 |
|
Autor |
Wiadomość |
MrZeth
Dołączył: 03 Maj 2011
Posty: 76
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 0:24, 09 Lip 2011 Temat postu: |
|
|
Vegari, Severin, Giovanni
Czarodziej był pod wrażeniem dwóch uderzeń Severina i nawet skinął mu głową w geście uznania dla jego umiejętności. Nie silił się na zbędne "ochy" i "achy", bo mieli co innego teraz na głowie. Posadzili więc pasera na krześle i dobrze skrępowali a w gębę wsadzili mu knebel. Tego drugiego nieszczęśnika zwadźca związał jak jakieś zwierzę i Piromanta nawet parsknął lekkim śmiechem, widząc ochroniarza ich głównego celu śpiącego pod ścianą z rozjebaną mordą.
Trochę sobie poczekali nim łotrzyk się obudził, a Veg od razu przeszła do ofensywy, wykładając kawę na ławę. W jej ruchach i zachowaniu było coś, co podniecało maga, choć sam nie wiedział dokładnie co. Tamten natomiast łyknął wszystko jak młody pelikan, bo już za chwilę zaczął się pocić i prosić o życie. Mag miał niezłą zabawę, stojąc pod ścianą z rękoma założonymi na piersi. W pewnym momencie wyjął jedną z nich spod pachy, a jego dłoń zapłonęła czerwonym światłem.
- Lepiej współpracuj z moimi towarzyszami, bo jeśli ona obiecała obciąć ci język, to ja będę podsmażał powolutku, aż wyśpiewasz wszystko. - Giovanni nigdy nie przesłuchiwał nikogo i nie wiedział, jak zadawać pytania tak, by związany nie wyprowadził ich w pole, więc póki co swoje słowa sprowadził jedynie do groźby. Ciekaw był, jak tamten się zachowa, widząc kogoś operującego Wiatrami.
O ile Rebigner był już przerażony sztyletem przy twarzy, to gdy zobaczył, jak dłoń czarodzieja zamienia się w delikatny ogień, aż wywał mu się z gardła stłumiony krzyk, jednak szybko się uciszył.
- Na Panią Jeziora! Demon, demon... - Splunął dwa razy przez ramię i spojrzał na was z jeszcze większym strachem. - Czego ode mnie chcecie... powiem wszystko. Wszystko!
Severin stał z tyłu pilnując ochroniarza. Vegari i tak już powaliła typa na kolana “pierwszym wrażeniem”, wiec dla niego nie było tam żadnej roboty. W sumie nawet Gio nie musiał niczego dodawać, bo gość zaczynał powoli wpadać w panikę... ale wyglądało na to, że i tak poda w miarę wiarygodne informacje.
- Mam tylko jedno i to dość proste pytanie. Odpowiedz i jeśli nie będziemy mieć więcej pytań, będziesz mógł wyjść. - Mówiła spokojnie, zupełnie się nie spiesząc. Ukucnęła przed paserem, bawiąc się sztyletem. Oparła czubek ostrza o jego kolano i zaczęła obracać, jakby delikatnie “wiercąc” mu dziurę w spodniach. - Od kogo i kiedy kupiłeś ten diadem? Opisz mi tę osobę.
Zerknęła na Gio i posłała mu lekki uśmiech, mag coraz lepiej się spisywał i kobieta doszła do wniosku, że robi się z niego naprawdę niezły towarzysz. Gdy ich spojrzenia się na chwilę spotkały, zobaczyła, jak patrzy na nią z dziwnym pożądaniem. Sama czuła w tym momencie podobne podniecenie i była pewna, że tej nocy nie dadzą nikomu spokojnie zasnąć.
- Kupiłem diadem od młodej złodziejki... Sophie ma chyba na imię... - zaczął nerwowo paser. - Często przynosi mi jakieś cacka, które wyszukuje w Utraconym Mieście... To taka paskudna dzielnica na wschód stąd... Nic więcej nie wiem, przysięgam. Puśćcie mnie!
Zaczął szarpać się na krześle.
Płomienisty ściągnął brwi i zerknął porozumiewawczo na Vegari. Szczerze mówiąc, zdziwił się, bo spodziewał się, że paser kupił diadem od samego LeBeau. Tak jak mówił im karczmarz. Widać miał nieaktualne informacje, albo ten tutaj kłamał.
- Jesteś pewien, że to była kobieta? Czy może kłamiesz, żeby nas zwieść! - Czarodziej podszedł bliżej i zbliżył płonącą dłoń do paskudnej gęby pasera. Tamten musiał poczuć ciepło bijące od maga.
- No przecież kurwa mówię, że kupuję od niej różne rzeczy! Miała cycki i niezłą dupę, to chyba kobieta, nie?! - krzyknął Mousillończyk, bardziej z przerażenia niż zdenerwowania. - Zostawcie mnie, nic więcej nie wiem! Powiedziałem prawdę, do chuja!
Również kobieta spodziewała się innej odpowiedzi i w myślach odetchnęła z ulgą, że nie zapytała wprost o LeBeau. Bała się jednak, że mógł podać fałszywe nazwisko lub w ogóle się nie przedstawić, a to by tylko przedłużyło przesłuchanie.
- No dobrze, wierzymy ci. - Skinęła głową. - Nie miej nam za złe... tego wszystkiego. Może pamiętasz coś jeszcze na temat tej złodziejki? Coś, co pomogłoby nam skontaktować się z nią... Zastanów się.
Wyjęła z sakiewki złotą monetę i położyła mężczyźnie na kolanie.
Severin uniósł brew, widząc nagłą zmianę w tonie Vegari. Podszedł bliżej, bawiąc się swoją metalową monetą. Wpadł mu do głowy nieco chory pomysł...
- Moja koleżanka szybko zmiękła, ale ja jestem tu na trochę innych zasadach. - Dobył pistoletu i podstawił sobie krzesło nogą, by na nim usiąść. Oparł lufę pistoletu o klatkę piersiową pasera tak, że była wycelowana w jego szyję i mówił dalej spokojnie.
- Powiem ci więc tak... zwykłem z szumowinami takimi jak ty grać w taka zabawną grę “w monetę”- odsunął pistolet i zatrzymał monetę między palcami “na płasko” by widać było rewers z twarzą błazna i przesunął tak, by znajdywała się centralnie w polu widzenia związanego mężczyzny.
- Ta moneta ma dwie strony. Ilekroć nie słyszałem użytecznych informacji rzucałem nią. Czasem parę razy, zależy ile mu chciałem uciąć - mruknął, jakby mówił o czymś trywialnym, jak rozwieszanie prania. - Jeśli wypadał błazen to ucinałem delikwentowi palec... - Zwadźca obrócił monetę. - Jeśli wypadał kogucik to ucinałem ucho.. potem drugie... potem oko i tak dalej i tak dalej... - westchnął jakby zmęczony własną opowieścią.
- Wiesz... jeśli ona będzie zadowolona tym co powiesz to dobra... a jeśli nie... - mężczyzna uśmiechnął się paskudnie, ale dalej patrzył na pasera spojrzeniem bez wyrazu. - To ja z toba zagram “w monetę” - szepnął. Złapał monetę w pieść i uderzył lekko pasera w klatkę piersiową. Wpatrywał się wyczekująco na niego, co jakiś czas zerkając na Veg, jakby miał nadzieję, że mężczyzna zostanie przekazany w jego ręce....
Paser aż otworzył usta z wrażenia, a między jego udami można było dostrzec powiększającą się, ciemną plamę.
- Czy ja kurwa wyglądam wam, jakbym kłamał?! - zaskomlał. - Powiedziałem, co wiem! Sophie zwykle przebywa w Utraconym Mieście, ale nie jestem jej pierdolonym ochroniarzem, żeby wiedzieć, gdzie się obecnie znajduje... Do kurwy! Puśćcie mnie! Powiedziałem, co wiem! Czego jeszcze chcecie...
Spuścił głowę, a po chwili rozbeczał się jak dziecko.
Zwadźca skrzywił się lekko i obejrzał na Vegari tym samym obojętnym spojrzeniem. Uniósł brew.
Przez dłuższą chwilę złodziejka nie wiedziała, co ma powiedzieć i zrobić. Była w szoku. I z powodu tej beksy i zachowania szermierza. Nie sądziła, że jest taki ostry...
- Hej, spokojnie, on już ma dosyć. - Złapała mężczyznę za nadgarstek i odsunęła go od pasera. - Jestem pewna, że powiedział prawdę. No i miałam ochotę na małe zakupy, a teraz? - burkneła, wskazując na przerażonego “szczura” z lekką pretensją.
W odpowiedzi Severin wzruszył ramionami.
- Sądzę, że teraz nie będzie miał żadnych oporów byś sama wyceniła ile co jest warte - szepnął cicho i uśmiechnął się krzywo.
- Skoro ci to wystarcza - rzucił nieco głośniej, schował monetę i wrócił do pilnowania ochroniarza z cichym pomrukiem dezaprobaty.
- Wybacz mojemu towarzyszowi, trochę go poniosło. - Uśmiechnęła się lekko. - Powiedz, chcesz dobić dziś jakiegoś targu, czy wolisz już iść? Twój ochroniarz śpi, więc mamy trochę czasu na zakupy.
Wątpiła, by naprawdę chciał coś sprzedawać, ale liczyła, że może zabraknie mu jaj, by to powiedzieć. Mimo wszystko stanowili niezłą drużynę i nawet mag się powoli wczuwał w bycie tym “złym”. Szkoda, że nie było szans na żaden trójkąt...
Severin potarł brwi. Gdyby mu nie odpuszczała tak mocno, to by jej sprzedał wszystko za bezcen i jeszcze podziękował, że raczyła kupić...
- Po prostu mnie puśćcie, do kurwy... - szlochał, przez zaciśnięte zęby. - Nikomu nic nie zrobiłem, a wy mnie tutaj torturujecie, jakbym był jakimś poszukiwanym przestępcą... - Zaciągał nosem i szarpał się w więzach.
Severin uderzył pięścią w stół.
- Jesteś. Za posiadanie tego co wpadło ci w ręce możesz stracić łeb w świetle prawa, głupcze - warknął. Nie mówił co konkretnie, dając punkt zaczepu dla Veg. Moneta wróciła do dłoni szermierza.
- Nie torturujemy, chcemy jedynie się dowiedzieć kilku rzeczy i dobić targu. Ty chcesz zarobić. Ja tu nie widzę żadnego problemu. Ba, powiedziałabym nawet, że póki co nawet jeden włos ci nie spadł z głowy, więc już tak nie dramatyzuj.
Uniosła do góry prawą brew, wzdychając ciężko. Starała się nie dać po sobie poznać, jak bardzo gardzi tym “chłopczykiem”, bo inaczej go określić nie umiała.
- Na terenie Imperium też byśmy cię nie torturowali tylko strzelili w łeb od razu. Przez uwagę na lokalizację... - Severin skrzywił się. - Zamiast cie zabijać i wszystko zarekwirować dajemy ci możliwość zarobienia. Najwyższy czas to docenić... - uniósł brew.
- Docenić? Puśćcie mnie, to wtedy docenię... - wymamrotał przez łzy. - Przecież już wam powiedziałem, co wiem, więc co macie do mnie za problem?
Mag skrzywił się, przyglądając się temu, co z paserem wyczyniał Severin. Ten gość chyba rzeczywiście miał coś nie tak pod kopułą, skoro przyjemność przynosiło mu znęcanie się nad człowiekiem, który powiedział im wszystko dużo wcześniej, nim zwadźca zdążył zareagować. W końcu Piromanta nie wytrzymał i przepalił dłonią sznur krępujący ręce i nogi łotrzyka.
- Zabieraj swojego nieprzytomnego przyjaciela i żebyśmy cię tutaj więcej nie wiedzieli - powiedział spokojnie. Gdy tamten w trymiga wykonał polecenie i zniknął za drzwiami, mag podszedł do Severina i klepnął go dość mocno otwartą dłonią w prawy bark. - Pojebało cię?! Nie wiedział nic więcej, a ty się znęcałeś nad nim jak nad jakimś świniakiem w rzeźni! Opanuj się, Estalijczyku! Aż tak cię podnieca pastwienie się nad słabszymi?! Więc dalej - przystaw mi pistolet do piersi i pociągnij za spust! A jak nie, to zabieraj się do siebie, bo Vegari i ja mamy plany na dzisiejszy wieczór. Myślałem, że mimo wszystko jesteś inny i wiesz, co to honor.
Spojrzał mu zimno w oczy, stojąc z nim twarzą w twarz. Tym razem był mentalnie i fizycznie przygotowany do tego, by się bronić, gdyby zwadźca zaatakował i był niemal pewien, że złodziejka stanie po jego stronie, gdyż jej chyba też nie podobało się to, jak Estalijczyk postąpił z tym całym Rebignerem. Oprócz tego, Płomienisty czuł podświadomie, że ma w czarnowłosej jakieś wsparcie, które być może wynikało z jej uczuć.
- Pewnie przez ciebie będziemy musieli teraz zmienić karczmę i w ogóle wtopić się w tłum! Veg miała wszystko pod kontrolą, niepotrzebnie się wtrącałeś! - Severin mógł dojrzeć w oczach maga igrające płomienie.
Severin spojrzł na niego i uniósł brew.
- Veg zastosowała zbyt dużo pobłażliwości nagle i źle to odczytałem. Nie słyszałeś jeszcze o metodzie przesłuchania na dwa fronty? Jedna osoba dociska gościa, a druga udaje, ze go przed nim broni... Poza tym nie wiedziałem, że mimo wszystko chciała coś od niego kupić. - Zwadźca westchnął ciężko. - Gdybym to wiedział, to zapewne bym faktycznei sie nei wtrącał w wasz dialog z nim. Moim zdaniem mógł wiedzieć więcej. Nieistotne. - Machnął ręką. - Co do strzelania w ciebie - nie pierdol, przyjacielu. Przynajmniej nie póki się zwinę. Miłej nocy - mruknął i po prostu wyszedł z pokoju.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
 |
Ouzaru
Blind Guardian
Dołączył: 23 Sty 2011
Posty: 110
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 11:41, 09 Lip 2011 Temat postu: |
|
|
Veg & Gio
Korzystając z chwili wolnego i możliwości porozmawiania w cztery oczy, Vegari zagaiła maga.
- Słuchaj, mam takie dziwne wrażenie i uczucie od jakiegoś czasu. Jakbym o czymś zapomniała, coś zgubiła... Nie wiesz, co to może być? Nie daje mi spokoju. - Skrzywiła się nieznacznie.
- Może zapomniałaś sprzątnąć po Cortezie? - Zarechotał w odpowiedzi.
- Nie, to na pewno nie to, przecież byśmy poczuli. - Złodziejka uśmiechnęła się lekko i pokazała magowi język. - Pomyśl, Gio. Bo mi to taką dziurę w brzuchu wierci.
- Ja tam nie mam pojęcia, kochanie, co to może być.
- Kochanie? - Veg uniosła prawą brew do góry, lecz po chwili westchnęła ciężko. - No nic, może za jakiś czas sobie przypomnę. Jakby ci coś przyszło do głowy, to mi powiedz.
- Nie zapomnę. - Uśmiechnął się rozbrajająco.
- Zastanawia mnie jeszcze jedna rzecz...
- Co takiego?
- Co się stało z Kat i Krukiem. O ile ona mnie w ogóle nie interesuje, o tyle do Kruka nieco się już przyzwyczaiłam i jego zniknięcie... no niepokoi mnie. Trochę się martwię, że mógł wpaść w jakieś kłopoty. W tym mieście ludzie giną i albo ktoś ich potem znajduje w rowie, albo w kawałkach. - Skrzywiła się lekko. - Nie chciałabym, żeby nasz towarzysz stał się karmą dla szczurów.
Nie wiedzieć czemu, odruchowo spojrzała na Corteza.
- Też bym tego nie chciał, ale wydaje mi się, że nawet gdyby miał się gubić w tłumie, to by nas zawołał i byśmy zwrócili na to uwagę. Może miał inne sprawy na głowie. - Płomienisty wzruszył ramionami. - Brakuje mi go trochę, bo dużo rozmawialiśmy ostatnio i chyba się przywiązałem do tego byka.
Westchnął.
- Zastanawia mnie jeszcze co innego, ale nie było ostatnio chwili żeby o tym porozmawiać. - Zaczął. - Chyba sama zauważyłaś, że swego czasu Severin nieco zżył się z Katerine, prawda? Nawet gdy byłem chory na szlaku, to widziałem, jak odłączali się na parę metrów od drużyny i rozmawiali między sobą. A mimo wszystko jakoś o niej nie wspomina, chociaż chyba zżył się z nią najbardziej z nas wszystkich... Nie uważasz, że to nieco... podejrzane? I nie mówię tego w kwestii tego, że dostałem od niego po mordzie. Po prostu kojarzę pewne fakty.
- Eee tam, dla mnie to nie jest dziwne. Pewnie chciał ją tylko przelecieć, więc się w ogóle tym nie przejął i poszuka innej. To Estalijczyk. - Machnęła ręką. Coś jej mignęło i spojrzała na swoją dłoń, po czym wyraz twarzy kobiety znacznie się rozpogodził, gdy zatrzymała wzrok na pierścionku. - I dziękuję za prezent.
Pogładziła mężczyznę dłonią po policzku, spoglądając mu przy tym głęboko w oczy. Nie mogła ukryć swoich uczuć, zresztą teraz patrzył wprost w jej duszę i serce.
- Nie ma za co - rzucił, po czym złożył na jej ustach namiętny pocałunek, a dłonie powędrowały na jędrne piersi skryte pod tuniką. - Jak to mawiają w Albionie: "Gimme some sugar baby".
Nie czekał, aż mu odpowie, tylko rzucił ją na łóżko i nie przestawał całować, wodząc dłońmi po jej wspaniałym ciele.
- A co to znaczy? - Zaśmiała się, odwzajemniając pocałunki.
- Bądź dla mnie milusia, kochanie. - Gio przełożył jej to w zrozumiały dla niej sposób. Nie przestawał jej całować, ściągając z niej nachalnie spodnie i wodząc palcami prawej dłoni po kroczu kobiety.
- Czyżbym nie była? - Uśmiechnęła się szeroko i przycisnęła dłoń maga do swego łona. Gdy mocniej zacisnął palce, aż zamruczała. - Kotuś, póki pamiętam... Świetnie się dziś spisałeś. Nie myślałeś o zmianie profesji?
Objęła go ramionami, szepcząc słowa do ucha i delikatnie muskając wargami płatek. Przejechała po nim czubkiem języka, wiedząc, jak bardzo to lubi. Miała ogromną ochotę na Gio i chciała go wcześniej rozpalić do białości.
- O zmianie profesji? Nie sądzę, dobrze czuję się w obecnej. - Puścił jej oczko i miał nadzieję, że zorientuje się, o co jej chodzi. W łóżku zawsze wychodził z niego zwierz i lubił się droczyć.
- Oj, wiesz, o co mi chodzi! - Raz jeszcze się zaśmiała, przyciągając go do siebie. Jedno szybkie szarpnięcie mężczyzny wystarczyło, by jej spodnie poleciały na drugi koniec izby. Cortez poderwał się zaniepokojony, patrząc na to, co jego właściciele wyprawiają. Kiedy Vegari miała mu już zwrócić uwagę, by się tak nie gapił, szczeniak ułożył się na jej spodniach i zasnął.
Westchnęła cicho, starając się nie myśleć o tym, że będą całe w sierści i na nowo skupiła się na Gio. Poczuła jego kolano między swoimi udami, a po chwili również dłonie na wiązaniu gorsetu. Kątem oka zauważyła, że linki, którymi Severin przywiązał ochroniarza do łóżka, nadal są przywiązane do jego rogów, uśmiechnęła się dziko.
- Gio...? - Skinęła głową na linki.
- O nie, aż tak perwersyjny nie jestem - rzucił. - Po prostu zróbmy to po bożemu, dając sobie jak największą satysfakcję.
Nie czekał na odpowiedź, zamykając jej usta naprawdę soczystym pocałunkiem.
- Nie jesteś tak perwersyjny jak Severin względem innych? - zapytała cicho, łapiąc przy okazji oddech. Przymknęła oczy i złożyła na szyi Tileańczyka kilka pocałunków, rozkoszując się nie tylko tą chwilą, lecz również rozmową. Jeszcze nigdy z nikim nie rozmawiała w łóżku i było to dla niej zupełnie nowym doświadczeniem. Nowym i ciekawym. Podobało się Vegari, że zaczęli traktować siebie ze wspólnym zaangażowaniem.
- Chodzi ci o jego znęcanie się nad tym biedakiem? Ten paser miał dość już po naszej interwencji, reszta była zupełnie niepotrzebna. Miałem zamiar sam go zatrzymać, ale skoro się wtrąciłaś, to nie chciałem już reagować, bo wiedziałem, że sprowadzisz go do parteru. Zauważyłem, że on lubi dominować nad słabszymi, ale boi się kobiet. Silnych kobiet. Sama widziałaś, jak mnie potraktował. Gdybym nie umiał rzucać zaklęć, pewnie by mnie zabił. Dziwny typ. Chyba ojciec go nie lubił, a mama tylko podczas kąpieli.
Parsknęła śmiechem na tę ostatnią uwagę, ale musiała przyznać mężczyźnie rację. Pokiwała więc głową, gładząc Giovanniego po twarzy.
- Jest dziwny, niepokojący. Stara się grać groźniejszego ode mnie, ale mam wrażenie, że gdyby miał pociągnąć za spust... zabrakłoby mu jaj. Mówił mi, że wcale cię nie chciał zabić, więc to była jedynie poza. Zachowuje się jak taki mały piesek przy dużym psie. Szczeka i skacze, byle głośniej i byle wyżej, bo się po prostu boi.
Przekrzywiła lekko głowę, wciąż się uśmiechając. Po chwili jednak prychnęła.
- No! Ale nie będziemy gadać teraz o psychice naszego towarzysza! Nie myśl o Severinie, myśl o mnie, kochany... Bo ja chcę się dziś dobrze zabawić, a do tego potrzeba, byś się skupił na tym, co jest w tej chwili ważne...
Zdjęła gorset i nakierowała dłoń Tileańczyka na swoją pierś. Gdy ją ścisnął, syknęła cicho. Biust miała dość nabrzmiały i nieco obolały, wręcz twardy. Westchnęła ciężko na myśl o tym, że niedługo będzie mieć okres i już nie będą mogli się kochać. Magowi nie trzeba było dwa razy powtarzać. Zdjął i odrzucił koszulę, przechodząc do ataku i energicznie rozchylając kobiecie uda. Starał się być delikatny, ale chyba średnio mu to wychodziło. Nie jego wina. Im dłużej przebywali razem, tym bardziej Vegari wydawała mu się seksowna i podniecająca. A pech chciał, że zdrowy rozsądek Piromanty - Kruk - zgubił się dziś w tłumie. Czuł, jak oboje coraz bardziej się w sobie zatracają i pogrążają w czymś więcej niż tylko cielesnej namiętności. Pocałunki, pieszczoty i seks smakowały teraz znacznie lepiej i dawały więcej przyjemności, niż na samym początku, gdy się poznali. Choć tych kilku szybkich numerków na szlaku, parę tygodni wcześniej, on akurat nie zaliczałby do seksu.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Serge
Parias
Dołączył: 23 Sty 2011
Posty: 178
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Dunbar, Szkocja
|
Wysłany: Sob 13:15, 09 Lip 2011 Temat postu: |
|
|
Następnego dnia rano, tuż po śniadaniu, wyruszyliście w stronę Utraconego Miasta. Vegari za namową Severina zostawiła Corteza pod opieką córki gospodarza (płacąc jej za to drobną monetą), do czasu, aż nie wrócą. Najgorsze było to, że nie znaliście położenia złodziejki, ani nie wiedzieliście nawet, jak wygląda. To, czego dowiedzieliście się o przeklętej dzielnicy również nie napawało optymizmem, jak zresztą wszystko w Mousillon. Okazywało się bowiem, że Utracone Miasto było miejscem niemal opuszczonym, pełnym chorób, szaleństwa i panoszących się po całym terenie nieumarłych. Czyli nic nowego, odkąd zawitaliście na te przeklęte ziemie.
Godzinę później dotarliście do sporego muru i bramy odgradzającej dzielnicę od pozostałej części miasta. Zaczął padać deszcz, a im głębiej się zapuszczaliście, tym przybierał na sile. W końcu lunęło jak z cebra, woda chłostała ziemię z gwałtownością wodospadu. Uderzała o gruzowisko i spływała po brudnych tynkach zniszczonych murów. Przebrnęliście przez osypisko gruzów i błota. Przeszliście pod łukowatą, zrujnowaną bramą i skręciliście, by wyjść na sporej wielkości plac zawalony śmieciami. Większość budynków była w ruinie, a kamienne elementy pokruszone i rozrzucone po ulicy. Wbite w ziemię tkwiły odłamki kamiennych rzeźb.
Przemierzaliście puste uliczki w poszukiwaniu kobiety, która mogłaby wyglądać na kogoś z kasty złodziejskiej. W tym wypadku musieliście liczyć na Veg, w myśl zasady "swój swojego pozna". Od czasu do czasu mieliście wrażenie, że ktoś patrzy na was z ukrycia, niekiedy również słyszeliście dziwne odgłosy dochodzące zza pleców, ale niczego nie dostrzegliście.
Po niedługim czasie deszcz nagle ustał. Podniosła się mgła, która rozmazywała kontury budynków i nadawała upiorny wygląd wyższym piętrom zrujnowanych domostw. Panowała martwa cisza, gdy wyszliście na spory placyk ze zrujnowaną kapliczką przylegającą do równie zrujnowanego budynku wyglądającego na pozostałość świątyni. Atmosfera była napięta i równie tajemnicza, jak zasnuwający wszystko opar.
Nagle usłyszeliście dziwny odgłos, jakby zbliżających się powoli kroków i chrapliwe zawodzenie. Odruchowo dobyliście broni, czekając na to, co ma się wydarzyć. Wtem z mgły niezdarnie wyłonił się pierwszy nieumarły, a widok jego obdartej ze skóry twarzy sprawił, że serca podskoczyły wam do gardła. Nie trzeba było długo czekać, gdy z mgły zaczęli wychodzić następni jego obudzeni z martwych towarzysze. I kolejni.
Naliczyliście na oko tuzin żywych trupów, choć mleczny opar nieco w tym przeszkadzał. Mimo iż poruszali się powoli i niezdarnie, otaczali was półkolem, skutecznie odcinając obie drogi ucieczki. Za sobą, w odległości kilku metrów, dostrzegliście blade ściany zrujnowanej świątyni.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Evandril
Dołączył: 01 Kwi 2011
Posty: 87
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 17:20, 09 Lip 2011 Temat postu: |
|
|
Giovanni de Sanctis
Czarodziej zaczął ten dzień dość późno, bo jako ostatni zszedł na śniadanie, a jego humor był zdecydowanie lepszy, niż przez ostatnie kilka dni, na co wpływ miał z pewnością wspaniały seks z łuczniczką. Minusem było to, że i tak się nie wyspał, no i plecy go trochę bolały od twardego łóżka, ale co tam - najważniejsze, że noc ogólnie zaliczał do udanych
Na śniadanie zjadł rosół i kaszę na skwarkach, a potem udał się z towarzyszami na poszukiwanie tego całego Utraconego Miasta i złodziejki, która sprzedała paserowi diadem. Oznaczało to pewnie włóczenie się bez celu po parszywej dzielnicy i miał nadzieję, że jedynie to. Jak na zawołanie, gdy tylko przekroczyli bramę, rozpadało się, aż w końcu rozlało. Płomienisty, zwykle klnący na czym świat stoi w takich momentach, o dziwo okazał się dość spokojny. Najprawdopodobniej dlatego, że zamiast o deszczu myślał o falujących mu zeszłej nocy przed oczami dużych i kształtnych piersiach Vegari.
Momentami rozglądał się, słysząc dziwne odgłosy, ale nie umiał niczego dojrzeć. Chwilami czuł również, jak żołądek zaciska mu się w pięść, a po dłoniach przechodzą dziwne ciarki, choć umysł, mimo iż skupiony, podświadomie zaczął przenikać niepokojem, gdyż miejsce naprawdę nie było zbyt przyjemne.
No i w końcu się doigrali. Zamiast znaleźć złodziejkę, natrafili na sporą grupę żywych trupów. Mag wzdrygnął się i poczuł strach, gdy kolejne szkaradne osobniki wychodziły z mgły. Dobrze, że nie było tutaj Corteza - piesek mógłby zrobić coś głupiego i zamienić się w jednego z tych... trupów. W końcu Płomienisty odchrząknął i krzyknął do Veg.
- Zajmij ich czymś na moment, a ja postaram się złożyć zaklęcie! - Cofnął się dwa kroki. - I na Morra, uważaj na siebie!
Wbił wzrok w gruz pod sobą, by nie patrzeć na nieumarłych i oczyścić umysł ze strachu. Po chwili, przynajmniej częściowo mu się to udało, choć odgłosy truposzy przyprawiały go o gęsią skórkę na plecach. W końcu poczuł, że jest w stanie czerpać wiatry magii. Sięgnął głęboko
do studni swojej duszy i zaczerpnął jej mocy. W umyśle zaczął przeglądać znane sobie zaklęcia.
Po chwili po całym placu rozniósł się melodyjny zaśpiew, gdy Płomienisty próbował uformować z Wiatrów Magii potężną kulę ognia. Miał nadzieję, że mimo tego, iż niedawno padał deszcz, uda mu się uwolnić choćby jedną z nich. Zamierzał uderzyć w trupy mogące bezpośrednio zagrozić Vegari. O Severina się nie martwił, bo i jakoś nie obchodził go jego los. Poza tym Estalijczyka szczęście nie opuszczało, więc być może i teraz również się z tego wywinie.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
MrZeth
Dołączył: 03 Maj 2011
Posty: 76
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 19:11, 09 Lip 2011 Temat postu: |
|
|
Severin:
Mężczyzna zjadł porządna kolację nim poszedł pokoju. Dotarłszy tam zdjął buty i położył się na łóżku zamknąwszy uprzednio drzwi.
Myśli wypełzły z zakamarków umysłu niczym szczury z dziur w ścianach kuchni, gdy kucharza nie ma. Wyglądało na to, ze miasto było jeszcze gorsze niż bagno. O ile podczas podróży ich skład nie uszczuplił się ani o jedną osobę, to teraz wyparowały już dwie. Pytanie: dokąd?
Całą nadzieja w tym, ze nie poszukali LeBeau na własną rękę. Mogli go znaleźć patrząc na niewłaściwą stronę sztyletu i w taki układzie gnida wiedziałaby o tym gdzie jest reszta ekipy. Severin nie podejrzewał możliwości w stylu "znudziłem się i idę" lub "już was nie lubię". Najgorszą zatarczkę miał on... z Gio. I jakoś mag to przeżył, a Severin nie planował chować urazy, z reszta miał umowę z Vegari.
Zwadźca westchnął cicho i potarł brwi.
- Co to za pierdolone miasto... - mruknął i ta myślą zakończył ów dzień.
Następnego dnia wstał jako pierwszy. Nie wątpił, że Gio i Veg zjawią się później wiec zamówił śniadanie - jajecznicę na kiełbasie z chlebem.
Podczas konsumpcji znów pozwolił sobie na chwilę zamyślenia, aczkolwiek nie tak głębokiego jak w pokoju. Odchylił się na krześle wstecz, opierając o ścianę. Miał świadomość, ze ktoś tu może być łasy na jego pieniądze...
Dopiero teraz naszły go myśli, czy paser, którego wczoraj przyprawił o zamoczenie spodni nie ma jakichś znajomych, którzy mogą mu zaszkodzić... myśl ta jednak wyparowała z jego głowy równie szybko jak do niej wpadła.
Wkrótce an dół zeszła Vegari, a potem Gio. Zwadźca przywitał się z każdym z nich skinieniem głową. Zastanawiał się jak potoczy się dzisiejszy dzień. Severin miał nadzieję, że nie będzie przesadnie nudno...
Gdy z mgły wyłoniły się pierwsze zombie Severin przeklął swoją nadzieję na "coś ciekawego".
- Co to za pierdolone miasto... - mruknął, cytując siebie z poprzedniego dnia. Kości w karku chrupnęły, gdy mężczyzna przekrzywił głowę w prawo, a potem lewo. - Znów trzeba będzie tańczyć - westchnął cicho. Plan był prosty. Atakować najbardziej wystawiającego się zombie, korzystając z przewagi zasięgu i cofać się w stronę De Sanctisa. W razie potrzeby można zaprawić jakiegoś truposza kopniakiem, tylko grunt musi być pewny, bo przewrócenie się może mieć bardzo kiepskie skutki...
Post został pochwalony 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Ouzaru
Blind Guardian
Dołączył: 23 Sty 2011
Posty: 110
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 19:15, 10 Lip 2011 Temat postu: |
|
|
Sev i Veg feat. nasz ukochany Gio!
Jako druga na śniadaniu zjawiła się Vegari. Ziewając i przeciągając się, by jakoś rozruszać obolałe mięśnie, zamówiła naleśniki i poszła do stolika, który zajmował już Estalijczyk. Przywitał się z nią skinieniem głowy, jednak kobieta miała na tyle dobry humor, że od razu go zagadała.
- Dzień dobry, Severinie! - powiedziała, uśmiechając się szeroko. - Można się przysiąść?
- Jak najbardziej, zapraszam - odparł mężczyzna, odsuwając Vegari krzesło. W sumie byłoby dobrze chwilę pogawędzić przed wyruszeniem na miasto... - Pracowita noc? - mrugnął do niej, uśmiechając się.
- Owszem, pracowita i udana, ale jakże przyjemna. A co? Czyżbyś był zazdrosny? - Puściła mu oczko, czekając na swoje zamówienie. Usiadła, rozwalając się wygodnie na krześle i podsunęła sobie drugie, by mieć gdzie wyciągnąć nogi.
- Neh, zajętych staram się nie tykać - odparł mężczyzna. - Ale nie wykluczam, że gdyby się jakaś urodziwa kobieta mną w nocy zajęła, to bym był zdecydowanie szczęśliwszy - uśmiechnął się półgębkiem. - Ale nie ryzykuję... wiesz... kwestie zdrowia tu są równie wątpliwe, co kwestie etyki.
- Starasz się nie tykać? Oj, to nie zawsze ci wychodzi! - Zaśmiała się wesoło. - Widzisz, a ja sądziłam, że zwadźcy to tak specjalnie się interesują kobietami innych mężczyzn, żeby mieć się z kim kłócić i pojedynkować.
Po głosie słychać było, iż jest w znakomitym i mocno rozbawionym nastroju. Oraz że się świetnie bawi.
Severin pokręcił głową w odpowiedzi.
- Jedna z metod prowokacji, ale ja nie planuję walczyć z Gio. Skoro gość się już uspokoił po ostatniej “burdzie”, to nie bedę dokładał do ognia, w końcu mam z nim współpracować, a nie się zabijać. Jestem zwadźcą, moja droga, a nie idiotą... choć czasem może zdawać się inaczej - zaśmiał się cicho. - Tak bardzo ci zależy, by dwóch mężczyzn tłukło się o ciebie? - mrugnął do niej.
- Zawsze to jakieś urozmaicenie w tym smutnym jak pizda mieście - odpowiedziała radośnie, szczerząc się w szerokim uśmiechu. - Ale tak na serio, to cieszę się, że już nie będziecie się kłócić. I doceniam, że wciąż trzymasz się naszej umowy. - Przekrzywiła lekko głowę. - Chociaż cieszyłabym się, gdyby to nie tylko była umowa, lecz chęć, szczera chęć, współpracy.
Severin opuscił lekko głowę, szczerząc się. - Nie utrudniaj mi mojego zadania nieinteresowania się tobą - uniósł brew, patrzac na nią. Też wyglądał na rozbawionego.
- To czy będę z nim wspólnikiem, przyjacielem czy wrogiem zależy tylko od niego, wierz mi... a propo wspólnictwa... Kruk i Kat zaginęli bez wieści... masz choc blade pojecie gdzie się zawinęli?
- Wierzę, wierzę. - Machnęła ręką. - Gio to Piromanta, jemu wystarczy mała iskra, by wybuchnąć. Wierz mi. - Uniosła prawą brew, przypominając sobie jedną akcję z karczmy. - Jeśli zaś chodzi o naszych towarzyszy, to pewnie już ich szczury wpierdalają.
Stwierdziła to z nieziemskim wręcz spokojem. Odpowiedziało jej głębokie westchnienie.
- Uczcijmy zaginiecie połowy zdrowych kobiet tego miasta kilkoma sekundami ciszy - zaproponował Severin.
Przez kilka sekund Vegari wierciła się niespokojnie na krześle, milcząc.
- Starczy? - zapytała po chwili. - Jeśli tak, to super. Hej, gdzie te naleśniki?! - wydarła się przez całą salę, zwracając na siebie uwagę kilku gości. - I na chuj się patrzycie?! Wpierdol?!
Panowie od razu wrócili do swoich zajęć, a łuczniczka jedynie uśmiechnęła się pod nosem, kiwając stopą.
Severin uderzył się otwartą dłonią w czoło.
- Z ciebie byłaby świetna aktorka...chociażby to wczoraj. - Waśmiał się. - Mina Gio była naprawdę niesamowita...
- Albo zwadźca! - Wcięła mu się w wypowiedź. - Niesamowita? Bezcenna! Moje kochane półgłówki.
Przechyliła się przez stół, by zmierzwić włosy Severina.
- Tylko nie zapomnij mnie dziś bronić na mieście, mój ty mało inteligentny, ale słodki brutalu. - Puściła mu oczko i szturchnęła go pięścią w ramię.
Parskniecie śmiechu skreśliło słowa, które chciał powiedzieć Severin.
- Tego... y... jasne, hyhy - rzucił, na chwilę znów udajac głupa. - Gio ma za mało dystansu do siebie by coś takiego znieść bez gotowania się w środku... - stwierdził. - Ej, ale inna sprawa... - Mężczyzna potarł brodę. - Mamy dwie osoby mniej do podziału nagrody za łepetynę LeBeau - rzucił i westchnął. - Zastanawiam się, ile tego musiało być, byście zaryzykowali podróż w to miejsce... ale o tym chyba pogadamy kiedyś indziej... - Severin westchnął.
- No cóż, jakby co to na mnie możesz odnośnie obstawy liczyć, chociaż sądzę, że potrzebuje jej raczej twój mężczyzna. - Mrugnął do niej.
- Do podziału jest stówa, czyli wychodzi... - zastanowiła się chwilę - jakieś trzydzieści trzy ecu... i coś. Wskażesz nam LeBeau i będziesz miał tę kasę, choć, jak już wspomniałam, nie lubię się dzielić. - Wzruszyła lekko ramionami i zaczęła się bujać na krześle. - A wracając do tematu Gio, to w końcu mag i uczony, więc czego oczekiwałeś? To i tak się nieco wyluzował, jakbym wycięła mu taki numer na samym początku, pewnie spaliłby cały targ! - Zaśmiała się i niewiele brakowało, a spadłaby z krzesła, gdy przypadkowo straciła równowagę. - No ale mniejsza o to. Najważniejsze, by dać mu trochę czasu na sklecenie zaklęcia. Hmm... - Zamyśliła się nad czymś. - Sev, ufasz mi? - Uśmiechnęła się szeroko.
- Odnoszę wrażenie, zę to pytanie pułapka. - Zwadźca uśmiechnął się. - Jesteś zdecydowanie zbyt inteligentna i piękna by móc ci w pełni zaufać, moja droga, ale to czyni znajomość ciekawszą - mrugnął do niej. - Czym jest życie bez odrobiny ryzyka?
- A skoro jest z ciebie taki ryzykowny komplemenciarz, powiesz mi KONKRETNIE, jak wygląda LeBeau? - Przygryzła wargę w zawadiackim uśmiechu. - To tak na wypadek, jakby ci się zmarło.
Severin spojrzał na nią i uniósł brew. - Hej, mógłbyś mi powiedzieć jak wygląda ten gość, bo wolę dostać pięćdziesiąt zamiast trzydziestu ecu. - Uśmiechnął się do niej. - Nie no na tyle ci ufam, by powiedzieć, ale nie mam dostatecznej motywacji. - Poruszył brwiami i westchnął. - Spokojnie, ja tak łatwo nie umieram.
- A co by cię zmotywowało, hm? - zapytała. - Może to?
Nagle chwyciła jego twarz w obie dłonie i złożyła na ustach długi, namietny i bardzo głęboki pocałunek z języczkiem. W pewnym momencie aż się podniosła, napierając na biednego zwadźcę całym swoim ciałem.
Gdy pocałunek się skończył, usłyszała tylko powiedziane szeptem “Nieźle, ale musisz się bardziej postarać.”
- Nie przeginaj, Sev. - Uśmiechnęła się do niego w dość dziwny i niepokojący sposób, a chwilę później mężczyzna poczuł na swym kroczu ukłucie sztyletu.
- Nie za ostro tak od razu? - zapytał zwadźca.
- Lubię się bawić na ostro... - lubieżnie wyszeptała mu prosto do ucha i polizała mężczyznę po policzku.
- Twój luby spali tę knajpę, jeśli nas zobaczy, więc musiałabyś znaleźć na to inną porę...- odpowiedział jej niskim, ściszonym głosem. - Zabawa na ostro to jedno, ale podpłomyki to drugie.
Kobieta nie wytrzymała i zaśmiała się wesoło, zabierając sztylet i wracając na swoje miejsce. Bardzo dobrze się bawiła i zapewne powiedziałaby coś więcej, gdyby w tym samym momencie nie podszedł karczmarz z jej naleśnikami. Dziwnie się przyglądał Vegari, ale jakoś się tym nie przejęła. Kiedy odszedł, zabrała się za jedzenie.
- No, w końcu. Zdechnąć z głodu tutaj można, co za pierdolona dziura - mruknęła pod nosem. - Zatem, Sevuś, co by cię zmotywowało? - zapytała nagle.
- To temat już na inną rozmowę, jak to się mówi, warto mieć wszystkie furtki otwarte... - Severin zaśmiał się cicho. Ta kobieta była naprawdę ciekawą osobą. Zwadźca mógł mówić co chciał, logika i rozum nakazywały mu nie podejmować prób odbicia Vegari magowi, ale ta gra bawiła go na tyle, że aż żal było ją przerywać teraz...
- Ty za dużo gadasz i za dużo dyskutujesz, a za mało działasz. Taka rada na przyszłość. - Puściła mu oczko znad talerza, nadziała kawałek naleśnika na widelec i podstawiła Estalijczykowi pod nos.
- Potrafię działać, gdy trzeba, o to się nie lękaj. - Mężczyzna mrugnął do Veg. - Dokarmianie swoich głodujacych, tępawych ochroniarzy? - zapytał, zjadając podany kawałek naleśnika.
- Ktoś musi o was dbać, robaczki... Przecież jesteście zbyt tępi, by sobie coś zamówić. - Puściła mu oczko. - To co? Może jednak obalisz tę teorię i zamowisz mi jakieś dobre wino lub jakiś mocny trunek?
- Przed akcją? Na wszystko jest właściwy czas, a diabli wiedzą, co tam spotkamy. - Severin westchnął, poważniejąc lekko. - Lepiej byś zachowała całą swoją inteligencję, a nie osłabiała ją z samego rana
- Och, już nie pierdol. - Prychnęła. - Choć nie powiem, jesteś w tym całkiem niezły... Jak chcę się napić, to piję i żaden facet mi nie zabroni. - Posłała mu lekki uśmiech i dziwne spojrzenie z niebezpiecznym błyskiem w oku.
- Żaden? - Severin poruszył brwiami, patrząc jej w oczy. - Jesteś pewna tego stwierdzenia? - Uśmiechnął się półgębkiem. - Hmm... - Uniósł brew.-
- Ach, co mi tam, za ten pocałunek coś ci się należy. - Mrugnął do niej. - Karczmarzu. Wino, a porządne! - rzucił przez salę.
- Łeee... A już było tak fajnie... - Przekrzywiła lekko głowę, uśmiechając się niewinnie. - Jak widzisz... ŻADEN. Normalnie nie stanowisz dla mnie żadnego zagrożenia i wyzwania, mój drogi Estalijczyku. - Posłała mu całusa w powietrze. - Ale i tak cię lubię, może da się ciebie jeszcze jakoś ciekawie wykorzystać. - Puściła mu oczko znad ramienia, uśmiechając się przy tym delikatnie i uroczo jak jakaś słodka panienka.
- A kto powiedział, ze zamawiam je dla ciebie? - zapytał Severin, uśmiechając się szeroko. - Wysil się lekko, to może dostaniesz kielich - mężczyzna uniósł brew.
- Sam to stwierdziłeś. - Wzruszyła ramionami. - W końcu za pocałunek coś mi się należy... - Zaczęła niewinnym wzrokiem rozglądać się po ścianach i suficie. Nie dość, że miała wspaniałą noc, to teraz jeszcze świetny poranek. Co jakiś czas przechodził ją taki lekki dreszczyk podniecenia, gdy się drażniła z Estalijczykiem i w myślach prosiła Ranalda, by Gio jeszcze przez jakiś czas spał.
- Nie powiedziałem co... - Severin wzruszył ramionami i uśmiechnął się rozbrajająco. - Widzisz, to tylko w bajkach całus daje jakaś władzę nad mężczyzną, tak naprawdę wymaga to o wiele więcej wysiłku. - Mężczyzna pokręcił głową.
Gospodarz nie kazał czekać długo swym klientom, donosząc wysoką butelkę ze złotą etykietą, pełną czerwonego wina. Postawił ją na środku stołu, a dwa w miarę czyste kieliszki przy Severinie i Vegari.
- Wino mające swoje lata, pełne dobrego smaku i niezapomnianego szczepu - powiedział karczmarz, klaniając się lekko. - Dwa ecu się należy.
Wyciągnął w kierunku Severina dłoń i zamerdał palcami.
Severin spojrzał na niego z krzywym uśmiechem. Chwycił butelkę i spojrzał wpierw na nią, a potem znów na karczmarza.
- Zamawiałem porządne wino, a nie wino i błazna - zauważył zwadźca. - Jak dostaje czegoś czego nie zamawiam robię się niemiły.
- Sev, chcesz dyskutować z moim wujkiem? - Wtrąciła się Vegari, wracając do swych naleśników. - Pij, pij, będziesz łatwiejszy i bardziej skory do rozmowy. - Puściła mu oczko i ponagliła gestem ręki, by zapłacił. Nie była zadowolona tylko z jednego... Tak się zagadała, że śniadanie jej prawie wystygło.
Thierry nie czekał na żadne wyjaśnienia, jedynie zagwizdał w dwa palce, a po chwili z zaplecza wyczłapał wielki mężczyzna o posturze niedźwiedzia i twarzy mordercy. Podszedł do stolika zajmowanego przez Veg i Severina, a następnie spojrzał tępo na gospodarza.
- Co jest, teściu? Komuś mam ryja obić? - zapytał wielkolud z nadzieją w głosie.
- Spokojnie, Patrice. Ten pan… - Wskazał palcem na Seva. - Po prostu nie chce zapłacić za nasze dobre wino, które stało w piwnicy dwadzieścia lat. Wyobrażasz to sobie?
- Nie? - Tamten strzelił z kostek w pięściach. - Mam go wyrzucić i dać nauczkę?
- Najpierw dajmy mu szansę, Patrice... - Karczmarz spojrzał na Severina. - Więc jak, drogi panie? Płacisz za wino, czy chcesz robić za pajaca na zewnątrz?
Uśmiech gospodarza nie był zbyt ciekawy.
Na stole wyladowało pół ecu. - Sprawdzimy, jakie jest to wino - powiedział Severin, dalej uśmiechając się lekko. - Tak się składa, przyjacielu, że na winach się znam, nie wychowywałem się w Estalii, nie korzystając z owoców tamtejszego słońca. Zadecydujemy, że wino jest warte dwa ecu, to dostaniesz resztę dwóch ecu... a jak nie to dostaniesz resztę butelki i poszukasz frajera w innym czasie - powiedział i wzruszył ramionami. Kątem oka obserwował wielkoluda. Jeśli zadecyduje się być niemiły to trzeba bedzie podjąć działania zapobiegawcze...
Z kolei Vegari starała się nie śmiać. Widać metody “wujka” nie zmieniły się przez ostatnie lata i były dokładnie takie same, jak pamiętała. Nawet Patrice nic a nic nie poprawił swej... inteligencji. O ile można było tak to nazwać. Z zaciekawieniem obserwowała dalszy rozwój wydarzeń i bynajmniej nie miała zamiaru ingerować.
- No to próbuj pan. - Karczmarz zachęcił Severina, zakładając ręce na piersiach.
Severin polał sobie do kielicha i skosztował, smakując chwilę. Tak jak zawsze lekko przepłukał winem usta przed przełknięciem połowy. Skrzywił się lekko początkowo.
Nie maił stuprocentowo pewnej miny. - Hm. Niby niezłe... - mruknął.
Thierry zgarnął ze stołu pół ecu, po czym spojrzał na zwadźcę.
- Resztę dogadamy, jak będziecie się wyprowadzać.
Skinął głową na ochroniarza i udali się razem na zaplecze.
- No, to ci gładko poszło. - Ciężko było wyczuć, czy mówi szczerze, czy tylko szydzi z mężczyzny. Jej wyraz twarzy był neutralny i spokojny. - Twoje zdrowie, Severinie. - Tym razem uśmiechnęła się lekko.
Mężczyzna westchnął cicho, polał kobiecie. - Wybili mnie z rytmu, musimy jeszcze kiedyś powtórzyć taką debatę... było zdecydowanie zabawnie.
- Ale widzisz? ŻADEN mężczyzna nie może mi niczego zabronić. - Uniosła kielich do góry, w geście zwycięstwa.
- E tam, po prostu mi się nie chce. - Severin machnął ręką i popił wina.
- Oczywiście - odparła znowu tym neutralnym tonem, a na jej ustach, w samych kącikach, zagościł delikatny uśmiech. - Zatem twoje zdrowie, mój drogi.
Upiła kilka łyków i odstawiła kielich, cmokając cicho.
- Mocne kurestwo, oj, będzie trzepać!
Mocy temu winu nie dało się odmówić. Ze smakiem nieco gorzej, ale co tam.
- Wiesz, może po prostu miałem ochotę znów zobaczyć twój uśmiech? Ze mną nigdy nie wiadomo. - Severin mrugnął do łuczniczki. - Nie wiem, co zrobiłaś temu biednemu magowi, ale jeśli TERAZ będzie narzekał na mieście, to zacznę się robić złośliwy - skwitował.
- Od razu biednemu... - Prychnęła. - To ode mnie zależy, czy będzie bogaty, czy skończy jak szczur, których tu wiele. I ty też o tym nie zapominaj. - Poklepała go delikatnie po policzku.
- Nie musisz wymyślać mi dodatkowych powodów, by o ciebie dbać - zapewnił Severin, uśmiechając się. - A propo dbania, dojadaj nim wystygnie zupełnie, chyba słyszę kroki na schodach... biorę butelkę ze sobą, dopijemy przy wieczerzy, już z Gio, hm? - zaproponował.
- Już wystygło, dlatego czekam na Gio. Ma tę przewagę nad innymi, że jest ZAWSZE gorący i napalony. - Uśmiechnęła się dziko. - I czemu nie. Będzie ciekawie...
Nie powiedziała nic więcej, wolała nie uprzedzać faktów.
- Z tego co ja widziałem, to deszcz gasi go skutecznie - stwierdził zwadźca.
- Jak każdy ogień... - zamruczała, dostrzegając maga na schodach.
- Ogień w duszy nie gaśnie nigdy... - zanucił cicho Severin, po czym upił trochę wina. Skinął głową Gio na powitanie.
Dopiła wino, które jeszcze miała w kielichu i przez dłuższy czas uśmiechała się do maga zalotnie.
- Jak się spało? - zapytała. - Zamówiłabym ci jakieś śniadanie, ale nie byłam pewna, o której wstaniesz... A właśnie, mógłbyś mi to nieco podgrzać? Proszę...
Była bardzo milutka i nieśmiało podsunęła swój talerz w stronę maga, rzucając mu przy tym błagalne spojrzenie. Od razu zauważył, że jest dziwnie wesoła i ma naprawdę dobry humor, wystarczyło, że spojrzał w jej oczy. No i że trochę wypiła.
- Spało się średnio, ale wrażenia tej nocy były warte niewyspania - uśmiechnął się spod wąsa i chwycił za talerz przytrzymując go w obu dłoniach. Po chwili naleśniki zaczęły lekko parować. - Proszę bardzo... Widzę, że ty również masz dobry nastrój. To po naszej nocce, czy coś się... - tu spojrzał na Severina i powrócił wzrokiekm z powrotem na Veg. - stało...
- Nic takiego, miałam niezły ubaw. - Puściła mu oczko. Żałowała, że nie zna Tileańskiego, wtedy spokojnie mogłaby powiedzieć, co ją tak rozbawiło i nikogo przy tym nie urazić. - Poza tym degustowałam wino na dzisiejszy wieczór, mam nadzieję, że zechcesz się z nami napić? Kopie jak jasna cholera... - Uśmiechnęła się szeroko. - Bo jak mówiłam, ŻADEN mężczyzna mi niczego nie zabroni.
Doskonale wiedziała, że Giovanni nie miałby z tym większego problemu, ale to dlatego, że jej na nim zależało i nie chciałaby się kłócić.
- Jesteś pewna, że żaden? - spojrzał na nią ciekawsko, uśmiechając się zadziornie.
- Owszem. - Pokiwała twierdząco głową. - Ale czy ja kiedykolwiek powiedziałam, że de Sanctis to “żaden” mężczyzna?
Oparła podbródek na dłoni i pochyliła się w stronę Gio, zaglądając mu głęboko w oczy. Uśmiechnęła się przy tym lekko, zupełnie się nie kryjąc z faktem, że coraz bardziej traci głowę dla czarodzieja. O ile Severina traktowała z góry, o tyle względem Tileańczyka była wręcz - nienaturalnie jak dla siebie - uległa. Ale nie przeszkadzało to łuczniczce.
Płomienisty bardzo szybko załapał aluzję i doszedł do wniosku, że chyba Vegari nieźle musiała jechać po Severinie. Cóż, dzień zaczął się zaiste dobrze.
- Gospodarzu! Rosół i kaszę na skwarkach dla mnie! - krzyknął przez salę, wybijając miarowy rytm palcami o blat stolika. Uśmiechnął się do Vegari i pocałowal ją delikatnie w usta.
Zwadźca nie przeszkadzał parze w rozmowie. Popijał wino i wzdychał co jakiś czas. Zastanawiał się, kiedy ruszą tyłek dalej... Z kolei złodziejka zajęła się swoim śniadaniem, tym razem pilnując, by jej nie wystygło.
- Gio, napijesz się z nami wieczorem? - zapytała po dłuższej chwili.
- Przecież wiesz, ze ja nie mogę pić wina... - Spojrzał na nią. - Ale jeżeli chcesz się napić z Severinem to nie ma sprawy.
- Ani krzyny? - zwadźca uniósł brew. Myślał, ze będzie okazja wreszcie jakoś normalnie pogadać z Gio, a tu nici...
- Trochę mogę, ale mimo wszystko “trochę” to i tak dla mnie za dużo. Kilka tygodni temu po trzech lampkach wina niemal spaliłem karczmę. Alkohol nie służy Magistrom Ognia. - Wyjaśnił.
- Niemal... słowo klucz, panie Magister - powiedział Severin. - Poza tym nikt nie każe ci pić paru lampek. Ot kielich...
Vegari była przy tym i aż się uśmiechnęła na samo wspomnienie tamtej akcji.
- Było wesoło! I gorąco!
- Mogę się napić kompotu zamiast wina, jeśli już tak bardzo zależy ci na moim towarzystwie, Estalijczyku... - Giovanni utkwił w nim swoje spojrzenie.
Severin zaś obejrzał się na Vegari. - Chyba lepsze niż nic, nie uważasz? - zapytał.
- Pewnie, nawet nie zauważy, jak mu dolejemy wina. - Puściła mężczyźnie oczko. Końcowkę zdania powiedziała w estalijskim.
- Tak czy inaczej będzie weselej jeśli jednak nam będziesz towarzyszył - stwierdził Severin, znów zwracając się do maga.
- Skoro aż tak bardzo nalegasz. Jakoś nie mogę cię rozgryść. Najpierw dajesz mi po mordzie, a teraz chcesz byśmy razem siedzieli i pili wino?
- Pochodzę z Estalii. Tam zatarczki są na porządku dziennym. Czasem dasz komuś w łeb, a parę dni później się z nim napijesz. - Zwadźca wzruszył ramionami. - Pracujemy razem, jak będziemy tylko myśleli jak sobie dopierdolić, to nie wyjdziemy stad żywi w komplecie, nie sądzisz?
- Ja wiedziałem to od dawna, dobrze, że w końcu sam do tego doszedłeś. - Uśmiechnął się lekko.
W odpowiedzi otrzymał jedynie bezradny gest rękoma.
- Nie bywam w Tilei i nie wiem jak to u was funkcjonuje, ale wnioskując po twoim spojrzeniu jak następnego dnia rano zszedłeś an dół twoje myśli rozmijały się z powyzszym - Severin też się uśmiechnął. - Ale to nieistotne. - Machnął ręką.
Wzruszył ramionami.
- Było-minęło. My, czarodzieje Ognia, zwykle tak mamy. Że wybuchamy gniewem i przez jakiś czas nosimy go w sobie, a potem to po prostu mija. Każdy ogień w końcu się wypali.
- Śmiem się nie zgodzić. Znam ogień, który płonie wiecznie - uniósł lekko kielich. - Wasze zdrowie. - stwierdził, po czym się napił.
- A ja mogę potwierdzić, że Gio lubi się powkurzać, ale szybko mu przechodzi. - Vegari postanowiła się w końcu wtrącić do rozmowy. - Sev, jeśli ci chodzi o namiętność, to coś w tym jest. Ale każde uczucie z wiekiem i czasem przemija. Dlatego warto się cieszyć tym, co się ma w danej chwili i nie myśleć na zapas.
- Uczucie z wiekiem i czasem przemija? Mówisz to tak, jakbyś cokolwiek o tym wiedziała. - Mag uśmiechnął się do kobiety cynicznie.
Sev pokręcił głową przecząco.
- Credo mojej rodziny. - Wyjaśnił nim rozmowa na temat miłości potoczyła się dalej. - Co do namiętności - zgodzę sie z Vegari. Co do miłości - z Gio. - Wzruszył ramionami.
- Magu, jak rozumiem, uważasz, że miłość jest nieśmiertelna i ponadczasowa? - Kobieta uniosła brwi do góry, nieco zaintrygowana tym tematem.
Płomienisty pokiwał przytakująco głową.
- Oczywiście, że tak. Jeśli miłość jest prawdziwa, przejdzie przez wszystko i nawet jeśli dwóch osób, które się kochały nie będzie już na tym świecie, miłość przetrwa. W sercach ludzi, którzy ich znali i którzy będą wspominać ich przy kominku, lub innych okazjach. - Giovanni zabrał się za posiłek, który doniosła mu służka. - Zgadzasz się ze mną, Estalijczyku? Czy mimo wszystko masz do tego inne podejście?
- Mam nieco bardziej metafizyczne podejście do drugiej części... ale to jest dialog na dziś wieczór - stwierdził. - Proponuję zabrać się za robotę, a dywagacje pozostawić na czas powrotu.
- Jestem jak najbardziej za tym. Poza tym przy kolacji z chęcią poznam tę “metafizyczną” stronę twojego podejścia. - Skinał głową południowcowi.
- Pfff, takie tam pierdolenie. - Vegari machnęła ręką, po czym zabrała swój pusty już talerz i poszła odnieść do szynkwasu. Aż się musiała przejść z tego wszystkiego. Że też faceci byli TACY naiwni!
//Deklaracja poszła prosto do MG, więc tym razem tylko dialog //
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Serge
Parias
Dołączył: 23 Sty 2011
Posty: 178
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Dunbar, Szkocja
|
Wysłany: Pon 12:56, 11 Lip 2011 Temat postu: |
|
|
Doskonale zdawaliście sobie sprawę, że jedynym wyjściem było walczyć, więc bez zastanowienia ruszyliście, by wykosić sobie drogę wśród nadciągających nieumarłych. Mieli co prawda przewagę liczebną, jednak wy byliście dużo szybsi i zwinniejsi, niż pokracznie poruszające się trupy.
Severin nie czekał na zaproszenie, tylko natarł na najbliższych zombie z prawej strony. Z gracją kota uchylił się przed łapą jednego z nich, a następnie dźgnął go ostrzem rapiera prosto między oczy. Oponent padł jak stał, a zwadźca wyszarpnął broń, obrócił się na lewej nodze i najpierw rozpłatał kilkoma cięciami brzuch kolejnego, by w finale - niemal automatycznie - znów uderzyć w głowę, przebijając mózg trzeciego. Postronny obserwator mógłby stwierdzić, że Estalijczyk wręcz tańczył ze swym rapierem wokół pokrak, które chciały go dopaść. Jak na razie skutecznie udawało mu się odpierać ataki nadciągających truposzy.
Walcząca z lewej strony Vegari nie siliła się na niepotrzebną finezję. Kopała, uderzała barkiem bądź wolną pięścią w stwory, rozdając przy okazji celne uderzenia swym mieczem i uchylając się przed ciosami, gdy zachodziła taka potrzeba. Tu poleciała odcięta dłoń, tam ręka, a jeszcze gdzie indziej głowa. Łuczniczka mimo wyraźnego szału, jaki ją ogarnął, starała się trzymać sztywno na nogach i nie zagłębiać zbytnio w szeregi zombie, gdyż to mogłoby oznaczać jej koniec.
Severin i Veg dobrze sobie radzili, trzymając obie flanki, dając tym samym czarodziejowi chwilę na inkantowanie zaklęcia. Piromanta wyśpiewywał słowa czaru czerpiąc coraz więcej energii magicznej. Wiedział, że nie będzie miał drugiej okazji i chciał wykorzystać ją jak najlepiej. Gdy słowa wypływały z jego ust, czuł wirujące wokół siebie wichry magii. W jego dłoniach pojawiała się wielka kula energii wspomagana siłą jego umysłu i słów. Gdy zbyt trudno było utrzymać falę, wykonał ostatni gest i posłał ją ruchem wirowym ku nadciągającym z lewej strony Vegari kilku zombie.
Kobieta poczuła jedynie podmuch gorąca, gdy kula ognia minęła ją z zawrotną prędkością i niemal zmiotła trzech przeciwników naraz, spopielając ich na miejscu. Dwóch najbliżej stojących zajęło się ogniem. Mimo iż płonęli, wciąż szli w kierunku Vegari, wydając z siebie złowieszcze pomruki. Łuczniczka jednemu ścięła głowę w biegu, a drugiego kopnęła w klatkę piersiową. Tamten zatoczył się i wpadł na idących za nim kompanów, przewracając ich i zajmując ogniem. Nie wyglądało to najlepiej.
Stojący kilka metrów od tych wydarzeń Severin jedynie kątem oka dostrzegł, co się dzieje, gdyż sam skupiony był na kolejnych trupach. Mimo iż położył ich już pięć lub sześć, coraz to nowe pchały się pod jego rapier, a zwadźca czuł, jak ramię zaczyna już powoli boleć, mimo iż broń była dość lekka. Co najgorsze, wydawało się, że nieumarłych nie ubywało, a wręcz na odwrót - coraz to nowi wychodzili z gęstej mgły.
Rozejrzeliście się wokół. Położyliście część przeciwników, jednak wciąż zbliżało się do was więcej niż tuzin. Vegari i Severin odczuwali już skutki tej walki, tak samo jak czarodziej, który dyszał ciężko i otrzepywał dłonie - w palcach wciąż czuł mrowienie od Wichrów Magii, a na jego czoło wstąpiły grube krople potu. Wiedział, że na kolejne zaklęcie będzie musiał teraz poświęcić więcej czasu, którego nie mieliście. O ile w ogóle jakieś by splótł po takim wysiłku.
Gdy zdawało się, że sytuacja jest dość nieciekawa, nagle powietrze przeciął bełt, który z mlaśnięciem wbił się w paskudny łeb trupa, który zbliżał się do Severina. Obejrzeliście się w jedno tempo, dostrzegając po prawej stronie, na skraju budynku, czarnowłosą, zgrabną kobietę, która odrzuciła kuszę i z dwoma długimi sztyletami w dłoni rozprawiała się ze zbliżającymi nieumarłymi. Była niewysoka, ubrana w jednolity, czarny strój z kapturem. Przy pasie dostrzegliście miecz i kilka rodzajów noży - większych i mniejszych. Walcząc, poruszała się szybciej niż Vegari i Severin, zabijając jednego trupa po drugim. W pewnym momencie spojrzała na was, uśmiechając się delikatnie, acz dziwnie. Jakby drwiąco.
- Będziecie stać i się gapić, czy ruszycie dupska?! - warknęła, wbijając ostrze w obdarty ze skóry łeb potwora. - Chodźcie ze mną, jeśli chcecie żyć!
Torując sobie drogę, zaczęła kierować się w stronę wejścia do zrujnowanej świątyni.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
MrZeth
Dołączył: 03 Maj 2011
Posty: 76
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 16:55, 11 Lip 2011 Temat postu: |
|
|
Severin:
Szermierz strzepnął delikatnie dłoń i poprawił chwyt na rapierze. Co za parszywa sytuacja... zombie wewnątrz murów miasta, toż to zakrawało na absurd.
Za jedną falą zaraz lazła kolejna, jakby dźwięki walki wabiły te cholerne zwłoki. Sytuacja zaczynała robić się na prawdę nieciekawa, gdy pojawiła się jeszcze jedna osoba... i to co najmniej interesująca. jej ruchy były płynne i Severin od raz mimowolnie się uśmiechnął. Ta kobieta potrafiłaby wspaniale tańczyć... aż szkoda, ze nie było czasu na podziwianie.
- Panie przodem - rzucił szermierz po estalijsku, skinąwszy na Vegari. Podążył za kobietami, pilnując jednocześnie, by mag nie zostawał za bardzo w tyle. W razie czego może i ręka mu się nieco zmęczyła, ale można było sprzedać kopa bardziej natarczywemu zombiakowi. Taktyka pozostawała ta sama. Dystans, dystans i jeszcze raz dystans. Zwadźca dobrze pamiętał, co działo się z Kat po ugryzieniu...
Nie było innej opcji, niż podążanie za kobietą... i nadzieja, że nie weźmie ich w jeszcze gorsze miejsce. Niby było to trudne, ale Severin otrzymał już dosyć dowodów, że to miasto jest na taki wyczyn stać.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Evandril
Dołączył: 01 Kwi 2011
Posty: 87
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 17:13, 11 Lip 2011 Temat postu: |
|
|
Giovanni
Ogień, rozbłysk i kilku spalonych nieumarłych. Tyle przynajmniej dostrzegł de Sanctis, nim nagle poczuł się, jakby był na solidnym kacu. Rzucanie czarów może i było efektowne, ale jeśli chodziło o rzucającego, było dość druzgocące. Mag zatoczył się do tyłu, łapiąc równowagę i przecierając pot z czoła. Zerknął na pole bitwy.
Zombiaki nacierały ze wszystkich stron i chyba było ich jeszcze więcej niż przedtem. Czarodziej nawet nie wiedział ilu dokładnie, gdyż sporo rozmywało mu się przed oczami. Przyłożył dłoń do zatok i potarł je mocno. Gdy odłożył palce zobaczył, jak jeden z żywych trupów pada z bełtem w głowie. Zerknął w kierunku strzału i się całkiem zdziwił, widząc jakąś czarnowłosą, nieznajomą kobietę.
No proszę, pierwsza osoba, która chciała im pomóc w tym zawszonym mieście. I w dodatku nawet całkiem ładna osoba. Nawet kobieta. Oczywiście czarodziej nie obnosił się ze swoim stwierdzeniem i zostawił je dla siebie, gdyż nie chciał niepotrzebnie drażnić Vegari, poza tym nie było teraz na to czasu.
Zaklął pod nosem jakieś tileańskie przekleństwo, zerkając na las przeciwników. Na kolejne tak silne zaklęcie jakie rzucił przed chwilą nie miał czasu i pewnie nawet sił. Severin krzyknął swoją komendę, a Gio dobył miecza.
- Veg, wycofujemy się! - krzyknął.
Nie zamierzał zostawać tu dłużej, niż było trzeba i począł się wycofywać, machając bronią gdy tylko któraś z kreatur znalazła się w zasięgu ostrza. Najważniejsze było przeżycie, a skoro nieznajoma chciała, by za nią poszli, jak na razie nie było przesłanek, by zrobić inaczej. Od czasu do czasu Gio zerkał na Veg, mając nadzieję, że nic jej się nie stanie.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Ouzaru
Blind Guardian
Dołączył: 23 Sty 2011
Posty: 110
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 17:22, 11 Lip 2011 Temat postu: |
|
|
Vegari
Zapewne gdyby to byli normalni przeciwnicy, nie mieliby większych szans. Jednak jak się szybko okazało, również przy nieumarłych nie było aż tak łatwo, jak się spodziewała. Choć walczyła z całym swoim zacięciem, wrogów wcale nie ubywało, a ją już powoli opuszczały siły. Po cięciach, po których każdy inny by dawno zwijał się z bólu i powoli zdychał, zombie po prostu szły dalej na nią, a ona musiała się naprawdę mocno postarać, by trzymać ich z dala od Gio. Raz za razem oglądała się na czarodzieja. Nie czekała na jego zaklęcie, tylko sprawdzała, czy żaden przeciwnik nie zakrada się do niego z drugiej strony. Cały czas słyszała w myślach, co do niej krzyknął i dodawało jej to sił.
Kilka chwil później czarodziej posłał zaklęcie, które wycelował w tych, z którymi walczyła łuczniczka. Raz jeszcze musiała przyznać sama przed sobą, że Gio był naprawdę potężny, o ile miał czas, by zaprezentować swoje umiejętności. To jednak niewiele dało, gdyż na miejsce spopielonych zwłok zaraz się pojawiły kolejne. Kiedy wyglądało na to, że ich przygoda zakończy się w tym miejscu, nagle pojawiła się jakaś kobieta, która postanowiła im pomóc.
Ruszając za nią, zastanawiała się, co będzie od nich chciała za tę pomoc i czy uda im się wypytać ją o złodziejkę. Na uwagę Severina zareagowała jedynie prychnięciem.
- Odważny się znalazł...
Ale skoro nalegał, nie miała zamiaru się trzymać z tyłu jak jakiś tchórz. Ruszyła, zerkając co chwilę na maga, czy aby na pewno się dobrze czuje. Pamiętała, jak wcześniej po rzuceniu zaklęcia zemdlał i wolała się upewnić, że tym razem nic takiego się nie stanie. Był trochę blady i to ją martwiło, jednak słysząc jego mocny głos uspokoiła się nieco. Zaraz też wyrwała do przodu, by pokazać Estalijczykowi, iż ma większe jaja od niego i nie boi się jakieś starej budowli.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
gRed v1.3 // Theme created by Sopel &
Programosy
|