu kolejny uśmiech. - Stworzylibyśmy niezły duet, magu! A... i... masz, wybacz...
Nieco zmieszana podała mu pęk kluczy, który jakimś cudem znalazł się w jej posiadaniu. Na dobrą sprawę nawet sama nie wiedziała, jak to się stało.
Mag prychnął.
- Sam ci je zostawiłem.. Byłem ciekaw, czy do mnie wrócą – puścił jej oczko.
- Podstępna, wredna świnia! - warknęła, robiąc obrażoną minę i krzyżując przedramiona na piersi. - Najpierw mnie chciałeś ugotować, potem utopić, następnie zajechać na śmierć, a teraz jeszcze to? - burknęła, odwracając się do niego plecami i wskakując na grzbiet konia.
- Mów mi ZŁY – posłał jej zabójczy uśmiech i wzruszył ramionami. Po chwili wsiadł na grzbiet swego rumaka, będąc gotowym do drogi. Przed nimi rysował się dobry zarobek, a czarodziej nie zamierzał go odpuścić. Humor mu się poprawił – już nawet nie pamiętał zajścia w karczmie z tym osiłkiem. Ruszyli i nie minęło pięć minut, jak kobieta się z nim zrównała, posyłając tajemniczy uśmiech i przeciągłe, zalotne spojrzenie. Chwilę później wybiła wprzód, jak to miała w zwyczaju i miała na oku teren przed nimi, by nic ich nie zaskoczyło.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Serge
Parias



Dołączył: 23 Sty 2011
Posty: 178
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Dunbar, Szkocja

PostWysłany: Pon 21:11, 02 Maj 2011    Temat postu:

Wyruszyliście w końcu na południe, gdzie kierował Giovanniego gospodarz zajazdu, w stronę Lyonesse. Ciemne chmury wciąż wisiały nisko, jednak lekka mżawka nie przeszkadzała wam aż tak bardzo. No, może pomijając Czarodzieja Ognia, który stał się mrukliwy i niewiele się odzywał. Vegari wystrzeliła w przód na swym bystrym koniku, a wy doskonale wiedzieliście, jak kobieta dobrze potrafiła przepatrywać teren. Zupełnie, jakby te ziemie znała jak własną kieszeń. Po niecałych dwóch godzinach jazdy wypogodziło się – słońce przedarło się przez stalowe chmury, rozganiając je w końcu swymi promieniami i obdarowując was przyjemnym ciepłem, co zwłaszcza Giovanni'emu poprawiło nastrój.



Widoki, jakie mijaliście, zapierały dech w piersiach. Najpierw przejechaliście przez ogromny, zielony bór, by w końcu wypaść na szerokie polany i wyżyny usłane drzewami, wysoką trawą i różną dziwną roślinnością, nie spotykaną w Imperium. Ptaki wygrywały gdzieś swoje melodie i jak na tę porę roku, zrobiło się bardzo ciepło. Po pół godzinnym popasie w cieniu strzelistych dębów, podążyliście dalej krętą, piaszczystą dróżką. Niewiele czasu minęło, gdy zostawiliście za sobą dwie niewielkie osady, w których ludzie – zajęci własnymi sprawami – nawet nie zwracali na was uwagi. Ściągaliście jedynie uwagę umorusanych dzieciaków, które machały wam na odchodne i śmiały się głośno.

Słońce powoli schodziło z zenitu, gdy mijając kilka pastwisk i ziem uprawnych, dotarliście w końcu na kamieniste, pokryte gdzieniegdzie roślinnością wybrzeże. Już z daleka widzieliście piękny zamek, który zrobił na was niezłe wrażenie. Solidne mury wieńczyły sztandary z herbem księstwa – stylizowanym, ognistym łbem lwa na białym tle.



Szerokim, brukowanym mostem przejechaliście aż do bramy, gdzie po wyjawieniu celu przybycia, szybko zostaliście zaprowadzeni do głównego budynku, a następnie do sali audiencyjnej przez tyczkowatego mężczyznę. O ile zamek z zewnątrz prezentował się naprawdę okazale, o tyle w środku nie przygniatał przepychem – widać książę nie lubił wydawać pieniędzy na drogie meble, sukna czy dywany. Wyglądało na to, że chyba w ogóle nie lubił na cokolwiek wydawać.

Przeszliście kilkoma krętymi korytarzami za swoim przewodnikiem, aż w końcu podwładny otworzył wielkie, dębowe drzwi, wprowadził was do przestronnej izby i zaanonsował przybycie. Następnie oddalił się, kłaniając nisko potężnie zbudowanemu mężczyźnie w bogatym stroju, który zajadał się mięsiwem, siedząc na wysokim, obitym szkarłatną skórą krześle na końcu sali. Lśniącą w słońcu przedzierającym się przez szerokie okiennice kolczugę okrywała mu kremowa tunika z herbem Lyonesse, który widzieliście wcześniej na sztandarach. Gdy tylko was zobaczył, gestem dłoni odesłał kilku dworzan, z którymi przed momentem rozmawiał, a ci posłuszne zniknęli za wysokimi drzwiami po lewo od wejścia. Tuż za fotelem w którym siedział, niczym posągi, stało dwóch zakutych w pancerze płytowe rycerzy, zapewne straż przyboczna. Opierali się na wielkich mieczach dwuręcznych i obserwowali was podejrzliwie..

Książę, mężczyzna w sile wieku, o wspaniale ułożonej czarnej brodzie i długich włosach tej samej barwy mierzył was chwilę ciekawskim wzrokiem, przeżuwając posiłek, a gdy w końcu przełknął go, popił winem z puchara, wstał z siedziska i założył ręce za plecami, przyglądając się każdemu z was z osobna.



- Jak chyba wiecie, śmiałkowie, jam jest Książę Adalhard. Lyonesse to piękna i żyzna kraina, a ja staram się prowadzić ją tak, by nikt nie poczuł się tutaj źle – zaczął szlachcic, chodząc w te i wewte za oparciem fotela, a jego dudniący, władczy głos odbijał się echem od ścian sali. - Rycerze się pojedynkują, panny modlą, a chłopi uprawiają ziemię dokładnie tak, jak winni ją uprawiać. Jednak jak w każdym społeczeństwie, i tutaj zdarzają się malkontenci i kryminaliści. W ostatnich latach mój lud i moja ziemia dręczona była zwłaszcza przez jednego z nich – złodzieja, zabójcę, podżegacza i zbójnika, który nosi miano Guido LeBeau. - Książę poczerwieniał na twarzy, wymawiając jego nazwisko. - Swego czasu krążyły nawet plotki, że mógł być prowodyrem chłopskiego buntu. - Adalhard machnął ręką, choć wyraz jego twarzy zdradzał zacięcie. Zmarszczył brwi, wbijając w was wzrok. - Pojawiały się opinie, iż przykład LeBeau pokazał, że plebejusz może być równie silny i sprawiedliwy, co szlachetnie urodzony rycerz. To jest nie do przyjęcia! - Ostatnie słowa zabrzmiały mocniej. - A już tym bardziej nie do przyjęcia jest kradzież książęcych klejnotów. Dlatego żądam, byście go znaleźli, zabili i przynieśli jego głowę!

Ochrząknął i zmarszczył brwi, opadając z powrotem na siedzisko i biorąc kilka łyków wina.
- Oczywiście nie za darmo – mruknął w końcu, odkładając naczynie na miejsce. Niektórym z was wydawało się, że wypowiedział te słowa ze sporym trudem. Klasnął w dłonie i momentalnie w sali pojawił się pachołek, który was tutaj przyprowadził. Dzierżył w dłoni jakieś zawiniątko. Gdy je rozwinął, ukazała się wam pięknie wykonana mapa Lyonesse. Adalhard wskazał palcem ziemie na północy. - Mam dla was dobre ziemie w zamian za głowę tego złoczyńcy. Żyzna, dobra gleba, przynosząca co roku wspaniałe plony, niewielki dworek, kilka pełnych wiosek do zarządzania przez was. Oprócz tego możecie dostać przydomki Obrońców Lyonesse – machnął ręką i odchrząknął po raz kolejny. - Zapytacie zapewne, dlaczego jam taki hojny? Odpowiadam zatem, że to sprawa honoru. Mojego, Lady Augustyny, której ten bezwzględny zbójca skradł klejnoty, Pani Jeziora i całego Lyonesse. Ten niegodziwiec musi zginąć! Jakie jest więc wasze stanowisko, śmiałkowie?

Zanim jednak odpowiedzieliście, drzwi do sali audiencyjnej otworzyły się ponownie i pachołek księcia wprowadził kobietę o ciemnobrązowych włosach, odzianą w płaszcz i ubranie podróżne. Pierwszym, co rzucało się w oczy, gdy się z wami zrównała, była czerwona opaska na jej prawym oku. Mimo to, była ładna i wyglądała na obytą ze szlakiem.

- Panie, kolejna chętna do twego zadania – powiedział tyczkowaty mężczyzna.
- Dobrze, niech zostanie. Im więcej chętnych na głowę tego bandziora, tym lepiej. – Adalhard skinął ręką. Przyjrzał się nowej, przyjrzał się wam i rzekł. - No to wyruszycie razem. Postanowione! - rzucił tonem nie znoszącym sprzeciwu.

Po chwili nakreślił nowo przybyłej kobiecie cel zadania, niemal słowo w słowo powtarzając to, co usłyszała trójka towarzyszy – widocznie przemowę miał już przygotowaną wcześniej. Skończywszy, westchnął ciężko. - Namyślajcie się szybko, nie mam całego dnia.

Adalhard opadł na krzesło i zajął się na powrót mięsiwem i winem, nie zwracając na was zbytnio uwagi, jak na arystokratę przystało. Nie wyglądał na kogoś, dla kogo uzyskanie odpowiedzi przeszkadzało w posiłku.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.ouzaru.fora.pl Strona Główna -> Sesje RPG Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3 ... 20, 21, 22  Następny
Strona 1 z 22

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
gRed v1.3 // Theme created by Sopel & Programosy
Regulamin